sobota, 24 sierpnia 2013

12. Miłość niejedno ma imię cz. 2

Komenda, wieczór.
- Aśka, Ernest. Jedźcie do domu, dzisiaj i tak już nic nie zdziałamy – zarządził Kacper
- A ty?
- Ja też się zbieram. Marzę o wygodnym łóżku i ciepłym kakałku...
Joasia zachichotała pod nosem. Leniwe przekomarzania przerwał im dzwoniący telefon.
- Nadkomisarz Mol, słucham? Świetnie, jest przytomna? Aha, jeszcze nie... Postawcie tam kogoś i niech daje znać, gdyby coś się działo.
- Co jest?
- Chyba coś mamy. W końcu udało się odnaleźć siostrę zamordowanej. Leży pobita w szpitalu, na razie nie ma szans żeby z nią pogadać.

Następnego dnia Kacper znów udał się do szkoły, choć nie był do końca przekonany do tego pomysłu. Miał nadzieję, że dowie się czegoś więcej, mimo że dziewczyny z wczoraj zapewniły go, że powiedziały wszystko.
- O, to znowu pan – zauważyła wychowawczyni – Czy wiadomo coś nowego?
- Jeszcze nie, ale wciąż nad tym pracujemy. Ja do pani.
- Naprawdę? Ale w jakiej sprawie?
- Poznałem już opinię Beaty z poziomu jej rówieśników, teraz chciałbym także zobaczyć jak to wyglądało z perspektywy nauczycieli.
- No cóż... Zawsze wydawała się być porządna.
- Co znaczy wydawała się być?
- Sprawiała takie wrażenie, że jest solidna, inteligentna, uprzejma, kulturalna... Tyle mogę powiedzieć o jej zachowaniu na terenie szkoły. Wie pan przecież, że to co uczniowie robią po lekcjach to już nie nasza sprawa.
- No oczywiście, nie będę to wnikał. Czy ostatnio nie zauważyła pani zmian w zachowaniu Beaty?
- To znaczy? Wydaje mi się, że ona i Sylwia trochę odstawiły Edytę na bok. Nie wiem, może się pokłóciły... Dziewczyny zaczęły więcej czasu spędzać tylko ze sobą.
- Czy mogła się czegoś obawiać?
- Nie sądzę...
- To by było na tyle, dziękuje – odwrócił się na pięcie i wyszedł na korytarz
- Aśka? Co tam nowego? Więc mówisz, że Sylwii nie było z przyjaciółką tego wieczora? Dobra, dzięki. Już ja sobie z nią pogadam... Tak, będę spokojny.

Chwilę później, klasa od matematyki.
- Dzień dobry, komisarz Mol, chciałem porozmawiać z Sylwią Rudzik.
- Nie ma jej – odparowała natychmiast Edyta. Spojrzenia jej i policjanta na chwilę się spotkały, po czym zawstydzona dziewczyna odwróciła głowę.
- W takim razie proszę ze mną Edytę.
- Nie widzi pan, że piszą kartkówkę?
- Nie widzi pani, że w pracy jestem? Czekam na zewnątrz – oznajmił głośno i położył dłoń na klamce
- Nie zapomnij o założeniu x różny od zera – szepnął do chłopaka siedzącego tuż obok. Nauczycielka posłała mu wrogie spojrzenie, więc czym prędzej wycofał się z klasy.
- Zapewne pan już wie – przyznała Stukiewiczówna, kiedy kilka minut później pojawiła się obok Mola
- Dlaczego powiedziałaś, że Sylwia była wtedy z tobą?
- To chyba akurat jest jasne. Jestem jej przyjaciółką.
- I co, poszłabyś za nią siedzieć? Za składanie fałszywych zeznań można iść do więzienia i nie tłumacz się, że niby o tym nie wiedziałaś. Gdzie była Sylwia?
- Nie wiem. Nie chciała powiedzieć.
- W takim razie będę musiał osobiście z nią pomówić. Adres.
- Wrocław... - zaczęła drżącym głosem
- No już, nie mam czasu.
- Staromiejska 34a/5
- Widzisz... Można? Można. A czekaj, jeszcze jedno. Obiło mi się o uszy, że ostatnio poszłaś w odstawkę. No tak, Sylwia i Beata ostatnio częściej wolały się trzymać bez ciebie. Możesz mi to wytłumaczyć?
- Tu nie ma co tłumaczyć. Chodziły ze sobą.
- Dokąd chodziły? A, że... - uniósł brwi ze zdumienia
- Że były parą. Na jednej z imprez trochę wypiły i chłopacy zaproponowali, żeby dla beki nagrać jak dwie dziewczyny się całują. Beata nie miała chłopaka, więc zgodziła się od razu. Sylwię wzięli, bo była najbardziej spita. Potem chyba je trochę za bardzo poniosło no i... Nie wiem, nie znam szczegółów. Ale to od tego się zaczęło.
- I co, jest gdzieś ten filmik?
Dziewczyna wyciągnęła telefon i pokazała komisarzowi nagranie.
- Prześlij to na mój.

Po rozmowie z przyjaciółką zamordowanej, nadkomisarz Kacper Mol udał się pod wskazany przez nią adres.
- Czego? - otworzyła mu sama Sylwia Rudzik
- Chyba się zapominasz, co?
- Spadaj, wszystko powiedziałam wczoraj.
Mężczyzna wepchnął ją do mieszkania i zamknął za sobą drzwi.
- No właśnie nie. Na przykład przemilczałaś to, jak ważną rolę odgrywała w twoim życiu Beata. Byłyście razem?
- A nawet jeśli to co? Nie wolno?
- Wolno czy nie wolno, w dupie to mam. Kiedy ostatni raz widziałaś się z nią?
- Jak miała iść na to ognisko. Też chciałam iść, ale powiedziała że będzie tam jej siostra, a gdyby wydało się, że jest lesbijką... Starzy by jej żyć nie dali.
- Mogliby zrobić jej krzywdę?
- Pan to od razu wszystkich by podejrzewał. Mimo wszystko kochali córkę, nie? Powrzeszczeliby, postraszyli jakimiś szlabanami, może i mnie jakieś awantury by porobili, ale żeby rękoczyny? Nie sądzę...
- Więc kto?
- Mój były. Nieźle się wnerwił, kiedy usłyszał, że zostawiłam go dla innej dziewczyny. Poczuł się urażony i zapewniał, że jeszcze do niego wrócę.

Środa, 11 rano. Komenda.
- Ernest, zleć poszukiwania niejakiego Romana Sreczyńskiego. To były chłopak Sylwii, był wściekły, że zostawiła go dla Beaty. Miał więc motyw. A co w szpitalu?
- Bez zmian, żadnych podejrzanych w okolicy – zameldowała Joanna
- Swoją drogą, biedna dziewczyna. Chciała po prostu być szczęśliwa, a że akurat z dziewczyną... Komu to do cholery przeszkadzało?
- Rodzicom?
- Rudzik twierdzi, że nie byliby zdolni. Zresztą, nawet jeśli to za co mieliby pobić drugą córkę? Tak dla niepoznaki? Dla mnie to się nie klei.
- Ale na wszelki wypadek można ich sprawdzić.
- Dobrze Asiu, to będzie twoja działka. A ja idę do techników.
- Po kij?
- Nie, po mopa – odparł zgryźliwie koledze – Od Edyty dostałem nagranie z imprezy, gdzie Sylwia i Beata całowały się po raz pierwszy. Być może morderca był tam i załapał się w kadr. Poproszę o powiększenia twarzy wszystkich osób pojawiających się na tym filmiku.
- Człowieku, wiesz ile to ludu?
- Na pewno nie doliczę się tego na palcach jednej ręki.

