sobota, 24 sierpnia 2013

12. Miłość niejedno ma imię cz. 2

Komenda, wieczór.
- Aśka, Ernest. Jedźcie do domu, dzisiaj i tak już nic nie zdziałamy – zarządził Kacper
- A ty?
- Ja też się zbieram. Marzę o wygodnym łóżku i ciepłym kakałku...
Joasia zachichotała pod nosem. Leniwe przekomarzania przerwał im dzwoniący telefon.
- Nadkomisarz Mol, słucham? Świetnie, jest przytomna? Aha, jeszcze nie... Postawcie tam kogoś i niech daje znać, gdyby coś się działo.
- Co jest?
- Chyba coś mamy. W końcu udało się odnaleźć siostrę zamordowanej. Leży pobita w szpitalu, na razie nie ma szans żeby z nią pogadać.

Następnego dnia Kacper znów udał się do szkoły, choć nie był do końca przekonany do tego pomysłu. Miał nadzieję, że dowie się czegoś więcej, mimo że dziewczyny z wczoraj zapewniły go, że powiedziały wszystko.
- O, to znowu pan – zauważyła wychowawczyni – Czy wiadomo coś nowego?
- Jeszcze nie, ale wciąż nad tym pracujemy. Ja do pani.
- Naprawdę? Ale w jakiej sprawie?
- Poznałem już opinię Beaty z poziomu jej rówieśników, teraz chciałbym także zobaczyć jak to wyglądało z perspektywy nauczycieli.
- No cóż... Zawsze wydawała się być porządna.
- Co znaczy wydawała się być?
- Sprawiała takie wrażenie, że jest solidna, inteligentna, uprzejma, kulturalna... Tyle mogę powiedzieć o jej zachowaniu na terenie szkoły. Wie pan przecież, że to co uczniowie robią po lekcjach to już nie nasza sprawa.
- No oczywiście, nie będę to wnikał. Czy ostatnio nie zauważyła pani zmian w zachowaniu Beaty?
- To znaczy? Wydaje mi się, że ona i Sylwia trochę odstawiły Edytę na bok. Nie wiem, może się pokłóciły... Dziewczyny zaczęły więcej czasu spędzać tylko ze sobą.
- Czy mogła się czegoś obawiać?
- Nie sądzę...
- To by było na tyle, dziękuje – odwrócił się na pięcie i wyszedł na korytarz
- Aśka? Co tam nowego? Więc mówisz, że Sylwii nie było z przyjaciółką tego wieczora? Dobra, dzięki. Już ja sobie z nią pogadam... Tak, będę spokojny.

Chwilę później, klasa od matematyki.
- Dzień dobry, komisarz Mol, chciałem porozmawiać z Sylwią Rudzik.
- Nie ma jej – odparowała natychmiast Edyta. Spojrzenia jej i policjanta na chwilę się spotkały, po czym zawstydzona dziewczyna odwróciła głowę.
- W takim razie proszę ze mną Edytę.
- Nie widzi pan, że piszą kartkówkę?
- Nie widzi pani, że w pracy jestem? Czekam na zewnątrz – oznajmił głośno i położył dłoń na klamce
- Nie zapomnij o założeniu x różny od zera – szepnął do chłopaka siedzącego tuż obok. Nauczycielka posłała mu wrogie spojrzenie, więc czym prędzej wycofał się z klasy.
- Zapewne pan już wie – przyznała Stukiewiczówna, kiedy kilka minut później pojawiła się obok Mola
- Dlaczego powiedziałaś, że Sylwia była wtedy z tobą?
- To chyba akurat jest jasne. Jestem jej przyjaciółką.
- I co, poszłabyś za nią siedzieć? Za składanie fałszywych zeznań można iść do więzienia i nie tłumacz się, że niby o tym nie wiedziałaś. Gdzie była Sylwia?
- Nie wiem. Nie chciała powiedzieć.
- W takim razie będę musiał osobiście z nią pomówić. Adres.
- Wrocław... - zaczęła drżącym głosem
- No już, nie mam czasu.
- Staromiejska 34a/5
- Widzisz... Można? Można. A czekaj, jeszcze jedno. Obiło mi się o uszy, że ostatnio poszłaś w odstawkę. No tak, Sylwia i Beata ostatnio częściej wolały się trzymać bez ciebie. Możesz mi to wytłumaczyć?
- Tu nie ma co tłumaczyć. Chodziły ze sobą.
- Dokąd chodziły? A, że... - uniósł brwi ze zdumienia
- Że były parą. Na jednej z imprez trochę wypiły i chłopacy zaproponowali, żeby dla beki nagrać jak dwie dziewczyny się całują. Beata nie miała chłopaka, więc zgodziła się od razu. Sylwię wzięli, bo była najbardziej spita. Potem chyba je trochę za bardzo poniosło no i... Nie wiem, nie znam szczegółów. Ale to od tego się zaczęło.
- I co, jest gdzieś ten filmik?
Dziewczyna wyciągnęła telefon i pokazała komisarzowi nagranie.
- Prześlij to na mój.

Po rozmowie z przyjaciółką zamordowanej, nadkomisarz Kacper Mol udał się pod wskazany przez nią adres.
- Czego? - otworzyła mu sama Sylwia Rudzik
- Chyba się zapominasz, co?
- Spadaj, wszystko powiedziałam wczoraj.
Mężczyzna wepchnął ją do mieszkania i zamknął za sobą drzwi.
- No właśnie nie. Na przykład przemilczałaś to, jak ważną rolę odgrywała w twoim życiu Beata. Byłyście razem?
- A nawet jeśli to co? Nie wolno?
- Wolno czy nie wolno, w dupie to mam. Kiedy ostatni raz widziałaś się z nią?
- Jak miała iść na to ognisko. Też chciałam iść, ale powiedziała że będzie tam jej siostra, a gdyby wydało się, że jest lesbijką... Starzy by jej żyć nie dali.
- Mogliby zrobić jej krzywdę?
- Pan to od razu wszystkich by podejrzewał. Mimo wszystko kochali córkę, nie? Powrzeszczeliby, postraszyli jakimiś szlabanami, może i mnie jakieś awantury by porobili, ale żeby rękoczyny? Nie sądzę...
- Więc kto?
- Mój były. Nieźle się wnerwił, kiedy usłyszał, że zostawiłam go dla innej dziewczyny. Poczuł się urażony i zapewniał, że jeszcze do niego wrócę.

Środa, 11 rano. Komenda.
- Ernest, zleć poszukiwania niejakiego Romana Sreczyńskiego. To były chłopak Sylwii, był wściekły, że zostawiła go dla Beaty. Miał więc motyw. A co w szpitalu?
- Bez zmian, żadnych podejrzanych w okolicy – zameldowała Joanna
- Swoją drogą, biedna dziewczyna. Chciała po prostu być szczęśliwa, a że akurat z dziewczyną... Komu to do cholery przeszkadzało?
- Rodzicom?
- Rudzik twierdzi, że nie byliby zdolni. Zresztą, nawet jeśli to za co mieliby pobić drugą córkę? Tak dla niepoznaki? Dla mnie to się nie klei.
- Ale na wszelki wypadek można ich sprawdzić.
- Dobrze Asiu, to będzie twoja działka. A ja idę do techników.
- Po kij?
- Nie, po mopa – odparł zgryźliwie koledze – Od Edyty dostałem nagranie z imprezy, gdzie Sylwia i Beata całowały się po raz pierwszy. Być może morderca był tam i załapał się w kadr. Poproszę o powiększenia twarzy wszystkich osób pojawiających się na tym filmiku.
- Człowieku, wiesz ile to ludu?
- Na pewno nie doliczę się tego na palcach jednej ręki.

Wieczorem komisarze otrzymali zgłoszenie, iż nad Odrą patrol zatrzymał podejrzanego. Ponieważ Joasia zajmowała się obserwowaniem domu rodziców ofiary, a Kacper pojechał już do domu, Ernest wydał polecenie, aby przywieziono chłopaka na komendę.
- Do pokoju przesłuchań z nim – zarządził, kiedy mundurowi przyprowadzili szarpiącego się nastolatka
- O co wam do cholery chodzi? Czego ode mnie chcecie?!
- Uspokoisz się tutaj czy musisz iść sobie zwalić? Beata Kidej, mówi ci to coś?
- Niestety tak. Szmata jebana, na dziewczyny się rzuciła suka. Rozumie pan? Jakby się pan poczuł, gdyby dziewczyna rzuciła pana dla takiej... zdziry... - wycedził przez zęby
- Na pewno niezbyt przyjemnie, ale nie zabiłbym jej z tego powodu.
- Że co?
- Chujów sto! Zabiłeś Beatę za to, że odebrała ci Sylwię. Kiedy w jej obronie stanęła siostra, pobiłeś ją i uciekłeś. Tak było?
- Ona wam tak powiedziała? Kłamie!
- Jest nieprzytomna.
- Więc bajeczki niech pan zostawi sobie dla dzieci
- Nie mam dzieci – odparł zbity z tropu Ernest
- Owszem, chciałem się odegrać, chciałem żeby Sylwia do mnie wróciła, ale nie posunąłbym się do morderstwa! Powiem prawdę, bo wolę żebyście mnie za gwałt posadzili. Chciałem przelecieć Sylwię, żeby zobaczyła co traci na rezygnacji z faceta. Nawet się na nią zaczaiłem, śledziłem ją tego wieczora...
- Dobra, słuchaj. Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia... Ja zapominam o ewentualnej próbie gwałtu, a ty gadasz wszystko co widziałeś, ze szczegółami.
- Ale na pewno?
- Pewno, pewno. No chyba że coś ukryjesz albo skłamiesz.

Jeśli komisarze myśleli, że to koniec komplikacji, to musieli być w poważnym błędzie. Po wybudzeniu się ze śpiączki siostry ofiary, okazało się, że dziewczyna nic nie pamięta z feralnego wieczora. Dotarcie do któregokolwiek z obecnych na ognisku chłopców okazało się być trudniejsze niż sobie wyobrażali. Poza niedokładnymi portretami pamięciowymi nie posiadali nic, co mogłoby naprowadzić ich na jakikolwiek trop.
Wczesnym czwartkowym południem tradycyjnie naradzali się w biurze.
- Wczoraj wieczorem pojechałem jeszcze nad to jeziorko, rozejrzeć się – przyznał Kacper – Miałem nadzieję, że może ktoś przyjdzie, ale chyba po tym jak się rozniosła wieść o morderstwie to raczej spadnie frekwencja.
- U rodziców czysto. Znaczy, są sprawy prywatne, ale raczej bez wpływu na śledztwo.
- To znaczy?
- Kacper, kurde no... Nie będę plotek rozsiewać.
- Ale że my nie potrafimy tajemnicy dochować? - oburzył się Ernest
- No dobra, powiem wam. Facet wyszedł wieczorem z domu, wsiadł w samochód i pojechał do hotelu. Żebyście widzieli jak czule witał się z jakąś cycatą blondyną w miniówce...
- Proszę, proszę – Mol gwizdnął przeciągle – A może to kochanka?
- Nie no, coś ty...
- No racja, że też wcześniej na to nie wpadłam! - dwie pary oczu spojrzały pytająco na Joannę – Wiem już kto stoi za pobiciem Kingi.
Bez słowa wybiegła z biura, zostawiając tam osłupiałych mężczyzn. Zależało jej na tym, aby jak najszybciej znaleźć się w szpitalu.
- A właśnie, byłbym zapomniał. Patrol wczoraj przyprowadził tego całego Romana.
- Teraz dopiero mówisz? I co?
- Twierdzi, że obserwował Sylwię cały wieczór. I według niego spotkała się z Beatą, właśnie nad tym stawem.
- Gdzie on jest?!
- Puściłem go. Spokojnie, ma ogon w razie co.
- Suka – zaklął pod nosem Kacper – Znowu mnie okłamała.

Kilka minut później, szpital.
- Paweł – zwróciła się do mundurowego – Byli już dzisiaj rodzice u Kingi?
- Właśnie jest ojciec, wyrwał się z pracy. Wpuściłem go, bo nie będę przecież...
- Jasne, nie tłumacz się.
Dziewczyna delikatnie uchyliła drzwi i zobaczyła jak mężczyzna pochyla się nad córką. Przy okazji podsłuchała fragment ich rozmowy.
- Ale na pewno nie powiedziałaś nic policji?
- Tato, no mówię że nie! Przecież nie wkopałabym własnego ojca, pomimo tego co zrobił...
- Trzeba było się nie stawiać.
- Mama ma prawo wiedzieć...
- Zamilcz. Jeszcze jedno słowo, a urządzę cię tak drugi raz.
Joasia pchnęła drzwi i pewnym krokiem weszła do sali.
- Panie Kidej, pojedzie pan ze mną.

- Okej, przyznaję się, uderzyłem Kingę raz czy dwa. Ale Beaty z nią nie było! - upierał się na swoim podczas przesłuchania
- Bo wcześniej ją udusiłeś, tak?
- Nie! W ogóle nie widziałem jej tego wieczoru.
- To co kurwa? Rozpłynęła się w powietrzu?!
- Nie wiem, może. Kinga powiedziała, że jakaś koleżanka przyszła i odciągnęła ją na bok.
- Co to za koleżanka?
- A co ja, infolinia? Jej pytajcie.
Joanna zerwała się na równe nogi i opuściła pokój przesłuchań. Dołączyła do kolegów, obserwujących przebieg rozmowy z drugiego pomieszczenia.
- Co o tym myślicie?
- A może to był nieszczęśliwy wypadek i boi się przyznać? - zasugerował Ernest
- Uduszenie i nieszczęśliwy wypadek? Bądźmy rozsądni...
- Panie komisarzu – w drzwiach stanęła jedna z policjantek mundurowych – Doktor Potrzeba prosi pana do siebie. Ma już raport z sekcji.
- Zawsze podsyłał, a teraz...
Zdziwiony Kacper wzruszył ramionami i poszedł do patologa.

- Tak jak mówiłem, ofiara została uduszona, najprawdopodobniej gołymi rękoma. Jednak nie po to cię tu wezwałem. Widzisz to zadrapanie na lewym policzku?
- Widzę.
- Z początku myślałem, że to wynik bójki przed śmiercią, ale... wszystkie ślady wskazują na pięść, a to jedno to zadrapanie. Mogło to być też o jakiś krzak. Mimo to przyjrzałem się temu uważnie. Nie uwierzysz co znalazłem.
- Jadowitego pająka, którego jad wywołał zgon i niepotrzebnie szukamy mordercy?
- Ciebie to jak czasem wyobraźnia poniesie... Dobrze, że książek nie piszesz.
- Co tam było? - mruknął zniecierpliwiony
- Bardzo niewielki odprysk lakieru do paznokci o kolorze czerwonym.
- Więc morderstwa dokonała kobieta?
- Na pewno kłóciła się z ofiarą i podczas tego sporu musiało dojść do tego zadrapania.
- Dzięki – poklepał go po ramieniu, po czym wyszedł. Wszystko układało się już w logiczną całość.
- Ernest, przyciśnij go, bo to on musiał pobić Beatę, ale jej nie zabił. Aśka, jedziesz ze mną – zarządził, kiedy tylko wrócił do ekipy.

Godzina 13:20. Ulica Staromiejska 34a.
- Nie otwiera – stwierdziła Joasia, kiedy już przez pięć minut dobijali się do drzwi. Kacper przystawił do nich ucho.
- Posłuchaj. Tam coś się dzieje.
Nacisnął klamkę, lecz drzwi ani drgnęły. Komisarz postanowił je wyważyć. Od razu się rozdzielili – Aśka poszła do salonu, a on do pokoju obok. Na biurku dziewczyny znalazł kartkę, na której napisane było: „Ja już dłużej tak nie mogę. To ja ją zabiłam. Nie potrafiłam znieść tego, że jednak wolała mieć faceta i normalną rodzinę.”
- Kacper, szybko! - usłyszał głos koleżanki. Wbiegł za nią do łazienki i zobaczył wannę pełną wody zmieszanej z krwią, a w środku rudowłosą z podciętymi żyłami.
- Przynieś ręczniki i dzwoń na pogotowie – polecił blondynce.

czwartek, 15 sierpnia 2013

11. Miłość niejedno ma imię cz. 1

Wtorek, godziny poranne. Komenda przy ul. Jabłkowej.
- Co z Maćkiem? Jak on się czuje? - zapytał Kacper
- A ty jak byś się czuł, jakbyś stracił dwójkę dzieci a najlepszy kumpel odbił ci żonę, która i tak potem ginie?
- Nie wiem, nie mam ani dzieci, ani żony. O co ci w ogóle chodzi Aśka?
- O to, że nie było cię, kiedy byłeś tu naprawdę potrzebny. Cichy o mało nie zginął, a Maciek...
- Maciek strzelił w obronie koniecznej – wtrącił się Ernest, zgadując co ma na myśli jego koleżanka
- Ernest, ty mi tu oczu nie mydl – Mol ściszył głos, aby nikt poza biurem ich nie słyszał – Stary to kupił?
- No wiesz, oprócz Maćka to tylko ja i Aśka wiemy jak było naprawdę, on sam nie zaprzeczył naszej wersji... więc chyba to przejdzie.
Rozmowę przerwał im dźwięk telefonu na biurku Aleksa.
- Ja nie odbieram – Aśka podniosła do góry ręce
- Dobra, ja to zrobię... Komenda przy ulicy Jabłkowej, biuro podkomisarza Ciszniewskiego, Mol przy telefonie
- Chyba raczej Mól – zaśmiał się cicho Ernest
- Ej, to ja tu jestem od robienia kawałów – oderwał się na chwilę od słuchawki
- Patrz Asia jaki oburzony.
- A wiecie – kontynuował, kiedy skończył rozmowę telefoniczną – Moja chemiczka na lekcji zawsze mówiła: Tuzin to dwanaście, kopa to pięć tuzinów a jeden mol to jeden mol. I wszyscy wtedy patrzyli na mnie.
- Równie dobrze mogła powiedzieć że jeden mol to Kacper.
- A właśnie, mamy zabójstwo.
- Znowu? Kiedy będzie jakieś porwanie albo napad... - westchnęła Joanna
- Ty lepiej wypluj te słowa, bo jeszcze się okaże że w złą godzinę to powiedziałaś. Mało ci wrażeń po ucieczce źrebaka?

Kilka minut później, ulica Sobieskiego.
- Cześć – przywitał się z patologiem Kacper – Co my tu mamy?
- Sam zobacz. Siny ślad na szyi
- Duszenie?
- Prawdopodobnie właśnie to jest bezpośrednią przyczyną zgonu, ale przed śmiercią została pobita. Być może pod paznokciami będzie miała naskórek sprawcy.
- To już coś. Kiedy zginęła?
- Jakieś 10 – 12 godzin temu.
Mol spojrzał na zegarek.
- Czyli wczoraj między 21 a 23.
- Mniej więcej. Na teraz nie mam dla ciebie nic konkretnego. Więcej...
- Tak, tak, po sekcji.
Nadkomisarz jeszcze przez chwilę przyglądał się ofierze, a następnie odszedł na bok, by skonsultować się z Ernestem.
- Nasza ofiara to Beata Kidej, lat 17. Chodziła do liceum Powstańców Śląskich. Oprócz legitymacji znaleziono portfel i telefon, więc motyw rabunkowy możemy wykluczyć.
- Dobra, słuchaj... Zadzwoń do Aśki, niech ustali adres rodziców i pojedzie do nich, a ty skocz do tej szkoły. Ja rozejrzę się po okolicy, popytam okolicznych mieszkańców... Może ktoś coś widział.
- A nie możemy na odwrót? Wiesz że ja raczej nie najlepiej radzę sobie w kontaktach z nieznajomymi.
- Co ty jeszcze robisz w tej pracy? - rzucił półżartem Kacper – No dobra, nie przepadasz za młodymi nastolatkami i wolisz staruszki z okolicznych domów.
- No wiesz ty co... mamy trupa, a jego na żarty wzięło.
- Ernest, chodź tu! Znaleźliśmy ślady wleczenia! - zawołał go jeden z techników

Godzina 10:30. Liceum, w którym uczyła się zamordowana nastolatka. Komisarz Mol został zatrzymany przez ochroniarza.
- Dokąd? Przepustkę ma?
- Zawsze i wszędzie, na wieki wieków amen – pokazał mu odznakę
- A to przepraszam, wzmocniliśmy kontrolę, bo ostatnio w szkole pojawiły się narkotyki. Pan zapewne w tej sprawie?
- Nie, jestem z wydziału zabójstw. Prowadzę śledztwo w sprawie zabójstwa Beaty Kidej. Kojarzy ją pan?
- No cóż... do szkoły przychodzi wielu uczniów, nie znam wszystkich po nazwisku.
- Rozumiem. Którędy do dyrektora?
- Prosto, pierwsze drzwi po lewo, zaraz przed kiblem.

W tym samym czasie Ernest kontynuował rozmowy z mieszkańcami okolicy miejsca zbrodni.
- Czy wczoraj wieczorem widziała pani albo słyszała coś podejrzanego? - przepytywał około 70-letnią staruszkę
- Wczoraj ja w kościele była
- No tak, ale później, około 21?
- O pierwszej ja już spała
- Dwudziestej pierwszej – powtórzył głośno komisarz
- Panie, ja mam dobry słuch i pan nie musi krzykać, żeby ja słyszała!
- Dobrze, dobrze. To co wtedy się działo?
- Ano ja nie wiedziała, bo ja telewizor oglądała.
- No nic, dziękuję...
Zrezygnowany podszedł do kolejnej bramy i zadzwonił do domofonu.
- Dzień dobry, komisarz Szewc... - nie zdążył dokończyć, bowiem ktoś odłożył słuchawkę
- No świetnie, po prostu zajebiście.
Spróbował jeszcze raz, przy kolejnym domu.
- Dzień dobry, komisarz Szewc, policja – pokazał mu odznakę – Prowadzę śledztwo w sprawie zabójstwa
- A kto zginął? - zapytał około pięćdziesięcioletni mężczyzna
- Tam niedaleko znaleziono ciało siedemnastolatki. Czy coś się działo tu wczoraj wieczorem?
- A no szła taka grupka, właśnie około 17 – 18 lat. Wyglądali na lekko wstawionych. Zastanawiałem się nawet czy nie wezwać policji, bo trochę hałasu robili, a wie pan, u mnie w domu małe dziecko jest, córka w gości przyjechała...
- No tak, tak. Ilu ich było?
- Trzech chłopaków i dwie dziewczyny... a może na odwrót? Nie, trzech chłopaków.
- To w końcu jak?
- Panie komisarzu, zmrok już zapadał, nie widziałem dokładnie. Nie wiedziałem, że to takie ważne będzie.
- Czy mówili coś, co wydało się panu dziwne?
- Nie. Często tędy młodzi przechodzą, nad tamten staw idą, bo to fajne miejsce na takie spotkania towarzyskie, ognisko, piwko, kiełbaski, rozumie pan.
- Rozumiem. Jak wyglądały te dziewczyny?
- Jedna blondynka...
- A druga? - przerwał mu natychmiast, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się czy wśród grupy nastolatków była ofiara
- Szatynka, kręcone włosy, buty na obcasach, bo tak charakterystycznie stukały jak szła, chyba dżinsowa kurtka...
- To ona – mruknął pod nosem Ernest

Kilka minut później, szkoła. Kacper zdołał dotrzeć do klasy, gdzie uczęszczała zamordowana dziewczyna. Szybko ustalił, że zawsze trzymała się z dwoma przyjaciółkami – Sylwią Rudzik oraz Edytą Stukiewicz.
- Dziewczyny, wasza koleżanka została zamordowana. Chcę wiedzieć wszystko: gdzie była, z kim, dlaczego i po co, gdzie chodziła do fryzjera, numer telefonu księdza proboszcza, numer buta i kolor majtek.
- Po co to panu?
- Żeby znaleźć mordercę. Więc?
- No cóż... Beata była skromną, cichą i lubianą dziewczyną
- Raczej nie miała wrogów – wtórowała koleżance Sylwia
- A jak w domu?
- Dobrze, nie skarżyła się bynajmniej.
- Miała chłopaka?
- Nie. Ona raczej bardziej interesowała się dziewczynami... - wyznała Edyta, ku niezadowoleniu przyjaciółki
- To znaczy?
- Jeju, co nas pan tak przepytuje? Przesłuchanie czy co? - oburzyła się Rudzik
- Dziewczyny, was to trzeba za język ciągnąć... Jak wolicie to możemy pogadać na komendzie, przejedziecie się radiowozem. A chcecie sprawdzić jakie fajne to uczucie być zakutym w kajdanki?
- Panie komisarzu, my już nic więcej nie wiemy...
- To może spotykała się z kimś? Nie każcie mi zgadywać, to wy jesteście jej przyjaciółkami. No w końcu trzymałyście się razem czy nie?
- No tak...
- Co robiła Beata wczoraj wieczorem?
- A co ja, jej Anioł Stróż jestem?
- No skoro na przerwach nawet do kibla razem chodzicie to ja nie wiem... Może ty mi to wyjaśnisz?
- Uczyłyśmy się do sprawdzianu, prawda Edyta?
- Tak, tak – przytaknęła pospiesznie dziewczyna, co wzbudziło podejrzenia Kacpra
- A co mogła robić nad stawem na osiedlu Jaracza?
- Pewnie poszła na grilla ze znajomymi. Ale nas tam nie było.
- Dobra, zmiatajcie na lekcję, bo matematyczka was udusi.

Żeńska część ekipy w jednoosobowym składzie, czyli Joanna, przepytywała rodziców ofiary. Musiała minąć dobra chwila nim byli w stanie kontynuować rozmowę po usłyszeniu fatalnej wiadomości.
- Gdzie Beata była wieczorem?
- Razem z siostrą poszły ze znajomymi na grilla. Ona też nie wróciła.
- Mogę prosić zdjęcie drugiej z państwa córek?
Mężczyzna powoli zwlekł się z kanapy i poszedł po schodach na górę.
- Jak wyglądało życie towarzyskie Beaty?
- Dość bujne, że tak powiem. Miała sporo znajomych i często z nimi wychodziła.
- Miała jakieś bliższe osoby?
- Tak, przyjaciółki z klasy. Sylwia i Edyta. Ta ruda ostatnio często u nas bywała.
- A jak układało się jej z chłopakami?
- Chyba dobrze, ale nie była w związku. Przynajmniej nic nie mówiła.
Z góry wrócił ojciec ofiary i podał Joasi zdjęcie swojej starszej córki.
- To Kinga, była z Beatą.
- Pani komisarz, co tam się wydarzyło?
- Właśnie to chcemy ustalić.

Kilkanaście minut później cała trójka spotkała się na komendzie, aby ustalić dalszy plan działania.
- Konsultacje? - wszyscy obrócili się w stronę drzwi i zobaczyli Cichego – Nie przeszkadzajcie sobie, ja tylko po swoje rzeczy.
- Więc odchodzisz? - spytał wprost Kacper
- Nie sądzę, żeby po tym co się wydarzyło, Maciek chciał nadal ze mną pracować. Ja dostałem propozycję posady komendanta... Co prawda to małe i raczej spokojne miasteczko, więc będę musiał odzwyczaić się od zabójstw, ale zarobki większe no i władza...
- Co na to stary? Mam na myśli jak to się odnosi do nas.
- Będziecie pracować w czwórkę. Przed przyjściem Aśki ten system się sprawdzał, więc nie wiem dlaczego teraz miałoby być inaczej. Grupą pokieruje jeden z was, niewykluczone że to będzie Maciek, ale teraz jest na urlopie, więc przyda się zastępstwo.
- Zobaczcie, jeszcze na swoim nie jest, a już ludzi chce rozstawiać.
- Zdaje się, że macie sprawę – przypomniał im Aleks
- No tak. Zacznijmy od tego co już mamy: w szkole dowiedziałem się, że Beata była raczej lubiana w swojej klasie.
- Swoją drogą to nas w szkołach też chyba lubią, bo ostatnio często dostajemy takie sprawy.
- Aśka, proszę cię... Nie miała chłopaka, bo najprawdopodobniej była lesbijką. Kto wie czy nie spotykała się z jakąś dziewczyną, ale pewnie robiły to w ukryciu i ciężko będzie ustalić jej tożsamość. A co jeśli ona będzie w niebezpieczeństwie?
- Matka ofiary wspomniała, że jedna z koleżanek często ostatnio spotykała się z naszą ofiarą.
- Która?
- Ta ruda.
- Czyli Sylwia. To by nawet pasowało, bo wyglądała jakby chciała coś ukryć – mruknął zamyślony nadkomisarz Mol.
- Od sąsiadów niewiele wyciągnąłem, ale udało mi się ustalić, że nastolatkowie często chodzi nad ten staw i urządzali sobie grilla czy tam inne sprawy towarzyskie. Tego wieczora było trzech chłopaków i dwie dziewczyny, a wśród nich Beata.
- Była też ona? - Joasia podsunęła koledze zdjęcie od matki ofiary
- Nie wiem, facet mówił o jakiejś blondynce. Po południu mają być portrety pamięciowe.
- A kto to w ogóle jest? - wtrącił się Kacper
- Siostra zamordowanej, Kinga. Patrole mają już kopie tego zdjęcia i będą jej szukać. Nie wróciła do domu z tego wypadu nad staw.
- Jacyś podejrzani?
- Trzej chłopacy towarzyszący dziewczynom – odparła Joasia – Motyw? Zbyt dużo wypili i być może chcieli je wykorzystać, doszło do szarpaniny i jeden z nich ją udusił.
- Ernest?
- A może to ta siostra? Pokłóciły się, ta ją udusiła i teraz się ukrywa?
- Też możliwe. Mnie jednak nie podoba się ta Sylwia... kurde, jak ona miała, coś z włosami...
- Z włosami? - zdziwiła się Aśka
- Rudzik! Trzeba się jej dokładnie przyjrzeć. No i czekamy oczywiście na raport z sekcji zwłok, może wniesie coś nowego do sprawy...
- Chętnie dałbym wam jakąś radę na pożegnanie, ale nie wiem co powiedzieć. Świetnie sobie radzicie, na co wam stary Ciszniewski... - mówił szykując się do wyjścia
- Nie pierdol Cichy. Jesteś dobrym gliną i nie tylko ja o tym wiem – odezwał się Ernest – Ale w końcu cię uziemili. Ja tam cię będę dobrze wspominał.
- Wiesz co Aleks? - teraz podszedł do niego Kacper – Ernest ma rację, dobry z ciebie glina... Ale kumpel żaden. Choć wobec mnie byłeś zawsze w porządku, to jednak wobec Maćka... Tak w ogóle, zamierzasz się z nim pożegnać?
- Chyba wolałby mnie nie widzieć.
- Nie dziwię mu się
Na koniec do byłego szefa grupy podeszła Joasia.
- No cóż, niewiele zdążyłam się nauczyć przez te kilka miesięcy, ale... zawsze coś.
- Staraj się młoda, tylko nie daj zeżreć się ambicji. Jeszcze kiedyś będziesz komisarzem.
- Cieszę się, że mogliśmy razem pracować.
Po oficjalnym pożegnaniu Cichy wziął pod pachę karton ze swoimi rzeczami i już na zawsze opuścił biuro, w którym przepracował ostatnich kilka lat rozwiązując kryminalne zagadki i szukając przestępców.