Wieczorem komisarze otrzymali zgłoszenie, iż nad Odrą patrol zatrzymał podejrzanego. Ponieważ Joasia zajmowała się obserwowaniem domu rodziców ofiary, a Kacper pojechał już do domu, Ernest wydał polecenie, aby przywieziono chłopaka na komendę.
- Do pokoju przesłuchań z nim – zarządził, kiedy mundurowi przyprowadzili szarpiącego się nastolatka
- O co wam do cholery chodzi? Czego ode mnie chcecie?!
- Uspokoisz się tutaj czy musisz iść sobie zwalić? Beata Kidej, mówi ci to coś?
- Niestety tak. Szmata jebana, na dziewczyny się rzuciła suka. Rozumie pan? Jakby się pan poczuł, gdyby dziewczyna rzuciła pana dla takiej... zdziry... - wycedził przez zęby
- Na pewno niezbyt przyjemnie, ale nie zabiłbym jej z tego powodu.
- Że co?
- Chujów sto! Zabiłeś Beatę za to, że odebrała ci Sylwię. Kiedy w jej obronie stanęła siostra, pobiłeś ją i uciekłeś. Tak było?
- Ona wam tak powiedziała? Kłamie!
- Jest nieprzytomna.
- Więc bajeczki niech pan zostawi sobie dla dzieci
- Nie mam dzieci – odparł zbity z tropu Ernest
- Owszem, chciałem się odegrać, chciałem żeby Sylwia do mnie wróciła, ale nie posunąłbym się do morderstwa! Powiem prawdę, bo wolę żebyście mnie za gwałt posadzili. Chciałem przelecieć Sylwię, żeby zobaczyła co traci na rezygnacji z faceta. Nawet się na nią zaczaiłem, śledziłem ją tego wieczora...
- Dobra, słuchaj. Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia... Ja zapominam o ewentualnej próbie gwałtu, a ty gadasz wszystko co widziałeś, ze szczegółami.
- Ale na pewno?
- Pewno, pewno. No chyba że coś ukryjesz albo skłamiesz.

Jeśli komisarze myśleli, że to koniec komplikacji, to musieli być w poważnym błędzie. Po wybudzeniu się ze śpiączki siostry ofiary, okazało się, że dziewczyna nic nie pamięta z feralnego wieczora. Dotarcie do któregokolwiek z obecnych na ognisku chłopców okazało się być trudniejsze niż sobie wyobrażali. Poza niedokładnymi portretami pamięciowymi nie posiadali nic, co mogłoby naprowadzić ich na jakikolwiek trop.
Wczesnym czwartkowym południem tradycyjnie naradzali się w biurze.
- Wczoraj wieczorem pojechałem jeszcze nad to jeziorko, rozejrzeć się – przyznał Kacper – Miałem nadzieję, że może ktoś przyjdzie, ale chyba po tym jak się rozniosła wieść o morderstwie to raczej spadnie frekwencja.
- U rodziców czysto. Znaczy, są sprawy prywatne, ale raczej bez wpływu na śledztwo.
- To znaczy?
- Kacper, kurde no... Nie będę plotek rozsiewać.
- Ale że my nie potrafimy tajemnicy dochować? - oburzył się Ernest
- No dobra, powiem wam. Facet wyszedł wieczorem z domu, wsiadł w samochód i pojechał do hotelu. Żebyście widzieli jak czule witał się z jakąś cycatą blondyną w miniówce...
- Proszę, proszę – Mol gwizdnął przeciągle – A może to kochanka?
- Nie no, coś ty...
- No racja, że też wcześniej na to nie wpadłam! - dwie pary oczu spojrzały pytająco na Joannę – Wiem już kto stoi za pobiciem Kingi.
Bez słowa wybiegła z biura, zostawiając tam osłupiałych mężczyzn. Zależało jej na tym, aby jak najszybciej znaleźć się w szpitalu.
- A właśnie, byłbym zapomniał. Patrol wczoraj przyprowadził tego całego Romana.
- Teraz dopiero mówisz? I co?
- Twierdzi, że obserwował Sylwię cały wieczór. I według niego spotkała się z Beatą, właśnie nad tym stawem.
- Gdzie on jest?!
- Puściłem go. Spokojnie, ma ogon w razie co.
- Suka – zaklął pod nosem Kacper – Znowu mnie okłamała.

Kilka minut później, szpital.
- Paweł – zwróciła się do mundurowego – Byli już dzisiaj rodzice u Kingi?
- Właśnie jest ojciec, wyrwał się z pracy. Wpuściłem go, bo nie będę przecież...
- Jasne, nie tłumacz się.
Dziewczyna delikatnie uchyliła drzwi i zobaczyła jak mężczyzna pochyla się nad córką. Przy okazji podsłuchała fragment ich rozmowy.
- Ale na pewno nie powiedziałaś nic policji?
- Tato, no mówię że nie! Przecież nie wkopałabym własnego ojca, pomimo tego co zrobił...
- Trzeba było się nie stawiać.
- Mama ma prawo wiedzieć...
- Zamilcz. Jeszcze jedno słowo, a urządzę cię tak drugi raz.
Joasia pchnęła drzwi i pewnym krokiem weszła do sali.
- Panie Kidej, pojedzie pan ze mną.

- Okej, przyznaję się, uderzyłem Kingę raz czy dwa. Ale Beaty z nią nie było! - upierał się na swoim podczas przesłuchania
- Bo wcześniej ją udusiłeś, tak?
- Nie! W ogóle nie widziałem jej tego wieczoru.
- To co kurwa? Rozpłynęła się w powietrzu?!
- Nie wiem, może. Kinga powiedziała, że jakaś koleżanka przyszła i odciągnęła ją na bok.
- Co to za koleżanka?
- A co ja, infolinia? Jej pytajcie.
Joanna zerwała się na równe nogi i opuściła pokój przesłuchań. Dołączyła do kolegów, obserwujących przebieg rozmowy z drugiego pomieszczenia.
- Co o tym myślicie?
- A może to był nieszczęśliwy wypadek i boi się przyznać? - zasugerował Ernest
- Uduszenie i nieszczęśliwy wypadek? Bądźmy rozsądni...
- Panie komisarzu – w drzwiach stanęła jedna z policjantek mundurowych – Doktor Potrzeba prosi pana do siebie. Ma już raport z sekcji.
- Zawsze podsyłał, a teraz...
Zdziwiony Kacper wzruszył ramionami i poszedł do patologa.

- Tak jak mówiłem, ofiara została uduszona, najprawdopodobniej gołymi rękoma. Jednak nie po to cię tu wezwałem. Widzisz to zadrapanie na lewym policzku?
- Widzę.
- Z początku myślałem, że to wynik bójki przed śmiercią, ale... wszystkie ślady wskazują na pięść, a to jedno to zadrapanie. Mogło to być też o jakiś krzak. Mimo to przyjrzałem się temu uważnie. Nie uwierzysz co znalazłem.
- Jadowitego pająka, którego jad wywołał zgon i niepotrzebnie szukamy mordercy?
- Ciebie to jak czasem wyobraźnia poniesie... Dobrze, że książek nie piszesz.
- Co tam było? - mruknął zniecierpliwiony
- Bardzo niewielki odprysk lakieru do paznokci o kolorze czerwonym.
- Więc morderstwa dokonała kobieta?
- Na pewno kłóciła się z ofiarą i podczas tego sporu musiało dojść do tego zadrapania.
- Dzięki – poklepał go po ramieniu, po czym wyszedł. Wszystko układało się już w logiczną całość.
- Ernest, przyciśnij go, bo to on musiał pobić Beatę, ale jej nie zabił. Aśka, jedziesz ze mną – zarządził, kiedy tylko wrócił do ekipy.