czwartek, 8 sierpnia 2013

10. Dzień zemsty cz. 2

Kilka minut później przyjechał zawiadomiony telefonicznie Ernest. Pospiesznie rozejrzał się na miejscu zbrodni, a następnie pociągnął za sobą Joasię na bok.
- Jak on się czuje?
- Kto?
- Maciek.
- Fatalnie. Zamknął się w łazience i nie chce z nikim gadać. O Boże, a jak on coś sobie zrobi?
- Jak usłyszy o żonie to już na pewno.
- Co?
- Nie wiem czy powinienem ci mówić, bo prosił mnie o dochowanie tajemnicy... ale sam nie wiem już co robić. Poprosił mnie, żebym śledził jego żonę, bo podejrzewał ją o romans. I się nie mylił... Ma kogoś.
- Kogo?
- Tym kimś jest Aleks.
- Nasz Aleks?!
- Ciszej, bo jeszcze ktoś usłyszy. Tak, on. Dla Maćka to będzie dodatkowy cios, że żona puszcza się z kumplem.
- Nic mu nie mów, dobra?
- I tak się dowie. Prędzej czy później.
- To lepiej później. Niby jest twardy, ale teraz rozkleił się jak dziecko. Nadmiar złych wiadomości może mu zaszkodzić.
- Skoro tak mówisz...
Około godziny później w domu pojawiła się żona Maćka. Kiedy usłyszała o śmierci swoich dzieci, wpadła w histerię i wybiegła z budynku. Policjanci nawet nie zauważyli, kiedy to się stało. Nie było sensu gonić za kobietą.
- Świetnie kurwa, świetnie – warknęła zdenerwowała aspirant Gurguła – Maciek! Otwieraj do cholery jasnej!
Chwilę później komisarz stanął przed nią – z opuchniętymi od płaczu oczyma, potarganą koszulą, mokrymi od łez rękawami, ledwo stojąc na nogach. Żal i współczucie szybko wyparły z niej złość. Zamiast solidnie opieprzyć kolegę z wydziału, przytuliła go, szepcząc, że wszystko się jakoś ułoży.
- Twoja żona tu była
- No i?
- Chyba do niej nie dotarło, co tak naprawdę się stało.
- Wiesz co? Mam ją w dupie. To małżeństwo przez ostatni miesiąc trzymało się tylko ze względu na dzieci. Teraz to... teraz to nawet Źrebak ją może dorwać.
- Nie mów tak! Tak nie można!
- Owszem, można. Ona mnie olała, puszcza się z innym.
- Masz dowody?
- Wkrótce będę miał. To tylko kwestia czasu.
Rozmowę przerwał im dzwoniący telefon komisarza.
- To Kerzyk. Masz, odbierz. Powiedz mu... że jestem niedysponowany
- Nie poznaję cię...
- Albo wiesz co? Daj, ja z nim pogadam. Znajdę tego sukinsyna Źrebaka i zabiję. A potem niech się dzieje co chce.
- To jednak lepiej jeśli ja odbiorę.

W tym samym czasie, dom Cichego. Policjant wszedł i zamknął za sobą drzwi, nie zauważając niczego podejrzanego. Zostawił na stole w kuchni torby z zakupami i dopiero wtedy ujrzał otwarte okno.
- Wydaje mi się, że je zamykałem przed wyjściem – powiedział do samego siebie
Wyciągnął ręce, żeby teraz dokonać tej czynności, a kiedy dotknął klamki, poraził go prąd. Ciało nieprzytomnego mężczyzny bezwładnie upadło na podłogę.

- Gdzie do jasnej cholery jest Kacper?! - denerwowała się Joanna
- Pewnie zabalował wczoraj z jakąś panną. Spodziewaj się go w poniedziałek po południu.
- Kurde, jest potrzebny teraz! Kerzyk jest wściekły.
- Ten Kerzyk? Inspektor Kerzyk z komendy wojewódzkiej?
- O ja pierniczę.
- Ty się lepiej zastanów, gdzie jest Źrebak. Tak w ogóle, co o nim wiemy?
- Na komendzie wojewódzkiej są akta. Jedziemy?
- Jasne. Czekaj chwilę, tylko powiem mundurowym, żeby ktoś śledził Maćka. Postanowił prowadzić śledztwo na własną rękę i kto wie co mu strzeli do głowy.
- Może znajdzie go szybciej niż my?
- Tego się właśnie boję. Już nie chodzi o Kerzyka, ale o to, co mu zrobi za śmierć dzieci.
Pół godziny później, komenda wojewódzka we Wrocławiu.
- Słuchajcie, przykro mi z powodu waszego kolegi – westchnął inspektor Kerzyk – Znaczy, chodzi mi o to, co się stało w jego domu. Ale musicie o tym zapomnieć, przynajmniej na czas pracy. W tej chwili najważniejsze jest, żeby znaleźć Źrebaka i powstrzymać go przed kolejnymi zbrodniami. Wysłałem kolegów z trzeciego do jego rodziny i starych znajomych, a ci z czwartego sprawdzają stare kryjówki. Wy pokręcicie się w takich opuszczonych okolicach, jakieś meliny, obrzeża miasta... Może coś znajdziecie.
- Póki co, musimy znaleźć żonę komisarza Czerwińskiego.
- Słucham?
- Źrebak nie wyjdzie z miasta, dopóki nie zemści się za aresztowanie. To dlatego zabił dzieci komisarza, a prawdopodobnie będzie chciał dorwać także jego żonę.
- Gdzie ona jest?
- Nie mamy pojęcia.
- Chcielibyśmy także zobaczyć akta poszukiwanego – dodała śmiało Joasia
- Proszę, proszę – podał im teczkę podpisaną „Źrebak”
- Józef Źrebak, urodzony 3 października 1964 we Wrocławiu, syn Genowefy i Wojciecha, skazany w 2007 roku na dożywocie za zabójstwo żony i jej kochanka. Narzędziem zbrodni była siekiera, lecz nigdy jej nie znaleziono...
- Maciek wspominał coś, że na końcu Źrebak będzie chciał odrąbać mu rękę, prawda?
- No tak.
- Myślisz, że zrobi to tą samą siekierą? Znajdź adres zamieszkania
- Wrzosowa 13.
- Panie inspektorze, pan wybaczy, ale chyba mamy jakiś trop – Ernest zwrócił się do inspektora, po czym razem z Joasią wybiegli z biura.

Kilka minut później, dom poszukiwanego.
- Ile tu kurzu i pajęczyn! - narzekała Gurguła
- Wygląda, jakby przez 6 lat nikt tu nie był.
- Bo chyba to prawda. Sprawdzamy szopę?
- To chyba nasza ostatnia nadzieja, że coś tu znajdziemy.
Zgodnie z zapowiedzią, udali się więc do budynku obok. Już mieli wchodzić jak do siebie, kiedy usłyszeli jakiś hałas. Oboje zgodnie chwycili za broń.
- Na 3, 2, 1 wchodzimy – szepnął do niej, na co odpowiedziała skinieniem głowy
- Trzy, dwa... jeden!
- Policja, na ziemię, łapy na kark! - krzyczeli równocześnie, wbiegając do środka. Napotkali tam zaniedbanego mężczyznę, który na ich widok przestraszył się, wypuścił butelki z rąk i posłusznie wykonał polecenia. Komisarze skuli go i zabrali na Jabłkową.

W czasie gdy Joanna przesłuchiwała zatrzymanego, Ernest rozmawiał z jednym z policjantów, pracujących na co dzień w trzecim komisariacie.
- Nasz zatrzymany to Sebastian Orlicki, ma opinię drobnego pijaczka, czasem jak za dużo wypił to mundurowych wzywali na interwencję. Koleżanka właśnie próbuje ustalić, co robił w domu poszukiwanego Józefa Źrebaka. A jak u was?
- No cóż, komisarzu... rodziny to on tutaj nie miał za wiele. Zresztą, wyparli się go po zabójstwie żony. Nie chcieli mieć do czynienia z psychopatą.
- Psychopatą?
- Z tego co nam powiedzieli, przejawiał takie skłonności. Był dość nadpobudliwy i przesadnie wymagający. Sugerowali nawet zaburzenia osobowości, ale nie leczył się psychiatrycznie.
- Czyli od czasu zabójstwa nie mają z nim kontaktu – kolega po fachu przytaknął – A co u tych z czwartego?
- Z tego co mi wiadomo, też czystka
- Dobra, dzięki. Wracajcie do Kerzyka, na razie.
Ledwie mężczyzna opuścił biuro, pojawiła się w nim Joasia.
- I jak?
- Twierdzi, że nocował tam od kilku dni, bo jak obserwował to nikogo tam nie było. Nie zauważył nic podejrzanego, a dzisiaj wyszedł rano szukać złomu i dopiero chwilę przed naszym wejściem wrócił.
- Cholera. Czyli nawet jeśli Źrebak wrócił na stare śmieci, to nikt go nie widział.
- A może jednak? Pojadę i popytam sąsiadów.
- Spróbuj, może to coś da.

Dochodził wieczór. Komisarz Ciszniewski dopiero teraz odzyskał przytomność. Dopiero kiedy spróbował się poruszyć zorientował się, że jest przywiązany do rury łańcuchem. W ciemności nie mógł zobaczyć, gdzie jest. Przypomniał sobie ostatnie wydarzenia przed utratą przytomności i zrozumiał, że to otwarte okno to jednak nie był przypadek.
Nie wiedział jak długo czekał. Z pewnością minęło kilka minut, nim w pomieszczeniu zapaliło się światło. Dopiero gdy ujrzał znajome ściany stwierdził, że jest u siebie w piwnicy. Drzwi otworzyły się i stanął w nich mężczyzna. Komisarz od razu go rozpoznał.
- Źrebak – wycedził przez zęby
- We własnej osobie. Jak podobały się elektrowstrząsy?
- Nie ujdzie ci to na sucho.
- Ależ oczywiście, że nie! Za kilka godzin całe to pomieszczenie wypełni się wodą. Mam nadzieję, że umiesz pływać. O ile uda ci się wyswobodzić, w co jednak wątpię.
- No i co ci to da? I tak cię złapią i pójdziesz siedzieć!
- Satysfakcję. Czekałem na ten dzień od 2007 roku, od kiedy tylko spotkałem was. Aż w końcu nadszedł. Moje pięć minut, których nie zmarnowałem. Komisarz Czerwiński opłakuje już śmierć swoich dzieci, a już za kilka godzin zostanie wdowcem.
Wypowiadając ostatnie słowa odwrócił się i wciągnął do piwnicy nieprzytomną żonę Maćka. Aleks zamarł. O ile to, że on znalazł się w niebezpieczeństwie, nie było takie straszne, to obecność kochanki wprowadziła nerwową atmosferę.
- Nie rób jej krzywdy, proszę.
- Dobijała się do twoich drzwi, więc co miałem zrobić? Jeszcze zwróciłaby czyjąś uwagę, a po co nam to? Swoją drogą, miałem genialny pomysł. Który z twoich kolegów wpadnie na to, że ukrywam się w domu podinspektora Ciszniewskiego? Za głupi na to są!
- Wkrótce się przekonasz, jak bardzo się mylisz.
- Zobaczymy – wyszedł na chwilę, by wrócić z wężem ogrodowym, z którego lała się już woda
- Patrycja! Patrycja, obudź się! Proszę cię, błagam! Otwórz oczy, nooo! - wołał do kochanki
- Możesz sobie krzyczeć, ale to nic nie da. Dałem jej taką dawkę leków nasennych, że nawet jakby stado słoni przebiegło tuż obok, nie ruszy się. Utopienie to tylko formalność.
- Jeszcze pożałujesz gnoju!
- Może kiedyś spotkamy się w piekle – zaśmiał się, po czym opuścił powoli napełniające się wodą pomieszczenie.

Godzinę później, dom komisarza Ciszniewskiego. Przebywający tam Źrebak usłyszał pewien hałas na piętrze. Nie zastanawiając się ani chwili, pospieszył po schodach, aby sprawdzić co tam się dzieje. W pewnej chwili przed oczyma mignęła mu jakaś postać, która kopnęła go w brzuch. Przestępca zachwiał się i spadł ze schodów.
- Kto jak kto, ale ja nie jestem na tyle głupi, żeby cię nie znaleźć – odezwał się Czerwiński, schodząc na dół
- No proszę, proszę – skrzywił się, próbując wstać – Jak tam spotkanie z dziećmi. Szkoda, że nie mogłeś z nimi porozmawiać.
Wściekły policjant złapał go za ubranie, szarpnął do góry, a następnie rzucił przeciwnikiem o ścianę.
- Pożałujesz tego śmieciu.
- Mówiłem to samo 6 lat temu, pamiętasz? Wyśmiałeś mnie. Ale dzisiaj udowodniłem ci, że wcale nie żartowałem.
Mężczyźni mierzyli się spojrzeniami, wciąż stojąc na swoich miejscach. Nie potrzeba było wiele, aby jeden rzucił się na drugiego z pięściami. Awantura wisiała w powietrzu.
- Nie wyjdziesz stąd żywy – wycedził przez zęby Maciek
- To się jeszcze okaże... Nie chciałbyś przewieźć się na tamten świat za dziećmi? Nie chcesz ich tam spotkać, co? Ja ci tej drogi na pewno nie ułatwię!
- Za to ja poślę cię prosto do piekła.
Niemal równocześnie sięgnęli po swoje pistolety. Stali naprzeciw siebie w odległości około pięciu metrów, mocno ściskając w dłoniach bronie wycelowane w przeciwnika. Żadnemu z nich ręka ani drgnęła. Wydawało się, że za chwilę w tej samej chwili nacisną spust, lecz Źrebaka zdekoncentrował hałas wyważanych właśnie drzwi.
- Maciek, nie rób tego! - krzyknęła Joasia, widząc na co się zanosi. Mimo to, policjant nacisnął na spust. Zaraz potem, oddał jej broń, a Ernest sprawdzał puls postrzelonego przestępcy.
- Nie żyje.
- Mnie by nie zabił, ale was mógłby...
- Maciek, nie musiałeś strzelać mu w serce.
- Powiedzmy, że mi ręka zadrżała. Skąd wiedzieliście, że tu jestem?
- Kazaliśmy... kazaliśmy cię śledzić – wyjaśniła Gurguła – Wybacz.
- Dobra, kij z tym. Ej, słyszycie to? Piwnica.
Cała trójka natychmiast zerwała się z miejsca, aby sprawdzić co tam się dzieje. Zobaczyli węża ogrodowego, lecz nie przywiązali do niego wagi, dopóki nie napotkali wody na ostatnich schodach.
- Ernest, znajdź źródło i zakręć wodę! - zawołał Czerwiński, podchodząc do drzwi. Woda sięgała mu do ramion i stawiała duży opór.
- Aśka, pomóż mi.
Kiedy oboje uporali się z drzwiami, zobaczyli Cichego przykutego do rury. Poziom wody ustabilizował się na wysokości jego szyi. Na widok kolegów z komendy odetchnął z ulgą.
- Złapaliście go?
- Jest martwy – odparł niewzruszony Maciek
- Słuchaj, twoja żona... tam pod wodą, na podłodze. Utopił ją.
- Mieliście romans? Nie patrz tak głupio na mnie, myślałeś że niczego nie zauważę. Skojarzyłem pewne fakty i brakowało mi tylko potwierdzenia. To, że była u ciebie, w zupełności mi wystarczy. No chyba nie powiesz mi, że Źrebak specjalnie się fatygował, skoro mógł ją zatłuc od razu!
- Cichy. Skończ tę farsę. On i tak się wszystkiego dowie.
- Nie, nie wierzę. Aśka, ty też o tym wiesz? Ja pierdolę – złapał się za głowę
- Tak, mieliśmy romans – Aleks się przyznał
- Ty ciesz się, że już nie mam broni przy sobie! Bo jakbym miał, to oprócz zemsty Źrebaka na mnie za aresztowanie i mojej na nim za dzieci, to jeszcze ciebie bym zapierdolił.
Po tych słowach wściekły mężczyzna wyszedł na zewnątrz, nie zwracając na nikogo uwagi.

sobota, 3 sierpnia 2013

9. Dzień zemsty cz. 1

Sobota, siódma rano. Komenda na Jabłkowej.
- Cześć Ernest. A ty co tak wcześnie w pracy? Dyżur masz czy co? - Czerwiński podszedł do kolegi i uścisnął mu dłoń
- Cześć Maciek. A wiesz, jakoś tak nudno w domu to myślałem, że tutaj przyjadę.
- I co?
- No właśnie jajco. Tu wcale nie jest lepiej. Ja rozumiem, że sprawy żadnej nie ma, bo ledwo co jedną rozwiązaliśmy, ale żeby żadnych raportów nie było?
- Żartujesz?
- No skąd. Widzisz, a potem stary w tygodniu dowali nam tyle roboty, że się nie wygrzebiemy.
- Nawet dobrze się składa, że ci się nudzi.
- Tak?
- Powiedziałem żonie, że cały weekend pracuję. Tak, wiem że to dziwnie brzmi, ale jakby tak się przyjrzeć z mojej perspektywy, to całkiem inaczej to wygląda. Muszę prosić cię o pomoc, ale... obiecaj że dochowasz tajemnicy
- No jasne. Wal śmiało, w końcu jesteśmy kumplami.
- Jestem pewien, że moja żona ma romans. Z tego małżeństwa już nic nie będzie, pozostaje tylko rozwód. Ale w tej chwili ona ma mnie w garści, bo udowodni w sądzie, że małżeństwo rozpadło się z mojej winy, bo to ja przesiadywałem w pracy długimi godzinami. Ale rozprawa może potoczyć się inaczej, jeśli będę miał dowód na jej zdradę.
- Rozumiem, że ja mam ci go dostarczyć, tak?
- Tak. Jesteś dobry w obserwacji, więc chciałbym, żebyś śledził moją żonę. Wie, że do późna będę w pracy, dlatego myślę, że spotka się z tym swoim kochasiem. Jakby co, będę cię krył przed starym.
- Starego dzisiaj nie ma.
- Poważnie? Chory czy co?
- Spowiada się przed komendantem wojewódzkim. Znaczy pojechał gadać o awansach, głównie za tę akcję z menelami. Aleks też tam będzie.
- Czyli co? Sam dzisiaj zostaję?
- Na to wychodzi. Jak coś się będzie działo, dam ci znać.
- Dzięki.

Trzy godziny później. Maciek wraca do biura ze sklepu. Ledwie zdążył odstawić zakupy, zadzwonił telefon.
- Biuro podinspektora Ciszniewskiego, przy telefonie nadkomisarz Czerwiński.
- Kerzyk z tej strony. Ilu macie ludzi w gotowości?
- Tak właściwie to... dzisiaj tylko ja jestem. Stało się coś?
- Źrebak uciekł z więzienia.
- Ten Źrebak?
- Tak, ten co aresztowaliście go z podinspektorem sześć lat temu. Proszę zebrać jak najwięcej ludzi z biura i stawić się na komendzie wojewódzkiej, do mojej ekipy, znaczy się inspektora Kerzyka.
- Oczywiście, do zobaczenia.
Zaraz po rozmowie wykręcił numer do Kacpra. Pech chciał, że telefon nadkomisarza Mola nie odpowiadał. Wściekły Czerwiński zaklął pod nosem. Pozostało mu tylko mieć nadzieję, że Joanna zgodzi się przyjechać, bo w przeciwnym razie będzie zmuszony ściągnąć z powrotem Ernesta.

Sobota, 11:20. Komenda wojewódzka.
- Niestety, dzisiaj nikogo więcej nie ma. Weekend – powiedział do inspektora Maciek
- No nic, dobre i to. Ale tej młodej damy nie kojarzę. Chyba jeszcze się nie spotkaliśmy.
- Nie było okazji. To starszy aspirant Joanna Gurguła. Pracuje z nami już około półtora miesiąca, jest zdolna i ambitna, nie boi się wyzwań. Prawda Asiu?
- Poniekąd – przytaknęła blondynka
- Ściągnąłem jeszcze kilka osób z trzeciego i czwartego komisariatu. Sprawę jednak poprowadzicie wy, ponieważ jesteście najbardziej odpowiednią grupą do tego. Nie będę ukrywał, że prócz kompetencji i doświadczenia wziąłem pod uwagę także to, że to pan i Ciszniewski aresztowaliście Źrebaka przed laty.
- Rozumiem, że drogi poza miasto są kontrolowane przez naszych ludzi, a patrole mają jego zdjęcie.
- Oczywiście. Nie sądzę, żeby był w stanie wyjechać z Wrocławia bez dobrego kamuflażu.
- Chcielibyśmy porozmawiać ze strażnikami, którzy brali udział w tym transporcie.
- Jeden z nich jest postrzelony i leży nieprzytomny w szpitalu, ale pozostali dwaj czekają na dole. Wciąż są w szoku i nie mogą uwierzyć, w to co się stało.
- Będę informował na bieżąco o nowych faktach inspektorze. Aśka, chodź.

Chwilę później – rozmowa z konwojentami.
- Starszy aspirant Gurguła, nadkomisarz Czerwiński. My w sprawie Źrebaka.
- Ja kierowałem, nie widziałem co się dzieje z tyłu. W pewnej chwili usłyszałem hałas i jego głos, że zabije Marcina, jak się nie zatrzymam i nie otworzę drzwi. Spojrzałem przez kratkę do tyłu, a on faktycznie trzymał broń przy jego głowie.
- Pan jest Marcin? - zwróciła się do drugiego z mężczyzn
- Tak. Kompletnie nie wiem jak to się stało, spojrzałem na drzwi, a po chwili usłyszałem, jak mi groził.
- A co w tym czasie robił pański kolega, który został postrzelony?
- Nie mam pojęcia. Może coś go zamroczyło, bo mówił mi wcześniej, że w nocy nie czuł się najlepiej. Radziłem, żeby poszedł do domu, ale on uparcie twierdził, że da radę. Kiedy Źrebak zabrał mi broń, on się rzucił na niego z pięściami i podczas tej strzelaniny...
- Co dalej?
- Zabrał torbę, pistolet i zapewne uciekł, a nas zamknął w wozie. Wezwaliśmy pomoc przez telefon.
- Dokąd miał zostać przewieziony? - inicjatywę przejął Czerwiński
- Do Legnicy.
- A za co?
- Prowokował bójki. Nigdy nie zaczynał pierwszy, ale rzucał pikantne teksty, podnosił ciśnienie współwięźniom, aby ci go atakowali. Wydaje mi się, że już wtedy szukał szansy na ucieczkę. Choćby właśnie przez transport albo chociaż wizytę w szpitalu...
- Dobra, na razie to wszystko. Trzymajcie się jakoś.
- Maciek? - zapytała Joanna, kiedy odeszli kawałek
- Tak?
- Myślisz, że będzie chciał się na was odegrać? No za to zatrzymanie sprzed lat.
W odpowiedzi komisarz zaniósł się śmiechem.
- Moja droga, musisz się jeszcze wiele nauczyć.
- To znaczy?
- W jego obecnej sytuacji, porywanie się na policjanta to istna głupota. Ma teraz inny problem na głowie – nie dać się złapać.
- Okej, nie zaatakuje tutaj, ale wieczorem, gdy Aleks albo ty będziecie sami?
- Jeśli chcesz mnie wystawić na przynętę to powiedz wprost.
- Być może dzięki temu go złapiemy.
- Aśka, ja mam rodzinę. Chrzanić to, że się sypie, ale mimo wszystko nie mogę ryzykować. Pogadaj z Cichym, powinien gdzieś tu być ze starym. Mieli gadać z komendantem wojewódzkim o awansach.
Zostawiając ją na komendzie z myślami o prowokacji, sam pojechał do aresztu, w którym do dzisiaj przebywał zatrzymany niegdyś przez niego mężczyzna. Przedstawił się wartownikowi, wyjaśnił wszystko, a już kilka chwil później otrzymał zgodę od naczelnika na spotkanie ze współwięźniami Źrebaka. Pewnym krokiem przechadzał się po celi i z pogardą spoglądał na trójkę skazanych.
- No więc? Który z was trzymał się go najbliżej?
- Wszystkimi pomiatał. Bo jak jesteś wariatem to każdy się ciebie bał... Nie było dnia, żeby nie opowiadał, jak to zabił żonę i jej kochanka siekierą i to ze szczegółami.
- Skoro tak się lubił przechwalać, to może mówił coś o planach na przyszłość? Co?
Tym razem żaden z nich nie odpowiedział. Lekko poirytowany mężczyzna podszedł do nich bliżej.
- Źle wam tutaj? Pozbyliście się dominatora, możecie tu mieć raj, jak na więzienne warunki. Po co się oburzać, że z psami nie gadam albo rżnąć głupa, że ja nic nie wiem. Tak bardzo chcecie trafić tam, gdzie wazelina to najbardziej pożądany towar, żeby tyłka nie rozsadzało? Albo w miejsce, gdzie tacy jak wy czyszczą kible językami? Zastanówcie się dobrze, bo jak już stąd wyjdę to nie ma odwrotu.
Chciał już zapukać do drzwi, lecz wtedy odezwał się jeden z nich.
- Coś tam mruczał pod nosem.
- Co konkretnie?
- Że, przepraszam za wyrażenie, ale zapierdoli całą rodzinkę pana komisarza a na końcu ujebie rękę i zostawi pana tak przy życiu.
- Kurwa... - drżącymi rękoma wyciągnął telefon – Aśka? Weź patrol i jedź do mojego domu. Tak, teraz! Natychmiast! Źrebak na nich poluje. No nie zadawaj więcej kretyńskich pytań, tylko jedź!
- Mówił też, że gdyby miał pana zabić, to żadna zemsta by była. Chce zmarnować panu życie, jak zrobił to pan jemu.
- Sam sobie zmarnował. Choć nie wiem czy sam nie zapierdoliłbym kochanka żony jak on...
- To jak będzie z nami?
- Dzięki chłopaki. Jak będzie po wszystkim, pogadam z naczelnikiem o jakichś ulgach. Dodatkowe widzenia albo przepustki...
- Tylko proszę nie zapomnieć!
- Wy się nie bójcie, mam dobrą pamięć.