Godzina 13:20. Ulica Staromiejska 34a.
- Nie otwiera – stwierdziła Joasia, kiedy już przez pięć minut dobijali się do drzwi. Kacper przystawił do nich ucho.
- Posłuchaj. Tam coś się dzieje.
Nacisnął klamkę, lecz drzwi ani drgnęły. Komisarz postanowił je wyważyć. Od razu się rozdzielili – Aśka poszła do salonu, a on do pokoju obok. Na biurku dziewczyny znalazł kartkę, na której napisane było: „Ja już dłużej tak nie mogę. To ja ją zabiłam. Nie potrafiłam znieść tego, że jednak wolała mieć faceta i normalną rodzinę.”
- Kacper, szybko! - usłyszał głos koleżanki. Wbiegł za nią do łazienki i zobaczył wannę pełną wody zmieszanej z krwią, a w środku rudowłosą z podciętymi żyłami.
- Przynieś ręczniki i dzwoń na pogotowie – polecił blondynce.

czwartek, 15 sierpnia 2013

11. Miłość niejedno ma imię cz. 1

Wtorek, godziny poranne. Komenda przy ul. Jabłkowej.
- Co z Maćkiem? Jak on się czuje? - zapytał Kacper
- A ty jak byś się czuł, jakbyś stracił dwójkę dzieci a najlepszy kumpel odbił ci żonę, która i tak potem ginie?
- Nie wiem, nie mam ani dzieci, ani żony. O co ci w ogóle chodzi Aśka?
- O to, że nie było cię, kiedy byłeś tu naprawdę potrzebny. Cichy o mało nie zginął, a Maciek...
- Maciek strzelił w obronie koniecznej – wtrącił się Ernest, zgadując co ma na myśli jego koleżanka
- Ernest, ty mi tu oczu nie mydl – Mol ściszył głos, aby nikt poza biurem ich nie słyszał – Stary to kupił?
- No wiesz, oprócz Maćka to tylko ja i Aśka wiemy jak było naprawdę, on sam nie zaprzeczył naszej wersji... więc chyba to przejdzie.
Rozmowę przerwał im dźwięk telefonu na biurku Aleksa.
- Ja nie odbieram – Aśka podniosła do góry ręce
- Dobra, ja to zrobię... Komenda przy ulicy Jabłkowej, biuro podkomisarza Ciszniewskiego, Mol przy telefonie
- Chyba raczej Mól – zaśmiał się cicho Ernest
- Ej, to ja tu jestem od robienia kawałów – oderwał się na chwilę od słuchawki
- Patrz Asia jaki oburzony.
- A wiecie – kontynuował, kiedy skończył rozmowę telefoniczną – Moja chemiczka na lekcji zawsze mówiła: Tuzin to dwanaście, kopa to pięć tuzinów a jeden mol to jeden mol. I wszyscy wtedy patrzyli na mnie.
- Równie dobrze mogła powiedzieć że jeden mol to Kacper.
- A właśnie, mamy zabójstwo.
- Znowu? Kiedy będzie jakieś porwanie albo napad... - westchnęła Joanna
- Ty lepiej wypluj te słowa, bo jeszcze się okaże że w złą godzinę to powiedziałaś. Mało ci wrażeń po ucieczce źrebaka?

Kilka minut później, ulica Sobieskiego.
- Cześć – przywitał się z patologiem Kacper – Co my tu mamy?
- Sam zobacz. Siny ślad na szyi
- Duszenie?
- Prawdopodobnie właśnie to jest bezpośrednią przyczyną zgonu, ale przed śmiercią została pobita. Być może pod paznokciami będzie miała naskórek sprawcy.
- To już coś. Kiedy zginęła?
- Jakieś 10 – 12 godzin temu.
Mol spojrzał na zegarek.
- Czyli wczoraj między 21 a 23.
- Mniej więcej. Na teraz nie mam dla ciebie nic konkretnego. Więcej...
- Tak, tak, po sekcji.
Nadkomisarz jeszcze przez chwilę przyglądał się ofierze, a następnie odszedł na bok, by skonsultować się z Ernestem.
- Nasza ofiara to Beata Kidej, lat 17. Chodziła do liceum Powstańców Śląskich. Oprócz legitymacji znaleziono portfel i telefon, więc motyw rabunkowy możemy wykluczyć.
- Dobra, słuchaj... Zadzwoń do Aśki, niech ustali adres rodziców i pojedzie do nich, a ty skocz do tej szkoły. Ja rozejrzę się po okolicy, popytam okolicznych mieszkańców... Może ktoś coś widział.
- A nie możemy na odwrót? Wiesz że ja raczej nie najlepiej radzę sobie w kontaktach z nieznajomymi.
- Co ty jeszcze robisz w tej pracy? - rzucił półżartem Kacper – No dobra, nie przepadasz za młodymi nastolatkami i wolisz staruszki z okolicznych domów.
- No wiesz ty co... mamy trupa, a jego na żarty wzięło.
- Ernest, chodź tu! Znaleźliśmy ślady wleczenia! - zawołał go jeden z techników

Godzina 10:30. Liceum, w którym uczyła się zamordowana nastolatka. Komisarz Mol został zatrzymany przez ochroniarza.
- Dokąd? Przepustkę ma?
- Zawsze i wszędzie, na wieki wieków amen – pokazał mu odznakę
- A to przepraszam, wzmocniliśmy kontrolę, bo ostatnio w szkole pojawiły się narkotyki. Pan zapewne w tej sprawie?
- Nie, jestem z wydziału zabójstw. Prowadzę śledztwo w sprawie zabójstwa Beaty Kidej. Kojarzy ją pan?
- No cóż... do szkoły przychodzi wielu uczniów, nie znam wszystkich po nazwisku.
- Rozumiem. Którędy do dyrektora?
- Prosto, pierwsze drzwi po lewo, zaraz przed kiblem.

W tym samym czasie Ernest kontynuował rozmowy z mieszkańcami okolicy miejsca zbrodni.
- Czy wczoraj wieczorem widziała pani albo słyszała coś podejrzanego? - przepytywał około 70-letnią staruszkę
- Wczoraj ja w kościele była
- No tak, ale później, około 21?
- O pierwszej ja już spała
- Dwudziestej pierwszej – powtórzył głośno komisarz
- Panie, ja mam dobry słuch i pan nie musi krzykać, żeby ja słyszała!
- Dobrze, dobrze. To co wtedy się działo?
- Ano ja nie wiedziała, bo ja telewizor oglądała.
- No nic, dziękuję...
Zrezygnowany podszedł do kolejnej bramy i zadzwonił do domofonu.
- Dzień dobry, komisarz Szewc... - nie zdążył dokończyć, bowiem ktoś odłożył słuchawkę
- No świetnie, po prostu zajebiście.
Spróbował jeszcze raz, przy kolejnym domu.
- Dzień dobry, komisarz Szewc, policja – pokazał mu odznakę – Prowadzę śledztwo w sprawie zabójstwa
- A kto zginął? - zapytał około pięćdziesięcioletni mężczyzna
- Tam niedaleko znaleziono ciało siedemnastolatki. Czy coś się działo tu wczoraj wieczorem?
- A no szła taka grupka, właśnie około 17 – 18 lat. Wyglądali na lekko wstawionych. Zastanawiałem się nawet czy nie wezwać policji, bo trochę hałasu robili, a wie pan, u mnie w domu małe dziecko jest, córka w gości przyjechała...
- No tak, tak. Ilu ich było?
- Trzech chłopaków i dwie dziewczyny... a może na odwrót? Nie, trzech chłopaków.
- To w końcu jak?
- Panie komisarzu, zmrok już zapadał, nie widziałem dokładnie. Nie wiedziałem, że to takie ważne będzie.
- Czy mówili coś, co wydało się panu dziwne?
- Nie. Często tędy młodzi przechodzą, nad tamten staw idą, bo to fajne miejsce na takie spotkania towarzyskie, ognisko, piwko, kiełbaski, rozumie pan.
- Rozumiem. Jak wyglądały te dziewczyny?
- Jedna blondynka...
- A druga? - przerwał mu natychmiast, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się czy wśród grupy nastolatków była ofiara
- Szatynka, kręcone włosy, buty na obcasach, bo tak charakterystycznie stukały jak szła, chyba dżinsowa kurtka...
- To ona – mruknął pod nosem Ernest