W tym samym czasie, hala targowa. Ernest cały czas obserwował żonę Maćka. Nie mógł uwierzyć własnym oczom, kiedy zobaczył, że kobieta spotkała się z Aleksandrem Ciszniewskim, tym samym, który pracował z nimi na komendzie.
- Przecież miał być u komendanta wojewódzkiego... - powiedział do samego siebie. Jednak gdy spojrzał na zegarek, zrozumiał że już dawno po rozmowie. Nie miał jednoznacznych dowodów na zdradę, dlatego kontynuował obserwację.
- A może on tylko pomaga jej w zakupach?
Sam siebie oszukiwał, nie chcąc wierzyć w to, by Cichy mógł być taką świnią. Zawsze zapewniał, że nie związałby się z żoną przyjaciela. Ostatecznym ciosem, przekonującym każdego, był namiętny pocałunek, kiedy mężczyzna kupił jej suknię. Ernest pokręcił głową i zadzwonił do Aleksa.
- O co chodzi? Nie mam teraz czasu.
- Czekaj na mnie w kawiarni tuż za rogiem. Zaraz tam będę.
Niczego nie podejrzewający Ciszniewski stawił się na spotkanie.
- Sypiasz z nią?
- Z kim?
- Nie udawaj. Widziałem was przed chwilą. Posuwasz żonę Maćka?
- To nie twoja sprawa.
- A właśnie że moja! Jestem waszym kumplem i moim obowiązkiem jest zrobić coś z tym, zanim jedno z was zrobi krzywdę drugiemu przez kobietę.
- To było silniejsze ode mnie. Wiesz jak to jest, kiedy kogoś kochasz i czujesz, że nie możesz bez niego żyć? Nic nie poradzę że...
- Słuchaj, gówno mnie obchodzą twoje tłumaczenia. Takich rzeczy się kumplowi nie robi! Przecież tyle lat się znacie z Maćkiem, przyjaźnicie się i chcesz to tak po prostu przekreślić?
- Nie potrafił zaspokoić jej potrzeb, więc powinien pogodzić się z kimś, że poszła do innego, z którym jest szczęśliwa.
- Więc to stąd te wszystkie uwagi i prowokacje. Nie poznaję cię.
- Nikt nie będzie stawał na drodze do naszego szczęścia. Ani ty, ani Maciek.
- Więc nie przerwiesz tego romansu?
- Nie. Możesz lecieć na skargę do Maćka. Aha, jeszcze jedno. Zrób coś z tą swoją zazdrością, bo że ty jesteś nieudacznikiem w kwestii życia prywatnego to nie znaczy, że każdy ma żyć tak jak ty. Nie jestem księdzem, żeby żyć w celibacie. Mogę się pieprzyć z kim chcę i kiedy chcę, a wam nic do tego.
- Kompletnie mu odwaliło – pomyślał komisarz Szewc.

Kiedy Maciek podjechał pod swój dom, widział już zaparkowane niedbale radiowozy oraz samochód Aśki. Niepokoiła go tylko liczba pojazdów, bowiem koleżance zlecił wzięcie tylko jednego patrolu. Instynkt zawodowy podpowiadał mu, że coś się stało.
- Nie wchodź tam – powiedziała ze strachem w oczach. On jednak puścił mimo uszu jej uwagę. Od razu skierował się do salonu, gdzie znajdowało się najwięcej techników. Na jego widok odsunęli się, odsłaniając dwa ciała leżące w kałuży krwi. To były jego dzieci. Szesnastoletnia córka i czternastoletni syn zostali zastrzeleni. Nie trudno było domyślić się, kto za tym stoi.
- Przybyliśmy za późno. Wybacz.

środa, 31 lipca 2013

8. Psychofanki cz. 2

- Wkręcacie mnie? - zaśmiał się cichy, kiedy Ernest przedstawił mu całą sprawę, a milczący Maciek spoglądał na niego z ukosa. Nie był zadowolony, że komisarz właśnie jego poprosił o pomoc.
- Niby dlaczego?
- Wy chyba sami w to nie wierzycie. Trzynastolatki miały podpalić chłopaka tylko dlatego, że podarł jakiś durny plakat?
- Powtórz to faneczkom. Wpierdol gwarantowany.
- Nie, to nie możliwe. To absurd.
- Widzisz Ernest? Mówiłem, żeby poprosić Aśkę albo Kacpera...
- Kacpra
- ...to ty się uparłeś. Teraz sami będziemy zapierdzielać, żeby rozwiązać tę sprawę.
- Bez dowodów tego i tak nie skończycie – Aleks upierał się przy swoim
- Żeby je znaleźć, musimy wytypować podejrzanego. Wszystko wskazuje na te dziewczyny.
- Czy ty słyszysz sam siebie?
- Tak. Ale po obejrzeniu tego filmiku już nic mnie w tej szkole nie zdziwi. Jedziemy?

Czwartek, kilka minut po ósmej. Komisarze Szewc i Czerwiński rozmawiają z uczniami klasy, do której należy poparzony chłopak. W tym czasie Cichy rozglądał się po szkole i zagadywał pracowników.
- Słuchajcie, wasz kolega doznał poważnych obrażeń. Możecie nam pomóc odpowiedzieć na pytanie, kto mu to zrobił, ale musicie mówić całą prawdę.
- Ernest, to nie jest przedszkole – wycedził przez zęby Maciek – Czy ktoś widział, co działo się w piątek, na przerwie?
Rękę podniósł jeden z chłopców. Komisarze oddali mu głos.
- No, Adam podarł plakat, a dziewczyny się wkur... yyy, wściekły!
- Bo to debil! Jak on może takie rzeczy robić z naszymi mężami?!
- No właśnie!
- I dobrze mu tak!
- Wcale mi go nie żal!
- Spokój! - wychowawczyni przywołała uczniów do porządku. Czerwiński podziękował jej skinieniem głowy.
- No właśnie, dlaczego taka ostra reakcja? Tylko, błagam, niech mówi jedna osoba.
- Andżeliki nie ma, więc ja będę mówić, dobrze? - pozostałe dziewczyny przytaknęły
- Andżelika to co? Święta krowa, jakiś wasz szef?
- Proszę tak o niej nie mówić! - wychowawczyni po raz kolejny interweniowała. Maciek, nie potrafiąc się powstrzymać od komentarzy, dał pole do popisu Ernestowi.
- Dlaczego ona jest taka ważna?
- Bo to szefowa naszego klasowego fanklubu One Rotation.
- Ok, w porządku. Więc skąd nienawiść do Adama Rubińskiego?
- Bo on nienawidzi i obraża naszych mężów. To znaczy, chłopaków z One Rotation – wyjaśniła, kiedy zobaczyła zdziwioną minę policjanta
- A czy w środę, po lekcjach, doszło między wami do jakiegoś zatargu?
- Nie, ostatnią akcją Adama był plakat. Wie pan, on nie nabijał się codziennie, tylko jak mu się nudziło. Była między nami taka wojna, ale nie na tyle, by robić komuś krzywdę.
- Na pewno?
- Słowo rotationerek!
- Gówno warte – szepnął do kolegi Maciek. Nie umknęło to jednak czujnej nauczycielce.
- Co pan mówił?
- Evviva l'arte. Czy możemy dostać adres to tej Andżeliki? Z nią także chcielibyśmy porozmawiać.
Kobieta wyszukała dane w dzienniku i przekazała policjantom. Zgodnie z planem, Ernest został, by indywidualnie, w cztery oczy porozmawiać z każdą z dziewczyn atakujących Adama na wideo nagranym smartfonem. Maciek z Aleksem pojechali natomiast do domu nastolatki, którą koleżanki uznawały za szefową klasowego fanklubu boysbandu.

- Słuchaj, chyba najwyższa pora coś wyjaśnić.
- To znaczy? - Cichy nie zwracał zbytnio uwagi na Czerwińskiego
- O co ci do jasnej cholery chodzi? Dlaczego zacząłeś się tak zachowywać wobec mojej osoby?
- Znaczy jak?
- Chamsko.
- Szczerze? Wkurwiasz mnie. Wiecznie masz jakieś problemy. Trzeba było myśleć o żonie, kiedy naprawdę tego potrzebowała.
- W porządku, popełniłem błąd. I jakby nie było, przed laty byłeś dokładnie w takiej samej sytuacji.
- I zachowywałem się dokładnie tak samo jak ty teraz. To była głupota. Próbowałem ją zatrzymać na siłę, nie dawałem jej spokoju... A ona była już z innym. Byłaby szczęśliwa, gdyby nie to, że wciąż ją nękałem, błagałem o drugą szansę. Było już za późno, ale ja się uparłem i zmarnowałem jej kolejny rok, zniszczyłem szansę na szczęśliwy związek.
- I nie chcesz, żebym ja to samo zrobił swojej żonie? Kurwa, nie mogłeś wprost powiedzieć?! Musiałeś robić te swoje gierki?
- Obawiałem się właśnie takiej reakcji...
- Ja pierdole, jaki ty głupi jesteś... Nasze relacje wyglądałyby o wiele lepiej, gdybyś po prostu powiedział, co o tym myślisz.
- No cóż... znowu spieprzyłem. A co będzie z twoim małżeństwem?
- Przemyślę to.

Około godziny dziewiątej komisarze zjawili się w domu Andżeliki Połaneckiej. Drzwi otworzyła jej matka.
- Źle się dzisiaj czuła, dlatego pozwoliłam zostać jej w domu.
- Czy możemy z nią porozmawiać?
- No dobrze, ale nie za długo. No chyba że śpi, to proszę jej nie budzić.
Komisarze udali się po schodach na górę. Pierwsze drzwi po lewej miały zaprowadzić ich do pokoju nastolatki, jednak już na korytarzu usłyszeli dziwne odgłosy, pochodzące z tamtego pomieszczenia.
- O tak Zayb, kocham cię mój mężusiu!
- Zajeb? - Maciek z politowaniem spojrzał na drzwi – Chyba jednak pogadam z jej matką
- Tylko nie sugeruj zakładu psychiatrycznego – ostrzegł go Aleks, znając skłonność Czerwińskiego do takich zachowań. On sam nacisnął klamkę i z impetem wpadł do pokoju. Zobaczył ją, opierającą się pupą o ścianę dokładnie w tym miejscu, gdzie znajdował się plakat jednego z członków zespołu One Rotation. Miała na sobie tylko białą koszulkę oraz figi damskie.
- Co pan tu robi?! Kto panu pozwolił tu wejść?! Właśnie przerwał pan moje intymne chwile z mężem!
- Spokojnie, to tylko plakat
- Słyszałeś Zayb? Ten pan cię obraża! Proszę stąd wyjść!
- Ale...
- Wynocha!
Nie bardzo wiedząc co robić, ujrzawszy narastającą złość dziewczyny, postanowił się wycofać. Uznał, że lepiej będzie, jeśli rozmowa odbędzie się w towarzystwie matki. Właśnie Maciek kończył rozmawiać z nią na temat nastolatki.
- Często ma takie napady agresji?
- Głównie kiedy coś złego dotyczy One Rotation. Wie pan, to jej ulubiony zespół, jej idole...
- Chyba aż za bardzo – do rozmowy wtrącił się Cichy – Czy zdaje pani sobie sprawę, co córka robi właśnie teraz, w tej chwili?
- Nie bardzo.
- Otóż rozebrana do połowy przylega tyłkiem do plakatu, pojękuje i wykrzykuje słowa „Och Zajeb, ty mój mężusiu”
- Ach, to. Wtedy lepiej jej nie przeszkadzać. Raz gdy weszłam do pokoju i powiedziałam, żeby przestała się wygłupiać, omal mnie nie pobiła. Nie chciała się uspokoić, dopóki nie przeprosiłam plakatu.
Policjanci wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- Powinna pani poprosić o pomoc specjalistę. Znaczy się, psychologa – Cichy sam nie wierzył, że to mówi.
- To chyba nie będzie takie proste. Ona uważa, że chcę zniszczyć jej męża, rozwalić jej związek i stoję na drodze jej szczęścia.
- Pojebana – mruknął pod nosem Czerwiński
- Licz się pan ze słowami! Mimo wszystko, to moja córka.
- To proszę jej pomóc, zamiast bezczynnie patrzeć jak popada w obłęd. Wysadzić w powietrze te łan erekszyn i byłby spokój...
- Czy Andżelika byłaby w stanie zaatakować kogoś? No jakby ktoś wyzywał One Rotation czy podarł plakat.
- Nie wiem. Czasem naprawdę nie potrafi się kontrolować.
Rozmowę przerwał dzwoniący telefon Maćka.
- Przepraszam na moment. Ernest? Co jest?
- Faneczki w natarciu. I „c” ma teraz matmę, nauczycielka wyszła na chwilę po dziennik, a kiedy wróciła, na środku klasy leżał skatowany chłopak. Jakoś niespecjalnie się kryły, ba, nawet są z siebie dumne.
- A za co oberwał?
- Narysował na tablicy szubienicę, na której „wisiał” kontur loga One Rotation.
- Skaranie boskie z tymi faneczkami... Istna Sodoma i Gomora.
- Ale do podpalenia Adama się nie przyznają. Twierdzą, że miały inną zemstę przygotowaną dla niego.
- Konkretnie?
- Chciały mu do koszulki przykleić zdjęcie chłopaków z One Rotation, żeby musiał chodzić z nimi przez cały dzień, dopóki nie wróci do domu i nie zmieni ubrań. Twierdzą, że jego kumple, też antyfani, mieliby niezły ubaw.
- Coś w tym jest. Ale w takim razie kto wylał benzynę na Adama i go podpalił?
- Wciąż szukamy odpowiedzi.

Chwilę później, dom państwa Połaneckich.
- No, jesteś w końcu kochanie. Panowie są z policji, chcieliby zadać kilka pytań.
- Ale w jakiej sprawie? Mój mąż nic nie zrobił! Jest niewinny!
- Dziecko, jaki mąż? Ty masz trzynaście lat, zastanów się, co ty mówisz! - upomniał ją Maciek, zapominając, że taka rozmowa nie będzie miała sensu
- Pan kłamie! Pan chce go zniszczyć, ale my się nie damy!
- Spokojnie, nic takiego nie przyszło nam do głowy – zapewnił spokojnym tonem Cichy – Chodzi o Adama. Wczoraj został podpalony po wyjściu ze szkoły.
- No wiecie, za bardzo się napalił chłopak na One Rotation, aż się podpalił.
- Sam?
- No, może to taka kara boska za ten plakat.
Maciek ukradkiem napisał smsa do Ernesta, aby sprawdzili szkolną szafkę dziewczyny.
- Dlaczego on to zrobił?
- Bo wszyscy im zazdroszczą. Popularności, urody, pieniędzy, żon... I oni ratują życie. One Rotation to nie muzyka, to styl życia! A wszyscy, którzy chcą ich zniszczyć, powinni się zabić, bo tylko zatruwają ten świat.
- A gdyby tak ktoś ich wyręczył?
- Na przykład kto? My tylko bronimy naszych kochanych...
- Pedałków – pomyślał Maciek – Dobrze, dobrze. Adam zrobił im krzywdę. Jaka kara powinna go spotkać?
- Surowa – odpowiedziała umiejętnie nastolatka
- A po co ci zapałki w szkole? - zapytał, odczytawszy smsa
- Skąd pan wie?
- Sprawdziliśmy twoją szafkę. A więc?
Dziewczynka zamilkła. Maciek postanowił ją prowokować, dopóki trzynastolatka nie wytrzyma psychicznie i powie coś, co chciałaby ukryć przed policją.
- Co ja tu sobie gębę strzępię po próżnicy... Adam słusznie zrobił i chwała mu za to. Do odważnych świat należy!
- To ja może panu podrę plakat zespołu King albo Zed Leddepin czy innego gówna, którego pan słucha.
- Słuchaj, dziewczyno. Oni tworzyli własną muzykę, piosenki powstawały spontanicznie, chwilowy napływ myśli, jedna sytuacja, błysk inteligencji. A One Rotation? Przerabiają te genialne teksty sprzed lat, bezczeszczą piosenki tylko po to, by dostać kasę.
- Nieprawda! Oni to robią z przyjaźni!
- Przyjaźni? Chyba w to nie wierzysz. Spędzają czas razem, bo im za to płacą. W rzeczywistości to wszystko mają gdzieś. I te plakaty, antyfanów i faneczki oraz ich wojny... Dla nich liczy się tylko kasa.
- Kłamie pan!
- Takich ludzi jak Adam powinno być więcej. Wszyscy powinni drzeć plakaty i niszczyć tę tanią komerchę.
- To byłoby większe ognisko! Bo niech no tylko ktoś tknie naszych mężów, to my go spalimy jak Adama, wrzucimy pod pociąg albo powiesimy!
- Aha! Więc to jednak ty i twoje koleżanki?
- Należało się chujowi! Szkoda, że nie został z niego tylko popiół! Byłaby zajebista ofiara dla mężów!
- Do pieca z nią – zarządził Cichy – Znaczy się, do pierdla.
- Przecież ona jest za młoda.
- Racja. To na komendę, a potem zadzwonimy do ośrodka.