Kilka minut później, szkoła. Kacper zdołał dotrzeć do klasy, gdzie uczęszczała zamordowana dziewczyna. Szybko ustalił, że zawsze trzymała się z dwoma przyjaciółkami – Sylwią Rudzik oraz Edytą Stukiewicz.
- Dziewczyny, wasza koleżanka została zamordowana. Chcę wiedzieć wszystko: gdzie była, z kim, dlaczego i po co, gdzie chodziła do fryzjera, numer telefonu księdza proboszcza, numer buta i kolor majtek.
- Po co to panu?
- Żeby znaleźć mordercę. Więc?
- No cóż... Beata była skromną, cichą i lubianą dziewczyną
- Raczej nie miała wrogów – wtórowała koleżance Sylwia
- A jak w domu?
- Dobrze, nie skarżyła się bynajmniej.
- Miała chłopaka?
- Nie. Ona raczej bardziej interesowała się dziewczynami... - wyznała Edyta, ku niezadowoleniu przyjaciółki
- To znaczy?
- Jeju, co nas pan tak przepytuje? Przesłuchanie czy co? - oburzyła się Rudzik
- Dziewczyny, was to trzeba za język ciągnąć... Jak wolicie to możemy pogadać na komendzie, przejedziecie się radiowozem. A chcecie sprawdzić jakie fajne to uczucie być zakutym w kajdanki?
- Panie komisarzu, my już nic więcej nie wiemy...
- To może spotykała się z kimś? Nie każcie mi zgadywać, to wy jesteście jej przyjaciółkami. No w końcu trzymałyście się razem czy nie?
- No tak...
- Co robiła Beata wczoraj wieczorem?
- A co ja, jej Anioł Stróż jestem?
- No skoro na przerwach nawet do kibla razem chodzicie to ja nie wiem... Może ty mi to wyjaśnisz?
- Uczyłyśmy się do sprawdzianu, prawda Edyta?
- Tak, tak – przytaknęła pospiesznie dziewczyna, co wzbudziło podejrzenia Kacpra
- A co mogła robić nad stawem na osiedlu Jaracza?
- Pewnie poszła na grilla ze znajomymi. Ale nas tam nie było.
- Dobra, zmiatajcie na lekcję, bo matematyczka was udusi.

Żeńska część ekipy w jednoosobowym składzie, czyli Joanna, przepytywała rodziców ofiary. Musiała minąć dobra chwila nim byli w stanie kontynuować rozmowę po usłyszeniu fatalnej wiadomości.
- Gdzie Beata była wieczorem?
- Razem z siostrą poszły ze znajomymi na grilla. Ona też nie wróciła.
- Mogę prosić zdjęcie drugiej z państwa córek?
Mężczyzna powoli zwlekł się z kanapy i poszedł po schodach na górę.
- Jak wyglądało życie towarzyskie Beaty?
- Dość bujne, że tak powiem. Miała sporo znajomych i często z nimi wychodziła.
- Miała jakieś bliższe osoby?
- Tak, przyjaciółki z klasy. Sylwia i Edyta. Ta ruda ostatnio często u nas bywała.
- A jak układało się jej z chłopakami?
- Chyba dobrze, ale nie była w związku. Przynajmniej nic nie mówiła.
Z góry wrócił ojciec ofiary i podał Joasi zdjęcie swojej starszej córki.
- To Kinga, była z Beatą.
- Pani komisarz, co tam się wydarzyło?
- Właśnie to chcemy ustalić.

Kilkanaście minut później cała trójka spotkała się na komendzie, aby ustalić dalszy plan działania.
- Konsultacje? - wszyscy obrócili się w stronę drzwi i zobaczyli Cichego – Nie przeszkadzajcie sobie, ja tylko po swoje rzeczy.
- Więc odchodzisz? - spytał wprost Kacper
- Nie sądzę, żeby po tym co się wydarzyło, Maciek chciał nadal ze mną pracować. Ja dostałem propozycję posady komendanta... Co prawda to małe i raczej spokojne miasteczko, więc będę musiał odzwyczaić się od zabójstw, ale zarobki większe no i władza...
- Co na to stary? Mam na myśli jak to się odnosi do nas.
- Będziecie pracować w czwórkę. Przed przyjściem Aśki ten system się sprawdzał, więc nie wiem dlaczego teraz miałoby być inaczej. Grupą pokieruje jeden z was, niewykluczone że to będzie Maciek, ale teraz jest na urlopie, więc przyda się zastępstwo.
- Zobaczcie, jeszcze na swoim nie jest, a już ludzi chce rozstawiać.
- Zdaje się, że macie sprawę – przypomniał im Aleks
- No tak. Zacznijmy od tego co już mamy: w szkole dowiedziałem się, że Beata była raczej lubiana w swojej klasie.
- Swoją drogą to nas w szkołach też chyba lubią, bo ostatnio często dostajemy takie sprawy.
- Aśka, proszę cię... Nie miała chłopaka, bo najprawdopodobniej była lesbijką. Kto wie czy nie spotykała się z jakąś dziewczyną, ale pewnie robiły to w ukryciu i ciężko będzie ustalić jej tożsamość. A co jeśli ona będzie w niebezpieczeństwie?
- Matka ofiary wspomniała, że jedna z koleżanek często ostatnio spotykała się z naszą ofiarą.
- Która?
- Ta ruda.
- Czyli Sylwia. To by nawet pasowało, bo wyglądała jakby chciała coś ukryć – mruknął zamyślony nadkomisarz Mol.
- Od sąsiadów niewiele wyciągnąłem, ale udało mi się ustalić, że nastolatkowie często chodzi nad ten staw i urządzali sobie grilla czy tam inne sprawy towarzyskie. Tego wieczora było trzech chłopaków i dwie dziewczyny, a wśród nich Beata.
- Była też ona? - Joasia podsunęła koledze zdjęcie od matki ofiary
- Nie wiem, facet mówił o jakiejś blondynce. Po południu mają być portrety pamięciowe.
- A kto to w ogóle jest? - wtrącił się Kacper
- Siostra zamordowanej, Kinga. Patrole mają już kopie tego zdjęcia i będą jej szukać. Nie wróciła do domu z tego wypadu nad staw.
- Jacyś podejrzani?
- Trzej chłopacy towarzyszący dziewczynom – odparła Joasia – Motyw? Zbyt dużo wypili i być może chcieli je wykorzystać, doszło do szarpaniny i jeden z nich ją udusił.
- Ernest?
- A może to ta siostra? Pokłóciły się, ta ją udusiła i teraz się ukrywa?
- Też możliwe. Mnie jednak nie podoba się ta Sylwia... kurde, jak ona miała, coś z włosami...
- Z włosami? - zdziwiła się Aśka
- Rudzik! Trzeba się jej dokładnie przyjrzeć. No i czekamy oczywiście na raport z sekcji zwłok, może wniesie coś nowego do sprawy...
- Chętnie dałbym wam jakąś radę na pożegnanie, ale nie wiem co powiedzieć. Świetnie sobie radzicie, na co wam stary Ciszniewski... - mówił szykując się do wyjścia
- Nie pierdol Cichy. Jesteś dobrym gliną i nie tylko ja o tym wiem – odezwał się Ernest – Ale w końcu cię uziemili. Ja tam cię będę dobrze wspominał.
- Wiesz co Aleks? - teraz podszedł do niego Kacper – Ernest ma rację, dobry z ciebie glina... Ale kumpel żaden. Choć wobec mnie byłeś zawsze w porządku, to jednak wobec Maćka... Tak w ogóle, zamierzasz się z nim pożegnać?
- Chyba wolałby mnie nie widzieć.
- Nie dziwię mu się
Na koniec do byłego szefa grupy podeszła Joasia.
- No cóż, niewiele zdążyłam się nauczyć przez te kilka miesięcy, ale... zawsze coś.
- Staraj się młoda, tylko nie daj zeżreć się ambicji. Jeszcze kiedyś będziesz komisarzem.
- Cieszę się, że mogliśmy razem pracować.
Po oficjalnym pożegnaniu Cichy wziął pod pachę karton ze swoimi rzeczami i już na zawsze opuścił biuro, w którym przepracował ostatnich kilka lat rozwiązując kryminalne zagadki i szukając przestępców.