czwartek, 25 lipca 2013

7. Psychofanki cz. 1

Niedziela, wieczór. Cichy, Ernest i Kacper przygotowują się do akcji.
- Nie mamy żadnych dowodów. Jedyne wyjście to złapać go na gorącym uczynku i powstrzymać przed kolejnym morderstwem. Aśka obserwuje jego dom, jak wyjdzie to da nam znać i będzie go śledzić – poinformował głównodowodzący
- Jedno pytanko – wtrącił Mol – skąd pewność, że to właśnie on?
- Świadek widział ten samochód na miejscu ostatniej zbrodni. Nie mamy pewności, dlatego obserwujemy, czy to czasem nie on.
- A co jeśli jest niewinny?
- Kacper, kurwa, czy ty pierwszy dzień jesteś w policji?
- Spokojnie, co ty taki nerwowy?
W tym momencie w biurze pojawił się Maciek Czerwiński.
- A ty nam nie pomożesz?
- Muszę poświęcić trochę czasu rodzinie. Doskonale sobie poradzicie beze mnie.
- Ha, teraz sobie przypomniał, że ma żonę. Dupy i tak ci nie da.
- Spierdalaj. Z takimi zaczepkami to do piaskownicy – odwrócił się na pięcie, szykując się do wyjścia z biura. Aleks nie dał jednak za wygraną.
- Ale faktem jest, że woli pieprzyć się z innym facetem, a nie z tobą
- Co ci odjebało? Nigdy taki nie byłeś, a teraz nie odpuścisz żadnej okazji, żeby wbić mi szpilę. Znamy się tyle lat i co? Taki z ciebie przyjaciel?
- Miałeś wspaniałą kobietę, zjebałeś to, więc czego jeszcze oczekujesz?
- Na pewno nie takich tekstów od najlepszego przyjaciela. Byłego już przyjaciela.
- Cichy, on ma rację – rzekł Ernest, gdy ich kolega wyszedł – Zmieniłeś się.
- A idźcie wy wszyscy w cholerę!
- Co z akcją?
W odpowiedzi machnął lekceważąco ręką.

Następny dzień, ranek. Komendant zwołał spotkanie grupy inspektora Ciszniewskiego na godzinę dziewiątą w biurze. Wszyscy stawili się punktualnie, nie chcąc podpaść szefowi.
- Na początek gratuluję udanej akcji. Świetnie sobie poradziliście. Kto by pomyślał, że taki szanowany prawnik może być seryjnym mordercą... Cóż, śmierć dziecka każdemu może pomieszać zmysły. Dobra, dość tego dobrego – przechodzę do sedna i zapewniam, że miło nie będzie: Ostatnimi czasy dochodzą mnie niepokojące głosy. Podinspektor Ciszniewski, nadkomisarz Czerwiński, wystąp!
Obaj zgodnie i posłusznie wykonali polecenie.
- Co się z wami do jasnej cholery dzieje? Tyle lat owocnej współpracy, tylu przestępców zatrzymanych, tyle zagadek rozwiązanych... Swego czasu byliście postrachem bandziorów w mieście. Informatorzy donosili mi, że niektórzy nawet, dokonując zbrodni, modlili się, żeby śledztwo nie przypadło właśnie wam. A teraz co do diabła? Nawet spojrzeć na siebie nie potraficie!
- Panie komendancie... - zaczął Cichy, lecz szybko został zgaszony przez szefa
- Zamilcz! Jeśli sytuacja się nie poprawi, zdegraduję was obu, a zespołem będzie kierować... yyy... aspirant Gurguła. Tego chyba nawet w najgorszych snach się nie spodziewaliście!
Wszyscy mieli zdziwione miny z wyjątkiem Joanny, która wyglądała na oburzoną. „Kolejny męski szowinista” - pomyślała o przełożonym.
- Aha, jeszcze jedno. Żebyście trochę ochłonęli, przez następny tydzień będziecie pracować jako dwa mniejsze zespoły.
- Jeśli można, to ja do siebie wezmę Kacpera – wtrącił kilka słów Czerwiński
- Kacpra.
- W porządku. Więc nadkomisarz Mol będzie pracował z podinspektorem Ciszniewskim, a nadkomisarz Czerwiński z komisarzem Szewcem. Wszyscy zadowoleni, dziękuję, do widzenia.
Jednak nikt nie wyglądał na zachwyconego. W szczególności jedyna kobieta w biurze, która czuła, że celowo została pominięta.
- Myślę, że Joanna dołączy do...
- Sama dokona wyboru – stwierdził Maciek
- Dobrze. A więc, Joanno, z kim chcesz pracować przez najbliższy tydzień?
Wbrew pozorom, wybór wcale nie był taki prosty. Zarówno Maciek, jak i Cichy, wciąż nie traktowali jej jak pełnoprawnego członka ekipy. W przypadku starszego stopniem irytowało ją, kiedy oficjalnie zwracał się do niej mówiąc nieswoim głosem „Joanna”. Jakby nie potrafił zrozumieć, że mogą mówić najprościej – Aśka. Jednak w jego ekipie był Kacper, z którym miała najlepsze relacje w biurze. Z drugiej strony, Maciek szybciej oswajał się z nową sytuacją i coraz swobodniej czuła się w jego towarzystwie. Zaczynał wydawać się być w porządku, jak zapewniał nadkomisarz Mol. Nie wiedziała jednak, czy wystarczająco komfortowo będzie czuć się w tej grupie.
- To ja może... kawy zrobię?
- A wybór?
- Jaki wybór? - uśmiechnęła się, udając niewiniątko
- Aśka... - Kacper pogroził jej palcem
- No dobra. Maciek, nie obraź się, ale posiedzę z Cichym i Kacprem
- Tylko nie oskarż jej o zdradę – zaśmiał się podinspektor
- Kurwa, uspokoisz się w końcu czy nie?! - zacisnął już rękę w pięść, więc Ernest natychmiast przytrzymał go, aby się nie rzucił na Aleksa. Ten tylko zaśmiał się i wyszedł z biura.

Środa, popołudnie. Ernest przez chwilę rozmawia przez telefon, po czym zwraca się do Czerwińskiego:
- Mamy sprawę. Chłopak podpalony przed szkołą, tuż po lekcjach. Gimnazjum nr 4 im. Józefa Piłsudskiego na Legnickiej.
- No to jazda.
Kilka minut później, szkoła.
- Idź sprawdzić zapis monitoringu, ja pogadam z dyrektorem.
- Okej...
- Komisarz Czerwiński, wydział śledczy – pokazał odznakę, wchodząc do sekretariatu
- Zbigniew Chodzki, dyrektor. Zapraszam do gabinetu. Podać coś? Kawy, herbaty?
- I ciasteczko? Nie przyjechałem tu na pogaduszki. Kilka minut temu na ulicy, kilka metrów stąd, podpalono ucznia tej szkoły. Zabrało go pogotowie.
- Nauczyciele nie biorą odpowiedzialności za uczniów, gdy ci skończą lekcje. To pewnie jakiś szczeniacki wybryk.
- Mam uwierzyć, że chłopak sam się położył na środku chodnika, polał benzyną i podpalił?
- No wie pan co oni dzisiaj mają w głowach...
- Wcale nie mają głów. Dobrze, czy mogę prosić o dane tego ucznia?
- Z tego co udało mi się dowiedzieć, to Adam Rubiński z I „c”. Ma opinię takiego trochę łobuza.
- Co znaczy „trochę łobuza”?
- Do najspokojniejszych nie należy, ale raczej wie, gdzie leżą granice.
- Przed chwilą pan sugerował, że to mógł być szczeniacki kawał. Więc?
- No może nie on sam to zrobił, ale jego koledzy chcieli sobie zrobić jaja, nie pomyśleli, no i... nieszczęście gotowe.
- Miał jakichś wrogów?
- Musiałby pan popytać wychowawcę, a najlepiej kolegów z jego klasy. Ale oni są już po lekcjach, więc dzisiaj ich pan nie złapie.
- Od której jutro mają lekcje? Od ósmej?
- Chwila, niech spojrzę na plan... tak, mają polski na pierwszym piętrze, z panią Chlebarz. Jakby nie było, to właśnie ich wychowawczyni.
- W takim razie nic tu po mnie. Jeśli nie ma pan nic przeciwko, popytamy jeszcze innych pracowników szkoły. Do zobaczenia jutro.

Tego samego dnia, wieczorem. Komenda.
- Rodzice chłopaka są załamani. Jak twierdzą, był na tyle rozsądny, że samemu się do czegoś takiego by się nie posunął – zaczął Ernest
- No tak. Kto normalny podpaliłby samego siebie w środku dnia na środku ulicy? Że też ten cholerny monitoring nic nie złapał. Poważnie nie ma żadnych świadków?
- Inni uczniowie byli już pewien kawałek stąd, bo Adam został chwilę po lekcjach. Dopiero kiedy usłyszeli jakieś krzyki, odwrócili się i zobaczyli płonącego chłopaka, turlającego się po ziemi. Próbował zgasić ogień.
- Tyle dobrze, że ktoś mu kiedyś powiedział, jak trzeba się zachować...
- Mimo to, ma dotkliwie poparzone plecy. Z reszty oparzeń się jakoś wyliże, ale tutaj chyba potrzebny będzie przeszczep skóry...
- Myślisz, że ktoś z jego kolegów mógł to zrobić „tak dla beki”?
- Nie wiem, ale jestem pewien, że zainteresuje cię pewien filmik na jego telefonie.
- Tak? Dawaj!
Komisarz podszedł do biurka Czerwińskiego i podał mu urządzenie. Maciek z uwagą przyglądał się nakręconej scenie, nie powstrzymując się od komentarzy.
- Czy ja dobrze widzę, czy gość trzyma plakat Łan Erekszyn? - celowo przerobił nazwę zespołu
- One Rotation – poprawił go Ernest
- Podarł? Brawo, też bym tak zrobił! Ale co to ma do naszej sprawy? Pedały z plakatu ożyły i podpaliły chłopaka? - zakpił komisarz
- Oni może nie, ale zobacz reakcję tych dziewczyn.
Kilka nastolatek z klasy Adama rzuciło się na niego. Wyraźnie były zdenerwowane zachowaniem chłopaka. Nie przebierając w słowach, popychały go na ścianę.
- Ja pierdolę, co za dzieciarnia! Ty słyszałeś jakich one słów używają?
- Kurwa, pizda, szmata, chuj... - zaczął wyliczać
- Czyli słyszałeś. I to 13 lat mają... Faneczki chyba, bo inaczej nie byłyby takie zbulwersowane. Nie no, gdyby moja córka była jedną z erekszoners...
- Na twoje szczęście nie jest. Tym dziewczynom trzeba się uważniej przyjrzeć, co?
- Racja. Jak pojedziemy jutro do szkoły, to weźmiemy je na indywidualne pogadanki. Po kolei, jedna po drugiej. W grupie to takie zwarte i gotowe, a w pojedynkę może się złamią... Kiedy nagrano ten filmik?
- W piątek. Wiesz, obawiam się, że we dwóch nie damy rady.
- Chcesz poprosić Aleksa o pomoc?
- Kiedyś tworzyliście team...
- Lepiej Kacpera albo Aśkę – zakończył dyskusję stanowczym tonem.

poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 6 - Zazdrośnik

- A tobie co? - zapytał Kacper, gdy Czerwiński wrócił do biura
- Poprawiła mi. Jeden policzek od Aśki, drugi od żony. Czuję się znokautowany.
- Ha! - zawołała tryumfalnie Joasia – I to przez kogo? Kobiety!
- Nie dobijaj mnie.
- Ty się ciesz, że garnkiem czy patelnią nie dostałeś – zaśmiał się Kacper.
W odpowiedzi Czerwiński uciszył go karcącym spojrzeniem.
- Jak nasza sprawa? Znamy już tożsamość mężczyzny, który nachodził naszą ofiarę?
- Pracujemy nad tym.
- Pracujemy?! Kurna, mieliście tyle czasu i ciągle pracujemy?!
- A ty gdzie byłeś w tym czasie? - wypomniała mu Joanna
- Dobra, to pracujcie dalej. Ja pojadę... albo lepiej nie. Wolę wysłać Kacpera, bo jeszcze trzeci raz dostanę... No nie śmiej się tak, tylko łap kluczyki!
- Dobra, ale dokąd?
- Żona ofiary rano nie była w stanie z nami rozmawiać. Lekarz stwierdził, żeby spróbować po południu, więc... do roboty. Aśka, trzeba jeszcze sprawdzić syna ofiary. Nie mam pojęcia, jakim cudem go przeoczyliśmy. Zajmiesz się tym?
- Dobra. A ty lepiej przyłóż sobie lód do policzków.
- Dzięki – odparł ironicznie
- Mówiłam poważnie.

Kolejne kilkanaście minut Czerwiński spędził w biurze, przeglądając monitoring z biura Kazimierza Więdnickiego. Zauważył, że na każdym ze spotkań z nieznajomym mężczyzną, zamordowany dawał mu kopertę, której zawartością mogły być pieniądze. Komisarz rozpisał sobie wszystkie wizyty na kartce i zauważył pewną prawidłowość w datach. Powtarzały się one co cztery dni robocze – Więdnicki pięciokrotnie spotkał się z niemile widzianym gościem we wtorek, szesnastego, potem poniedziałek, dwudziestego drugiego, następnie w piątek, dwudziestego szóstego. Kolejna wizyta miała przypaść na czwartek, drugiego, lecz ze względu na długi weekend i wolne dni w fabryce, pojawił się dopiero szóstego, w poniedziałek i dziesiątego, w piątek.
- Jeśli nie wie o śmierci prezesa, przyjdzie także po raz kolejny... w czwartek, szesnastego.
Spojrzał na kalendarz wiszący na ścianie. Jutro właśnie wypadał ten dzień. Uśmiechnął się pod nosem, zacierając ręce.

Piątek, 13:50. Firma Kazimierza Więdnickiego. Zaalarmowany przez mundurowych Maciek podjeżdża samochodem i zatrzymuje się u bramy. Od razu spostrzegł samochód podejrzanego. Powoli skierował się w tamtą stronę, a gdy zobaczył, że podenerwowany mężczyzna wychodzi z budynku, przyspieszył kroku.
- Panie, masz pan ognia? - zagadnął go Czerwiński
- Spadaj, nie mam czasu.
- Ale to tylko chwila, pan da zapalniczkę, skorzystam i już mnie nie ma...
- Ech, no dobra
Kiedy mężczyzna sięgnął do kieszeni, Maciek złapał go za drugą rękę, pociągnął, a następnie pchnął na maskę samochodu.
- Policja. Jesteś zatrzymany pod zarzutem zabójstwa Kazimierza Więdnickiego.
- Że co?

Dwie godziny później, komenda. Trwa przesłuchanie zatrzymanego. W pokoju przebywa Maciek, natomiast z pomieszczenia obok przebieg rozmowy obserwowali Kacper i Joanna.
- Nie zabiłem go! Dlaczego miałbym to robić?
- No tak, szkoda byłoby sobie odcinać taki zastrzyk gotówki. Ale mogło być tak, że za piątym razem facet się zbuntował, powiedział że to ostatni raz, więc w przypływie wściekłości...
- To nie ja!
- Zamknij się! Pojechałeś za nim, wkurwiony jak sto pięćdziesiąt, poniosło cię i go zabiłeś!
- Nie! Powiem całą prawdę! Tylko nie wrabiajcie mnie w morderstwo.
- Gadaj, póki jeszcze mam ochotę cię słuchać.
- Straciłem pracę. Jestem w trudnej sytuacji – moja żona jest w ciąży, musiała iść na urlop, a spłacamy kredyt za mieszkanie. Matka powiedziała mi, żebym poprosił o pomoc ojca. Powiedziała mi, kim naprawdę jest.
- Mam rozumieć, że jesteś synem Więdnickiego?
- Nieślubnym. Taka wakacyjna przygoda. Potem już nigdy się nie spotkali. Pojechałem do niego, rozmawiałem z nim, ale nie chciał mi pomóc. Nie miałem innego wyjścia. Zagroziłem, że jeśli nie da mi pieniędzy, wszyscy się dowiedzą. Wtedy jego pozycja w rodzinnej firmie nie byłaby już taka mocna. Więc mi płacił. Przyjeżdżałem co jakiś czas. Starał się mnie unikać, choć dobrze wiedział, że to niczego nie załatwi.
- Rysiek, zostań z nim – przywołał mundurowego, a następnie sam wyszedł do kolegów.
- Co o nim wiemy?
- Rafał Podgórski, lat 24, niekarany, bezrobotny, mieszka w Brzegu. Żonaty z Anną od 10 stycznia 2009.
Maciek uchylił drzwi i zawołał:
- Rysiu, spisz zeznania i wypuść go.
- Oszalałeś? To nasz jedyny podejrzany – Aśka nie kryła oburzenia
- To nie on. Myślicie, że naprawdę przyjechałby po pieniądze, gdyby wiedział o śmierci Więdnickiego? Co u żony?
- W małżeństwie wszystko układało się dobrze. Dogadywali się, byli małżeństwem już od przeszło dwudziestu lat. Poza wojną z teściami miał dobre relacje z rodziną.
- Chyba nie do końca – stwierdziła blondynka – Nasz zamordowany często lubił zawiesić oko na ładnych kobietach. Ba, żeby tylko na tym się kończyło. Miał liczne romanse, o których nie wiedziała żona. Tak przynajmniej twierdzi jego syn.
- Zachowywał się jakoś podejrzanie?
- Zdziwił mnie ten jego spokój. Ale to podobno po pigułach na uspokojenie, które musiał wziąć jak zadzwoniła gosposia i powiedziała mu o śmierci ojca.
- Czyli to mogła być jedna z porzuconych kochanek. No to zajebiście – skwitował i wyszedł na korytarz. Wtedy zaczepił go nieślubny syn denata, Rafał Podgórski.
- Panie komisarzu...
- Tak?
- Nie wiem czy to ważne, ale przypomniałem sobie coś, o czym chyba jednak powinienem powiedzieć.
- Słucham.
- Kiedy byłem po pieniądze szóstego, przyuważył nas jego syn. Nie wyglądał na zadowolonego.
- Domyślał się czegoś?
- Nie wiem. Być może widział kopertę. Pan Więdnicki, można powiedzieć, przepędził mnie i zaczekał na syna. Kiedy byłem na schodach, słyszałem jego podniesiony głos. Kłócili się.
- Dzięki. Mógłby pan chwilę poczekać? Na dole, tuż obok, jest kawiarnia.

Naradę trojga policjantów przerwało pojawienie się w biurze Cichego i Ernesta. Aleks nie przebierał w słowach i głośno przeklinał pijaczków, którzy wyłudzili od niego pieniądze na wino w zamian za informacje, które ostatecznie i tak nic nowego nie wniosły do sprawy. Szewc próbował uspokoić starszego kolegę, jednak bezskutecznie.
- Jebane śmiecie! Trzy stówy poszły w pizdu!
- Poskarż się staremu, może odda ci ze swoich?
- Kacper, to chyba nie jest dobry moment do żartów – zwróciła mu uwagę Joasia
- A niech kurwa zdychają! Tak! Sam bym jeszcze pomógł mordercy i powybijał tych chujów! - kontynuował rozwścieczony inspektor.
- Bingo! - zawołał nagle Maciek, zwracając na siebie uwagę wszystkich obecnych – Właśnie znaleźliście motyw zbrodni – zemsta.
- Pytanie tylko za co...
- Raczej nie chodzi o byle gówno. Miłego przeglądania akt – rzucił, podnosząc się z fotela – Kacper, Aśka za mną. Trzeba przygotować prowokację.

Piątek wieczór. Ekipa przygotowuje Rafała Podgórskiego do konfrontacji z przyrodnim bratem.
- A co jeśli zobaczy kamerę?
- Jeśli będzie pan zachowywał się naturalnie i nie zwracał szczególnej uwagi na nią, to nie powinno nic takiego się wydarzyć. Proszę pokierować rozmowę tak, żeby jednoznacznie przyznał, że to on zamordował pana Więdnickiego.
- To znaczy jak?
- Na początku spokojnie proszę to zasugerować, poruszyć temat pieniędzy oraz ich kłótni. Jeśli to nie przyniesie skutku, proszę powiedzieć to wprost.
- Mam zarzucić mu morderstwo?
- Dokładnie tak – do rozmowy Kacpra z Rafałem wtrącił się Czerwiński – Kiedy będziemy mieli przyznanie się do winy, wejdziemy do środka i zatrzymamy go.

Chwilę później, prowokacja. Rafał Podgórski zapukał do drzwi mieszkania syna ofiary. Drzwi otworzyły się, a stał w nich właśnie on. Nie wyglądał na zadowolonego z wizyty mężczyzny.
- Czego?
- Mam pewną sprawę. Mogę wejść czy będziemy rozmawiać przez próg?
- O nie. To, że mój ojciec dawał ci pieniądze nie znaczy, że ja też będę to robił. Nie jestem taki głupi jak on.
- Mam pewne informacje na temat jego śmierci...
- To znaczy?
- Mogą mieć także znaczenie co do wartości spadku. Możemy w środku?
Dwudziestolatek odsunął się w drzwiach, aby wpuścić gościa do mieszkania.
- Nieźle mieszkasz jak na swój wiek – mruknął, rozglądając się pospiesznie
- Chyba nie o tym mieliśmy rozmawiać.
- Oczywiście. Połowę majątku dziedziczyłbyś ty, a połowę twoja matka, gdyby nie fakt, że... pan Więdnicki miał jeszcze jednego, nieślubnego syna.
- Co? Ale... kim pan w ogóle jest?! - sprawiał wrażenie wyraźnie zdenerwowanego
- To ja jestem tym synem. Ojciec pomagał mi w spłacie kredytu i to dlatego dawał mi pieniądze.
- Jak śmiesz... po tylu latach...
- Komuś się to nie podobało, dlatego postanowił poważnie z nim porozmawiać, ale pokłócili się i... ja wiem kto to zrobił – dodał ciszej, obserwując blednącą twarz przyrodniego brata
- Kto?
- Zazdrość cię zeżarła, prawda?
Młodzieniec poczerwieniał i zaczął mówić przez zaciśnięte zęby:
- To wszystko mnie się należało. Obiecał mi, a teraz dał się omotać i chciał przepierdzielić majątek na ciebie. Zawsze był głupi i naiwny. Ale ja się nie dam. Ja się nie dam!
Rzucił się z pięściami na Rafała. Policjanci uznali, że mają już wystarczający dowód i już chwilę później wtargnęli do mieszkania. Kilku z nich natychmiast odciągnęło agresywnego chłopaka i skuli go kajdankami, czemu uważnie przyglądał się Kacper. Maciek natomiast zajął się przyrodnim bratem zatrzymanego.
- W porządku? - spytał Czerwiński, pomagając mu wstać
- Tak... Ja tylko chciałem spłacić kredyt, zapewnić byt żonie i dzieciom. Niczego więcej do szczęścia mi nie było trzeba.

wtorek, 16 lipca 2013

Rozdział 5 - Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach

Czwartek, ósma rano. Biuro komisarzy.
- Niemożliwe! Po prostu nie wierzę! - mówił donośnym głosem Maciek
- A tobie co? Znowu pokłóciłeś się z żoną? - mruknął poirytowany Cichy
- To nie twoja sprawa.
- Nie moja, ale wiesz co? Gdybym miał taką kobietę u swojego boku, nigdy nie pozwoliłbym, żeby czuła się źle z mojego powodu.
- Odezwał się doskonały mąż. Chyba zapominasz, jak pięknie dbałeś o żonę. W końcu poszła do łóżka z innym, a ciebie zostawiła.
- Hipokryta jebany. Najpierw daje mi do zrozumienia, żebym nie mieszał się w jego sprawy, a teraz wpierdala się w moje...
- Chłopaki, przestańcie! - pomiędzy policjantami stanęła Joanna
- No więc stary wymyślił sobie – mówił Maciek, podchodząc do okna – że skoro nasz zespół liczy sobie aż pięć osób, to możemy wziąć drugą sprawę.
- Co to za sprawa? - wtrącił się Kacper
- Zabójstwo na Klonowej. Szczegóły na miejscu zdarzenia.
- Dobra – Cichy wyprostował się dumnie, przygotowując do krótkiej „przemowy” - Ja z Ernestem dokończę sprawę seryjnego...
- A ja wezmę Kacpera i pojadę do trupa – dokończył za niego
- Kacpra.
- A co ze mną? - w tym momencie wszystkie cztery pary oczu skierowały się na stojącą pod ścianą blondynkę.
- Jedziesz z nami na Klonową.

Kilka minut później – miejsce zbrodni. Maciek, Kacper i Joasia wysiedli z samochodu. Skierowali się w stronę domu, przed którym znaleziono ciało.
- Ja pogadam z naszym patologiem, a wy przepytajcie techników – zarządził Maciek. Przystali na to i oddalili się od komisarza.
- Witam doktorze. Co my tu mamy? – podał mu swoją dłoń
- Pęknięcie podstawy czaszki. Wygląda na to, że upadł i uderzył głową o ten stopień.
- Sam upadł czy ktoś mu pomógł?
- Raczej nie obyło się bez udziału osób trzecich. Nie sądzę, żeby sam mógł tak upaść, nawet gdyby się poślizgnął. Brak śladów walki.
- Kiedy zginął?
- Jakieś 8 – 10 godzin temu. Na teraz to tyle.
- Więcej po sekcji – dokończył za niego

Tymczasem u Kacpra i Aśki.
- Ofiara to Kazimierz Więdnicki, lat 47. To jego dom, w środku nic nie zginęło, więc możemy wykluczyć napad rabunkowy. Ciało znalazła gosposia, jak co dzień przyszła do pracy do państwa Więdnickich – podsumowywał rozmowę z technikami Kacper
- Sami mieszkają w takim dużym domu?
- Wygląda na to, że tak. Trzeba będzie porozmawiać też z żoną, ale póki co jest na środkach uspokajających. A jak u ciebie?
- Sąsiedzi twierdzą, że to bardzo mili, uprzejmi i życzliwi ludzie. Dobrze żyli z innymi, raczej nie mieli wrogów.
- Raczej. Chyba że sąsiedzi nie wiedzą o nich wszystkiego.
- Na pewno nie. Stwarzali pozory szczęśliwej, spokojnej rodziny. A wewnątrz... sam wiesz jak jest. Wszystko wygląda inaczej.
- No tak...
- Więdnicki był prezesem firmy produkującej słodycze. Zarabiał dużo, dlatego żona nie musiała pracować.
- Przesłuchałem ich gosposię – do rozmowy dołączył Maciek
- I co?
- Nasz zamordowany walczył o majątek z teściami. A właściwie to oni z nim walczyli. Odsprzedali mu część udziałów w firmie, dzięki czemu miał już większość. Zaczął wprowadzać swoje porządki, zmiany, które wyszły na lepsze. Ale im się to nie podobało i chcieli odzyskać tę część udziałów. Nie było to możliwe, bo wszystko odbyło się legalnie.
- Więc to mogli być oni?
- Tu masz ich adres – podał mu kartkę, którą otrzymał od gosposi.
- A ty dokąd? - zwrócił się do Joasi – Pojedziesz ze mną do tej firmy od słodyczy. Kto wie, może załapiemy się na jakieś dobre batony?
- Czym? Autonogą? - zakpiła dziewczyna
- Pożyczyłem radiowóz od mundurowych.