czwartek, 8 sierpnia 2013

10. Dzień zemsty cz. 2

Kilka minut później przyjechał zawiadomiony telefonicznie Ernest. Pospiesznie rozejrzał się na miejscu zbrodni, a następnie pociągnął za sobą Joasię na bok.
- Jak on się czuje?
- Kto?
- Maciek.
- Fatalnie. Zamknął się w łazience i nie chce z nikim gadać. O Boże, a jak on coś sobie zrobi?
- Jak usłyszy o żonie to już na pewno.
- Co?
- Nie wiem czy powinienem ci mówić, bo prosił mnie o dochowanie tajemnicy... ale sam nie wiem już co robić. Poprosił mnie, żebym śledził jego żonę, bo podejrzewał ją o romans. I się nie mylił... Ma kogoś.
- Kogo?
- Tym kimś jest Aleks.
- Nasz Aleks?!
- Ciszej, bo jeszcze ktoś usłyszy. Tak, on. Dla Maćka to będzie dodatkowy cios, że żona puszcza się z kumplem.
- Nic mu nie mów, dobra?
- I tak się dowie. Prędzej czy później.
- To lepiej później. Niby jest twardy, ale teraz rozkleił się jak dziecko. Nadmiar złych wiadomości może mu zaszkodzić.
- Skoro tak mówisz...
Około godziny później w domu pojawiła się żona Maćka. Kiedy usłyszała o śmierci swoich dzieci, wpadła w histerię i wybiegła z budynku. Policjanci nawet nie zauważyli, kiedy to się stało. Nie było sensu gonić za kobietą.
- Świetnie kurwa, świetnie – warknęła zdenerwowała aspirant Gurguła – Maciek! Otwieraj do cholery jasnej!
Chwilę później komisarz stanął przed nią – z opuchniętymi od płaczu oczyma, potarganą koszulą, mokrymi od łez rękawami, ledwo stojąc na nogach. Żal i współczucie szybko wyparły z niej złość. Zamiast solidnie opieprzyć kolegę z wydziału, przytuliła go, szepcząc, że wszystko się jakoś ułoży.
- Twoja żona tu była
- No i?
- Chyba do niej nie dotarło, co tak naprawdę się stało.
- Wiesz co? Mam ją w dupie. To małżeństwo przez ostatni miesiąc trzymało się tylko ze względu na dzieci. Teraz to... teraz to nawet Źrebak ją może dorwać.
- Nie mów tak! Tak nie można!
- Owszem, można. Ona mnie olała, puszcza się z innym.
- Masz dowody?
- Wkrótce będę miał. To tylko kwestia czasu.
Rozmowę przerwał im dzwoniący telefon komisarza.
- To Kerzyk. Masz, odbierz. Powiedz mu... że jestem niedysponowany
- Nie poznaję cię...
- Albo wiesz co? Daj, ja z nim pogadam. Znajdę tego sukinsyna Źrebaka i zabiję. A potem niech się dzieje co chce.
- To jednak lepiej jeśli ja odbiorę.

W tym samym czasie, dom Cichego. Policjant wszedł i zamknął za sobą drzwi, nie zauważając niczego podejrzanego. Zostawił na stole w kuchni torby z zakupami i dopiero wtedy ujrzał otwarte okno.
- Wydaje mi się, że je zamykałem przed wyjściem – powiedział do samego siebie
Wyciągnął ręce, żeby teraz dokonać tej czynności, a kiedy dotknął klamki, poraził go prąd. Ciało nieprzytomnego mężczyzny bezwładnie upadło na podłogę.

- Gdzie do jasnej cholery jest Kacper?! - denerwowała się Joanna
- Pewnie zabalował wczoraj z jakąś panną. Spodziewaj się go w poniedziałek po południu.
- Kurde, jest potrzebny teraz! Kerzyk jest wściekły.
- Ten Kerzyk? Inspektor Kerzyk z komendy wojewódzkiej?
- O ja pierniczę.
- Ty się lepiej zastanów, gdzie jest Źrebak. Tak w ogóle, co o nim wiemy?
- Na komendzie wojewódzkiej są akta. Jedziemy?
- Jasne. Czekaj chwilę, tylko powiem mundurowym, żeby ktoś śledził Maćka. Postanowił prowadzić śledztwo na własną rękę i kto wie co mu strzeli do głowy.
- Może znajdzie go szybciej niż my?
- Tego się właśnie boję. Już nie chodzi o Kerzyka, ale o to, co mu zrobi za śmierć dzieci.
Pół godziny później, komenda wojewódzka we Wrocławiu.
- Słuchajcie, przykro mi z powodu waszego kolegi – westchnął inspektor Kerzyk – Znaczy, chodzi mi o to, co się stało w jego domu. Ale musicie o tym zapomnieć, przynajmniej na czas pracy. W tej chwili najważniejsze jest, żeby znaleźć Źrebaka i powstrzymać go przed kolejnymi zbrodniami. Wysłałem kolegów z trzeciego do jego rodziny i starych znajomych, a ci z czwartego sprawdzają stare kryjówki. Wy pokręcicie się w takich opuszczonych okolicach, jakieś meliny, obrzeża miasta... Może coś znajdziecie.
- Póki co, musimy znaleźć żonę komisarza Czerwińskiego.
- Słucham?
- Źrebak nie wyjdzie z miasta, dopóki nie zemści się za aresztowanie. To dlatego zabił dzieci komisarza, a prawdopodobnie będzie chciał dorwać także jego żonę.
- Gdzie ona jest?
- Nie mamy pojęcia.
- Chcielibyśmy także zobaczyć akta poszukiwanego – dodała śmiało Joasia
- Proszę, proszę – podał im teczkę podpisaną „Źrebak”
- Józef Źrebak, urodzony 3 października 1964 we Wrocławiu, syn Genowefy i Wojciecha, skazany w 2007 roku na dożywocie za zabójstwo żony i jej kochanka. Narzędziem zbrodni była siekiera, lecz nigdy jej nie znaleziono...
- Maciek wspominał coś, że na końcu Źrebak będzie chciał odrąbać mu rękę, prawda?
- No tak.
- Myślisz, że zrobi to tą samą siekierą? Znajdź adres zamieszkania
- Wrzosowa 13.
- Panie inspektorze, pan wybaczy, ale chyba mamy jakiś trop – Ernest zwrócił się do inspektora, po czym razem z Joasią wybiegli z biura.

Kilka minut później, dom poszukiwanego.
- Ile tu kurzu i pajęczyn! - narzekała Gurguła
- Wygląda, jakby przez 6 lat nikt tu nie był.
- Bo chyba to prawda. Sprawdzamy szopę?
- To chyba nasza ostatnia nadzieja, że coś tu znajdziemy.
Zgodnie z zapowiedzią, udali się więc do budynku obok. Już mieli wchodzić jak do siebie, kiedy usłyszeli jakiś hałas. Oboje zgodnie chwycili za broń.
- Na 3, 2, 1 wchodzimy – szepnął do niej, na co odpowiedziała skinieniem głowy
- Trzy, dwa... jeden!
- Policja, na ziemię, łapy na kark! - krzyczeli równocześnie, wbiegając do środka. Napotkali tam zaniedbanego mężczyznę, który na ich widok przestraszył się, wypuścił butelki z rąk i posłusznie wykonał polecenia. Komisarze skuli go i zabrali na Jabłkową.

W czasie gdy Joanna przesłuchiwała zatrzymanego, Ernest rozmawiał z jednym z policjantów, pracujących na co dzień w trzecim komisariacie.
- Nasz zatrzymany to Sebastian Orlicki, ma opinię drobnego pijaczka, czasem jak za dużo wypił to mundurowych wzywali na interwencję. Koleżanka właśnie próbuje ustalić, co robił w domu poszukiwanego Józefa Źrebaka. A jak u was?
- No cóż, komisarzu... rodziny to on tutaj nie miał za wiele. Zresztą, wyparli się go po zabójstwie żony. Nie chcieli mieć do czynienia z psychopatą.
- Psychopatą?
- Z tego co nam powiedzieli, przejawiał takie skłonności. Był dość nadpobudliwy i przesadnie wymagający. Sugerowali nawet zaburzenia osobowości, ale nie leczył się psychiatrycznie.
- Czyli od czasu zabójstwa nie mają z nim kontaktu – kolega po fachu przytaknął – A co u tych z czwartego?
- Z tego co mi wiadomo, też czystka
- Dobra, dzięki. Wracajcie do Kerzyka, na razie.
Ledwie mężczyzna opuścił biuro, pojawiła się w nim Joasia.
- I jak?
- Twierdzi, że nocował tam od kilku dni, bo jak obserwował to nikogo tam nie było. Nie zauważył nic podejrzanego, a dzisiaj wyszedł rano szukać złomu i dopiero chwilę przed naszym wejściem wrócił.
- Cholera. Czyli nawet jeśli Źrebak wrócił na stare śmieci, to nikt go nie widział.
- A może jednak? Pojadę i popytam sąsiadów.
- Spróbuj, może to coś da.

Dochodził wieczór. Komisarz Ciszniewski dopiero teraz odzyskał przytomność. Dopiero kiedy spróbował się poruszyć zorientował się, że jest przywiązany do rury łańcuchem. W ciemności nie mógł zobaczyć, gdzie jest. Przypomniał sobie ostatnie wydarzenia przed utratą przytomności i zrozumiał, że to otwarte okno to jednak nie był przypadek.
Nie wiedział jak długo czekał. Z pewnością minęło kilka minut, nim w pomieszczeniu zapaliło się światło. Dopiero gdy ujrzał znajome ściany stwierdził, że jest u siebie w piwnicy. Drzwi otworzyły się i stanął w nich mężczyzna. Komisarz od razu go rozpoznał.
- Źrebak – wycedził przez zęby
- We własnej osobie. Jak podobały się elektrowstrząsy?
- Nie ujdzie ci to na sucho.
- Ależ oczywiście, że nie! Za kilka godzin całe to pomieszczenie wypełni się wodą. Mam nadzieję, że umiesz pływać. O ile uda ci się wyswobodzić, w co jednak wątpię.
- No i co ci to da? I tak cię złapią i pójdziesz siedzieć!
- Satysfakcję. Czekałem na ten dzień od 2007 roku, od kiedy tylko spotkałem was. Aż w końcu nadszedł. Moje pięć minut, których nie zmarnowałem. Komisarz Czerwiński opłakuje już śmierć swoich dzieci, a już za kilka godzin zostanie wdowcem.
Wypowiadając ostatnie słowa odwrócił się i wciągnął do piwnicy nieprzytomną żonę Maćka. Aleks zamarł. O ile to, że on znalazł się w niebezpieczeństwie, nie było takie straszne, to obecność kochanki wprowadziła nerwową atmosferę.
- Nie rób jej krzywdy, proszę.
- Dobijała się do twoich drzwi, więc co miałem zrobić? Jeszcze zwróciłaby czyjąś uwagę, a po co nam to? Swoją drogą, miałem genialny pomysł. Który z twoich kolegów wpadnie na to, że ukrywam się w domu podinspektora Ciszniewskiego? Za głupi na to są!
- Wkrótce się przekonasz, jak bardzo się mylisz.
- Zobaczymy – wyszedł na chwilę, by wrócić z wężem ogrodowym, z którego lała się już woda
- Patrycja! Patrycja, obudź się! Proszę cię, błagam! Otwórz oczy, nooo! - wołał do kochanki
- Możesz sobie krzyczeć, ale to nic nie da. Dałem jej taką dawkę leków nasennych, że nawet jakby stado słoni przebiegło tuż obok, nie ruszy się. Utopienie to tylko formalność.
- Jeszcze pożałujesz gnoju!
- Może kiedyś spotkamy się w piekle – zaśmiał się, po czym opuścił powoli napełniające się wodą pomieszczenie.

Godzinę później, dom komisarza Ciszniewskiego. Przebywający tam Źrebak usłyszał pewien hałas na piętrze. Nie zastanawiając się ani chwili, pospieszył po schodach, aby sprawdzić co tam się dzieje. W pewnej chwili przed oczyma mignęła mu jakaś postać, która kopnęła go w brzuch. Przestępca zachwiał się i spadł ze schodów.
- Kto jak kto, ale ja nie jestem na tyle głupi, żeby cię nie znaleźć – odezwał się Czerwiński, schodząc na dół
- No proszę, proszę – skrzywił się, próbując wstać – Jak tam spotkanie z dziećmi. Szkoda, że nie mogłeś z nimi porozmawiać.
Wściekły policjant złapał go za ubranie, szarpnął do góry, a następnie rzucił przeciwnikiem o ścianę.
- Pożałujesz tego śmieciu.
- Mówiłem to samo 6 lat temu, pamiętasz? Wyśmiałeś mnie. Ale dzisiaj udowodniłem ci, że wcale nie żartowałem.
Mężczyźni mierzyli się spojrzeniami, wciąż stojąc na swoich miejscach. Nie potrzeba było wiele, aby jeden rzucił się na drugiego z pięściami. Awantura wisiała w powietrzu.
- Nie wyjdziesz stąd żywy – wycedził przez zęby Maciek
- To się jeszcze okaże... Nie chciałbyś przewieźć się na tamten świat za dziećmi? Nie chcesz ich tam spotkać, co? Ja ci tej drogi na pewno nie ułatwię!
- Za to ja poślę cię prosto do piekła.
Niemal równocześnie sięgnęli po swoje pistolety. Stali naprzeciw siebie w odległości około pięciu metrów, mocno ściskając w dłoniach bronie wycelowane w przeciwnika. Żadnemu z nich ręka ani drgnęła. Wydawało się, że za chwilę w tej samej chwili nacisną spust, lecz Źrebaka zdekoncentrował hałas wyważanych właśnie drzwi.
- Maciek, nie rób tego! - krzyknęła Joasia, widząc na co się zanosi. Mimo to, policjant nacisnął na spust. Zaraz potem, oddał jej broń, a Ernest sprawdzał puls postrzelonego przestępcy.
- Nie żyje.
- Mnie by nie zabił, ale was mógłby...
- Maciek, nie musiałeś strzelać mu w serce.
- Powiedzmy, że mi ręka zadrżała. Skąd wiedzieliście, że tu jestem?
- Kazaliśmy... kazaliśmy cię śledzić – wyjaśniła Gurguła – Wybacz.
- Dobra, kij z tym. Ej, słyszycie to? Piwnica.
Cała trójka natychmiast zerwała się z miejsca, aby sprawdzić co tam się dzieje. Zobaczyli węża ogrodowego, lecz nie przywiązali do niego wagi, dopóki nie napotkali wody na ostatnich schodach.
- Ernest, znajdź źródło i zakręć wodę! - zawołał Czerwiński, podchodząc do drzwi. Woda sięgała mu do ramion i stawiała duży opór.
- Aśka, pomóż mi.
Kiedy oboje uporali się z drzwiami, zobaczyli Cichego przykutego do rury. Poziom wody ustabilizował się na wysokości jego szyi. Na widok kolegów z komendy odetchnął z ulgą.
- Złapaliście go?
- Jest martwy – odparł niewzruszony Maciek
- Słuchaj, twoja żona... tam pod wodą, na podłodze. Utopił ją.
- Mieliście romans? Nie patrz tak głupio na mnie, myślałeś że niczego nie zauważę. Skojarzyłem pewne fakty i brakowało mi tylko potwierdzenia. To, że była u ciebie, w zupełności mi wystarczy. No chyba nie powiesz mi, że Źrebak specjalnie się fatygował, skoro mógł ją zatłuc od razu!
- Cichy. Skończ tę farsę. On i tak się wszystkiego dowie.
- Nie, nie wierzę. Aśka, ty też o tym wiesz? Ja pierdolę – złapał się za głowę
- Tak, mieliśmy romans – Aleks się przyznał
- Ty ciesz się, że już nie mam broni przy sobie! Bo jakbym miał, to oprócz zemsty Źrebaka na mnie za aresztowanie i mojej na nim za dzieci, to jeszcze ciebie bym zapierdolił.
Po tych słowach wściekły mężczyzna wyszedł na zewnątrz, nie zwracając na nikogo uwagi.

sobota, 3 sierpnia 2013

9. Dzień zemsty cz. 1

Sobota, siódma rano. Komenda na Jabłkowej.
- Cześć Ernest. A ty co tak wcześnie w pracy? Dyżur masz czy co? - Czerwiński podszedł do kolegi i uścisnął mu dłoń
- Cześć Maciek. A wiesz, jakoś tak nudno w domu to myślałem, że tutaj przyjadę.
- I co?
- No właśnie jajco. Tu wcale nie jest lepiej. Ja rozumiem, że sprawy żadnej nie ma, bo ledwo co jedną rozwiązaliśmy, ale żeby żadnych raportów nie było?
- Żartujesz?
- No skąd. Widzisz, a potem stary w tygodniu dowali nam tyle roboty, że się nie wygrzebiemy.
- Nawet dobrze się składa, że ci się nudzi.
- Tak?
- Powiedziałem żonie, że cały weekend pracuję. Tak, wiem że to dziwnie brzmi, ale jakby tak się przyjrzeć z mojej perspektywy, to całkiem inaczej to wygląda. Muszę prosić cię o pomoc, ale... obiecaj że dochowasz tajemnicy
- No jasne. Wal śmiało, w końcu jesteśmy kumplami.
- Jestem pewien, że moja żona ma romans. Z tego małżeństwa już nic nie będzie, pozostaje tylko rozwód. Ale w tej chwili ona ma mnie w garści, bo udowodni w sądzie, że małżeństwo rozpadło się z mojej winy, bo to ja przesiadywałem w pracy długimi godzinami. Ale rozprawa może potoczyć się inaczej, jeśli będę miał dowód na jej zdradę.
- Rozumiem, że ja mam ci go dostarczyć, tak?
- Tak. Jesteś dobry w obserwacji, więc chciałbym, żebyś śledził moją żonę. Wie, że do późna będę w pracy, dlatego myślę, że spotka się z tym swoim kochasiem. Jakby co, będę cię krył przed starym.
- Starego dzisiaj nie ma.
- Poważnie? Chory czy co?
- Spowiada się przed komendantem wojewódzkim. Znaczy pojechał gadać o awansach, głównie za tę akcję z menelami. Aleks też tam będzie.
- Czyli co? Sam dzisiaj zostaję?
- Na to wychodzi. Jak coś się będzie działo, dam ci znać.
- Dzięki.

Trzy godziny później. Maciek wraca do biura ze sklepu. Ledwie zdążył odstawić zakupy, zadzwonił telefon.
- Biuro podinspektora Ciszniewskiego, przy telefonie nadkomisarz Czerwiński.
- Kerzyk z tej strony. Ilu macie ludzi w gotowości?
- Tak właściwie to... dzisiaj tylko ja jestem. Stało się coś?
- Źrebak uciekł z więzienia.
- Ten Źrebak?
- Tak, ten co aresztowaliście go z podinspektorem sześć lat temu. Proszę zebrać jak najwięcej ludzi z biura i stawić się na komendzie wojewódzkiej, do mojej ekipy, znaczy się inspektora Kerzyka.
- Oczywiście, do zobaczenia.
Zaraz po rozmowie wykręcił numer do Kacpra. Pech chciał, że telefon nadkomisarza Mola nie odpowiadał. Wściekły Czerwiński zaklął pod nosem. Pozostało mu tylko mieć nadzieję, że Joanna zgodzi się przyjechać, bo w przeciwnym razie będzie zmuszony ściągnąć z powrotem Ernesta.

Sobota, 11:20. Komenda wojewódzka.
- Niestety, dzisiaj nikogo więcej nie ma. Weekend – powiedział do inspektora Maciek
- No nic, dobre i to. Ale tej młodej damy nie kojarzę. Chyba jeszcze się nie spotkaliśmy.
- Nie było okazji. To starszy aspirant Joanna Gurguła. Pracuje z nami już około półtora miesiąca, jest zdolna i ambitna, nie boi się wyzwań. Prawda Asiu?
- Poniekąd – przytaknęła blondynka
- Ściągnąłem jeszcze kilka osób z trzeciego i czwartego komisariatu. Sprawę jednak poprowadzicie wy, ponieważ jesteście najbardziej odpowiednią grupą do tego. Nie będę ukrywał, że prócz kompetencji i doświadczenia wziąłem pod uwagę także to, że to pan i Ciszniewski aresztowaliście Źrebaka przed laty.
- Rozumiem, że drogi poza miasto są kontrolowane przez naszych ludzi, a patrole mają jego zdjęcie.
- Oczywiście. Nie sądzę, żeby był w stanie wyjechać z Wrocławia bez dobrego kamuflażu.
- Chcielibyśmy porozmawiać ze strażnikami, którzy brali udział w tym transporcie.
- Jeden z nich jest postrzelony i leży nieprzytomny w szpitalu, ale pozostali dwaj czekają na dole. Wciąż są w szoku i nie mogą uwierzyć, w to co się stało.
- Będę informował na bieżąco o nowych faktach inspektorze. Aśka, chodź.

Chwilę później – rozmowa z konwojentami.
- Starszy aspirant Gurguła, nadkomisarz Czerwiński. My w sprawie Źrebaka.
- Ja kierowałem, nie widziałem co się dzieje z tyłu. W pewnej chwili usłyszałem hałas i jego głos, że zabije Marcina, jak się nie zatrzymam i nie otworzę drzwi. Spojrzałem przez kratkę do tyłu, a on faktycznie trzymał broń przy jego głowie.
- Pan jest Marcin? - zwróciła się do drugiego z mężczyzn
- Tak. Kompletnie nie wiem jak to się stało, spojrzałem na drzwi, a po chwili usłyszałem, jak mi groził.
- A co w tym czasie robił pański kolega, który został postrzelony?
- Nie mam pojęcia. Może coś go zamroczyło, bo mówił mi wcześniej, że w nocy nie czuł się najlepiej. Radziłem, żeby poszedł do domu, ale on uparcie twierdził, że da radę. Kiedy Źrebak zabrał mi broń, on się rzucił na niego z pięściami i podczas tej strzelaniny...
- Co dalej?
- Zabrał torbę, pistolet i zapewne uciekł, a nas zamknął w wozie. Wezwaliśmy pomoc przez telefon.
- Dokąd miał zostać przewieziony? - inicjatywę przejął Czerwiński
- Do Legnicy.
- A za co?
- Prowokował bójki. Nigdy nie zaczynał pierwszy, ale rzucał pikantne teksty, podnosił ciśnienie współwięźniom, aby ci go atakowali. Wydaje mi się, że już wtedy szukał szansy na ucieczkę. Choćby właśnie przez transport albo chociaż wizytę w szpitalu...
- Dobra, na razie to wszystko. Trzymajcie się jakoś.
- Maciek? - zapytała Joanna, kiedy odeszli kawałek
- Tak?
- Myślisz, że będzie chciał się na was odegrać? No za to zatrzymanie sprzed lat.
W odpowiedzi komisarz zaniósł się śmiechem.
- Moja droga, musisz się jeszcze wiele nauczyć.
- To znaczy?
- W jego obecnej sytuacji, porywanie się na policjanta to istna głupota. Ma teraz inny problem na głowie – nie dać się złapać.
- Okej, nie zaatakuje tutaj, ale wieczorem, gdy Aleks albo ty będziecie sami?
- Jeśli chcesz mnie wystawić na przynętę to powiedz wprost.
- Być może dzięki temu go złapiemy.
- Aśka, ja mam rodzinę. Chrzanić to, że się sypie, ale mimo wszystko nie mogę ryzykować. Pogadaj z Cichym, powinien gdzieś tu być ze starym. Mieli gadać z komendantem wojewódzkim o awansach.
Zostawiając ją na komendzie z myślami o prowokacji, sam pojechał do aresztu, w którym do dzisiaj przebywał zatrzymany niegdyś przez niego mężczyzna. Przedstawił się wartownikowi, wyjaśnił wszystko, a już kilka chwil później otrzymał zgodę od naczelnika na spotkanie ze współwięźniami Źrebaka. Pewnym krokiem przechadzał się po celi i z pogardą spoglądał na trójkę skazanych.
- No więc? Który z was trzymał się go najbliżej?
- Wszystkimi pomiatał. Bo jak jesteś wariatem to każdy się ciebie bał... Nie było dnia, żeby nie opowiadał, jak to zabił żonę i jej kochanka siekierą i to ze szczegółami.
- Skoro tak się lubił przechwalać, to może mówił coś o planach na przyszłość? Co?
Tym razem żaden z nich nie odpowiedział. Lekko poirytowany mężczyzna podszedł do nich bliżej.
- Źle wam tutaj? Pozbyliście się dominatora, możecie tu mieć raj, jak na więzienne warunki. Po co się oburzać, że z psami nie gadam albo rżnąć głupa, że ja nic nie wiem. Tak bardzo chcecie trafić tam, gdzie wazelina to najbardziej pożądany towar, żeby tyłka nie rozsadzało? Albo w miejsce, gdzie tacy jak wy czyszczą kible językami? Zastanówcie się dobrze, bo jak już stąd wyjdę to nie ma odwrotu.
Chciał już zapukać do drzwi, lecz wtedy odezwał się jeden z nich.
- Coś tam mruczał pod nosem.
- Co konkretnie?
- Że, przepraszam za wyrażenie, ale zapierdoli całą rodzinkę pana komisarza a na końcu ujebie rękę i zostawi pana tak przy życiu.
- Kurwa... - drżącymi rękoma wyciągnął telefon – Aśka? Weź patrol i jedź do mojego domu. Tak, teraz! Natychmiast! Źrebak na nich poluje. No nie zadawaj więcej kretyńskich pytań, tylko jedź!
- Mówił też, że gdyby miał pana zabić, to żadna zemsta by była. Chce zmarnować panu życie, jak zrobił to pan jemu.
- Sam sobie zmarnował. Choć nie wiem czy sam nie zapierdoliłbym kochanka żony jak on...
- To jak będzie z nami?
- Dzięki chłopaki. Jak będzie po wszystkim, pogadam z naczelnikiem o jakichś ulgach. Dodatkowe widzenia albo przepustki...
- Tylko proszę nie zapomnieć!
- Wy się nie bójcie, mam dobrą pamięć.

W tym samym czasie, hala targowa. Ernest cały czas obserwował żonę Maćka. Nie mógł uwierzyć własnym oczom, kiedy zobaczył, że kobieta spotkała się z Aleksandrem Ciszniewskim, tym samym, który pracował z nimi na komendzie.
- Przecież miał być u komendanta wojewódzkiego... - powiedział do samego siebie. Jednak gdy spojrzał na zegarek, zrozumiał że już dawno po rozmowie. Nie miał jednoznacznych dowodów na zdradę, dlatego kontynuował obserwację.
- A może on tylko pomaga jej w zakupach?
Sam siebie oszukiwał, nie chcąc wierzyć w to, by Cichy mógł być taką świnią. Zawsze zapewniał, że nie związałby się z żoną przyjaciela. Ostatecznym ciosem, przekonującym każdego, był namiętny pocałunek, kiedy mężczyzna kupił jej suknię. Ernest pokręcił głową i zadzwonił do Aleksa.
- O co chodzi? Nie mam teraz czasu.
- Czekaj na mnie w kawiarni tuż za rogiem. Zaraz tam będę.
Niczego nie podejrzewający Ciszniewski stawił się na spotkanie.
- Sypiasz z nią?
- Z kim?
- Nie udawaj. Widziałem was przed chwilą. Posuwasz żonę Maćka?
- To nie twoja sprawa.
- A właśnie że moja! Jestem waszym kumplem i moim obowiązkiem jest zrobić coś z tym, zanim jedno z was zrobi krzywdę drugiemu przez kobietę.
- To było silniejsze ode mnie. Wiesz jak to jest, kiedy kogoś kochasz i czujesz, że nie możesz bez niego żyć? Nic nie poradzę że...
- Słuchaj, gówno mnie obchodzą twoje tłumaczenia. Takich rzeczy się kumplowi nie robi! Przecież tyle lat się znacie z Maćkiem, przyjaźnicie się i chcesz to tak po prostu przekreślić?
- Nie potrafił zaspokoić jej potrzeb, więc powinien pogodzić się z kimś, że poszła do innego, z którym jest szczęśliwa.
- Więc to stąd te wszystkie uwagi i prowokacje. Nie poznaję cię.
- Nikt nie będzie stawał na drodze do naszego szczęścia. Ani ty, ani Maciek.
- Więc nie przerwiesz tego romansu?
- Nie. Możesz lecieć na skargę do Maćka. Aha, jeszcze jedno. Zrób coś z tą swoją zazdrością, bo że ty jesteś nieudacznikiem w kwestii życia prywatnego to nie znaczy, że każdy ma żyć tak jak ty. Nie jestem księdzem, żeby żyć w celibacie. Mogę się pieprzyć z kim chcę i kiedy chcę, a wam nic do tego.
- Kompletnie mu odwaliło – pomyślał komisarz Szewc.

Kiedy Maciek podjechał pod swój dom, widział już zaparkowane niedbale radiowozy oraz samochód Aśki. Niepokoiła go tylko liczba pojazdów, bowiem koleżance zlecił wzięcie tylko jednego patrolu. Instynkt zawodowy podpowiadał mu, że coś się stało.
- Nie wchodź tam – powiedziała ze strachem w oczach. On jednak puścił mimo uszu jej uwagę. Od razu skierował się do salonu, gdzie znajdowało się najwięcej techników. Na jego widok odsunęli się, odsłaniając dwa ciała leżące w kałuży krwi. To były jego dzieci. Szesnastoletnia córka i czternastoletni syn zostali zastrzeleni. Nie trudno było domyślić się, kto za tym stoi.
- Przybyliśmy za późno. Wybacz.