- Jak twoim zdaniem powinnam nauczyć się pokory? - zapytała w samochodzie
- Słucham? A skąd takie pytanie?
- No bo pan komisarz ciągle ma jakieś zastrzeżenia do mnie. Ostatnio stwierdził pan, że jestem zarozumiała.
- Zmieniłaś taktykę – stwierdził – Teraz będziesz próbowała mi się podlizać?
- Absurd. Po prostu chcę poprawić nasze stosunki zawodowe.
- Tak? Bądź cierpliwa i pohamuj trochę ambicję.
- Dlaczego? To źle, że mam w sobie tyle siły i chęci?
- Wszystko w nadmiarze szkodzi. Był u nas taki jeden, dokładnie taki sam jak ty. Też chciał się pokazać, ciągle piąć się w górę. Chciał być najlepszy. Wiesz jak skończył?
- Wydaje mi się, że na pewno nie osiągnął celu.
- Słusznie. Wylali go.
- Ale za co? Przestał wykonywać obowiązki czy co?
- Ambicja go zeżarła. Nie chciał czekać, zaczął szukać haków na nas. Ernest o mało nie wyleciał, bo on nie zawsze kieruje się kodeksem karnym.
- To znaczy? Łamie prawo?
- Teoretycznie tak, ale... sama powiedz – czy chłopak, który zabił kolesia za brutalny gwałt na swojej dziewczynie albo kobieta, która zabiła męża, bo znęcał się nad nią i dziećmi, mają iść do więzienia? Dlaczego mają płacić także ich bliscy? Ta dziewczyna, która potrzebuje teraz wsparcia, czy dzieci, rozdzielone i tułające się po ośrodkach wychowawczych... To właśnie strach, że któregoś dnia zapłacą za grzechy jest dla nich karą. Dopóki będą mieli coś do stracenia, będą się bać. A nie, że odsiedzi w cieple i z dachem nad głową kilka lat i już prawnie wina odkupiona.
Dziewczyna zamilkła. Komisarz dodał chwilę później:
- A z tamtym gościem... no cóż, popełnił błąd. Mafia zaproponowała mu współpracę, a on oczywiście się zgodził, bo dzięki temu poczuł się ważniejszy. Już po pierwszej akcji odkryli, że jest kretem.

Godzina 10:15, komenda. Trójka policjantów prowadzących sprawę zamordowania biznesmena Kazimierza Więdnickiego wymieniała się w biurze zdobytymi informacjami.
- Wśród pospolitych pracowników, znaczy się, tych najniżej w hierarchii, był dobrym szefem. Wyrozumiały, spokojny, inteligentny, punktualny, szczery. Mówili o nim w samych superlatywach – zaczęła Joasia
- Wyżej postawieni, znaczy się sekretarki, zastępcy, kierownicy twierdzą, że czasem nachodzili go w biurze teściowie. Kończyło się na kilku krzykach, hałasach i groźbach wezwaniem ochrony, jednak za każdym razem wychodzili sami. Aha, przychodził jeszcze do niego jakiś mężczyzna, ale nie chciał z nim rozmawiać.
- Co to za mężczyzna? Znamy jego tożsamość?
- Jeszcze nie, ale wzięliśmy zapis monitoringu, prawda pani sierżant?
- Tak, oczywiście. Dzięki temu będziemy mieli jego zdjęcie. Popytamy rodzinę, może go znają. Jak teściowie?
- W ogóle się nie przejęli, ale to nie oni.
- Skąd to wiesz?
- Widziałem ich reakcję. Nie mieli pojęcia, że ich zięć nie żyje, dopóki im tego nie powiedziałem. Widzę kiedy ktoś gra, a kiedy nie.
- Tak? Przekonajmy się.
Maciek podszedł do Joanny i pocałował ją w policzek.
- Grałem czy to było naturalne?
- Grałeś – zaczął się śmiać
- Kurna, to aż tak było widać?
- No nie, zrobiłeś to prawie perfekcyjnie, ale jedna rzecz cię zdradziła.
- Co?
- Twoja niechęć do naszej blondwłosej koleżanki. Sam z siebie, tak po prostu nie pocałowałbyś jej w policzek.
- Ale jak byś nie wiedział...
- To i tak bym odgadł. Ślamazarnie do tego podchodziłeś, musnąłeś jej policzek wargami i gwałtownie się odsunąłeś. To musi być bardziej płynne, żeby wyglądało realistycznie.
- To zaprezentuj mądralo. Aśka, nadstaw mu drugi policzek.
- O nie, nie ma mowy. I tak powinnam strzelić panu w twarz za tamtą akcję. Poza tym, nie jesteśmy na ty.
- To dobra, przechodzimy na ty, strzelisz mi w twarz, ale jak dasz mu się pocałować.
- Ej no. Dlaczego tak panu na tym zależy?
- Bo chcę w końcu zobaczyć naszego podrywacza w akcji – puścił do niego oczko, na co tamten pokręcił głową
- No dawaj, wiem że o tym marzysz
- O pocałunku? Pogięło?
- O tym, by strzelić mi w twarz.
Wyprostował się dumnie, a wtedy Joasia zamachnęła się i uderzyła go z otwartej dłoni w policzek.
- O żesz ty w dupę! Ma kobieta siłę – przyznał, trzymając się za poczerwieniałe miejsce – To teraz moje show
- Phi, nauczyciel całowania się znalazł – prychnął, kiedy Kacper cmoknął dziewczynę w drugi policzek – Wcale nie zrobiłeś tego lepiej.
- No bo tak w policzek to dziwnie! W usta powinno się całować.
- Co to to nie. Biorę się za raporty.
- Ech, to poczucie humoru Kacpera.
- Ale przynajmniej potrafiłem zagonić ją do raportów, nie to co ty.
- A kto pierwszy ją pocałował?
Pech chciał, że w tym momencie w drzwiach pojawiła się żona Maćka. Czerwiński zdał sobie sprawę, że powiedział kilka słów za dużo, które dla ukochanej zabrzmiały jednoznacznie. Odwróciła się na pięcie i pobiegła w głąb korytarza.
- Ja pierdole – zaklął komisarz i wybiegł za kobietą.

środa, 22 maja 2013

Rozdział 4 - Najniższa warstwa społeczeństwa

Kolejne dni na komendzie mijały beztrosko. O ile Kacper i Ernest szybko przywykli do obecności nowej koleżanki, Aleks i Maciek wciąż mieli problem z zaakceptowaniem kobiety w zespole. Ten pierwszy z góry skazał ją na porażkę, nie pozwalając jej nawet zaprezentować swoich umiejętności. Jego główną metodą na radzenie sobie z zaistniałą sytuacją, było niemal całkowite ignorowanie dziewczyny. Zupełnie inaczej podchodził do tego Czerwiński. Nie przepuścił ani jednej okazji, by dogryźć Joasi, rzucić jakiś uszczypliwy komentarz czy po prostu ją skrytykować. Czasami atmosfera w biurze była bardzo napięta, afera wisiała w powietrzu. Oczywiście głównym prowokatorem był wybuchowy, nadpobudliwy komisarz Czerwiński. Mol i Szewc próbowali go przekonać do zmiany zdania o pani aspirant, lecz on uparcie obstawał przy swoim.

Aż w końcu któregoś ranka, gdy po kłótni z żoną wyszedł z domu trzaskając drzwiami, przyjechał na komendę w bardzo złym humorze, otrzymał wezwanie do zabójstwa. W końcu! Ile można w biurze robić, przy raportach? Może niektórym to odpowiadało, ale on należał do tych, którzy wolą być w ruchu. Nie zastanawiając się długo, zawołał Ernesta i udali się do samochodu, by pojechać na miejsce zbrodni.
Jak na tę porę dnia, ruch zdawał się być wyjątkowo duży. Zniecierpliwiony komisarz co skrzyżowanie klął pod nosem, chcąc już znaleźć się na miejscu zbrodni.
- A może już teraz powinniśmy znać tożsamość mordercy? - mruknął Ernest, poirytowany zachowaniem kolegi
- Co mówisz?
- Przystopuj trochę. Nie musisz się wyżywać na wszystkich dookoła.
- Czy ja coś robię? - ruszył gwałtownie, że aż opony zapiszczały. Jego towarzysz pokręcił głową z dezaprobatą. „Uparty jak osioł” - pomyślał, przypatrując się w koledze. W tej chwili przybrał kamienną twarz, by zatuszować swą złość. Udawał, że nic go nie obchodzi, ale osoby, które znały go trochę lepiej, nie dawały się zwieść.

Na miejscu zbrodni pojawili się kilkanaście minut później. Parking przed supermarketem, jakich we Wrocławiu było wiele. Tylko że to właśnie tu zamordowano mężczyznę. Ludzie, którzy przyszli na zakupy z samego rana, oprócz najnowszych promocji z reklam, znaleźli sobie kolejną atrakcję – obserwowali jak martwe, bezwładne ciało pakowane jest do czarnego worka, przeznaczonego właśnie do takich celów. Maciek uśmiechnął się ironicznie na widok gapiów. Jeszcze tego mu brakowało. Ernest od razu wyczuł, że coś mu się nie podoba.
- Możesz zostać w samochodzie, ja pogadam z chłopakami.
- Coś ty, chyba żartujesz. Nie robię za kierowcę, tylko za policjanta – warknął, nie oglądając się za siebie.
Kiedy w końcu udało im się przedrzeć przez tłum gapiów, dotarli do patologa, chowającego swoje narzędzia pracy do teczki. Przywitali się ze znajomym, odeszli na bok, aby ich głosy nie dobiegły do tłumu, i dopiero tam rozpoczęli rozmowę.
- Dobrze, że cię jeszcze złapaliśmy. Jak zginął?
- Od postrzału w klatkę piersiową. Ktoś miał dobry cel.
- Serce? - w odpowiedzi lekarz kiwnął twierdząco głową. Maciek posłał znaczące spojrzenie Szewcowi. Ten w mig pojął, co powinien zrobić. Wzrokiem odnalazł grupkę policjantów w żółtych kamizelkach – techników.
- Coś mamy panowie?
- Podarty koc, prawdopodobnie należący do ofiary i butelkę po winie.
- Koneserem wytrawnych trunków to raczej on nie był – westchnął, spoglądając na etykietę
- No chyba nie....
- Miał przy sobie dokumenty? - spytał niepewnie, choć nie spodziewał się, by odpowiedź mogła być twierdząca. Tak jak podejrzewał, niczego nie znaleziono. Ukradkiem spojrzał w stronę gapiów. Może któryś z nich skojarzy mężczyznę i pomoże ustalić tożsamość?
- Maciek! Popytam ludzi z tłumu, a ty zajmij się personelem sklepu, dobra?
- Dobra!

- Tak, to ja zadzwoniłam na policję – przyznała ekspedientka, którą komisarz Czerwiński zastał na magazynie – Jako pierwsza przyszłam, bo miałam klucze od tylnego wejścia, no i on tam... w kałuży krwi...
- Czy jest tu jakiś monitoring?
- Jest, ale nie obejmuje tylnej części sklepu. Tylko środkową część i wejście.
- Rozumiem... Nic podejrzanego się nie działo ostatnio? Dantejskie sceny, kłótnie, afery?
- Nie przypominam sobie.
- A ten pan... często tu przychodził? Kojarzy go pani, a może któraś z koleżanek?
- Prawie codziennie wieczorem. Zaopatrywał się w wino, zawsze jedna lub dwie butelki... Na ile starczyło pieniędzy, tyle brał.

Po powrocie na komendę komisarze postanowili zebrać do kupy informacje i podsumować to, czego zdołali się dowiedzieć. Oprócz Maćka i Ernesta, w biurze przebywali także Joasia oraz Kacper.
- Słuchajcie, to już czwarta ofiara w przeciągu ostatnich dwóch tygodni.
- Przeciąg, to sobie możesz zrobić, jak zostawisz otwarte drzwi i okno – powiedział będący w niezbyt dobrym humorze Maciek.
- Coś nie tak? - podszedł do jego biurka i spojrzał na komisarza z góry – To jest poważna sprawa, mamy do czynienia z seryjnym. Jak masz zamiar się nabijać i denerwować wszystkich dookoła to łaskawie wypierdalaj – nie przebierał w słowach, gdyż wiedział, że tylko w taki sposób może przemówić do rozsądku Czerwińskiemu. Podziałało.
- Masz rację, przepraszam. Jestem profesjonalistą, w domu się będę denerwował.
- No – mruknął zadowolony z siebie – Wcześniej sprawę prowadzili nasi koledzy z pierwszego komisariatu, lecz cały czas stali w miejscu. Zdecydowali więc, żeby śledztwo oddać nam.
- Takie kukułcze jajo – skomentował Ernest
- Słucham?
- Nie, nic. Coś łączy wszystkie cztery ofiary?
- Tak, wszyscy byli bezdomni, zaniedbani... no i uwielbiali tanie wino. Cała czwórka zginęła pod supermarketami, ale w różnych częściach miasta – Kacper podszedł do mapy miasta, kolejno wskazując punkty, gdzie zlokalizowane były miejsca zbrodni.
- Ok, mamy więc portret ofiary. Teraz trzeba ustalić motyw i portret psychologiczny sprawcy – zadecydował Szewc – Asiu, będziesz tak uprzejma i spędzisz trochę czasu z naszym psychologiem?
- No cóż... zasadniczo to czemu nie?
- Chodź, zaprowadzę cię i zapoznam z nim – Joasia i Kacper po chwili wyszli z biura, zostawiając w biurze pozostałą dwójkę. Ernest zasiadł przy komputerze, sięgając do policyjnej bazy danych, natomiast Maciek w milczeniu przyglądał się zdjęciom ofiar. W pewnej chwili zerwał się z krzesła, że aż wykonało dwa obroty wokół własnej osi, złapał do ręki klucze i telefon.
- Przejadę się po okolicznych melinach, może się czegoś dowiem – uprzedził pytanie kolegi
- To nic nie da! Przecież nie będą chcieli rozmawiać z policją. Nie wiesz jak jest?
- Wiem. Ale kto powiedział, że powiem im kim naprawdę jestem?
- Aaaahaaa – pokiwał głową z uznaniem. Odprowadził wzrokiem komisarza do drzwi.

Objazd po melinach i innych różnych noclegowniach nie przyniósł oczekiwanego rezultatu. Wiele z przebywających tam osób nie chciało rozmawiać z komisarzem, mimo że ten przedstawił się jako bratanek mężczyzny, który został znaleziony martwy tego ranka. Nawet jeśli ktoś zwrócił na niego uwagę, albo nie był w stanie rozpoznać osoby ze zdjęcia, albo twierdził że „był, ale już sobie poszedł”. Zrezygnowany opadł na swój fotel i zakrył twarz dłonią.
- Aleksa nie ma? - wymamrotał, nie zważając na to, od kogo uzyska odpowiedź
- Wziął dzień wolny. Chcesz kawy?
- Chętnie.
Normalnie nigdy nie zgodziłby się, żeby to właśnie Joasia robiła kawę dla niego, lecz tym razem był tak wyczerpany, że nie miał siły protestować. Wyciągnął nogi do przodu, ręce oparł o boki, rozkoszując się wygodą swojego siedziska. Dopiero gdy blondynka wróciła, postawiwszy jeden kubek na biurku, a drugi trzymając przy sobie, spostrzegł, że oprócz nich nie ma nikogo w biurze. Mimowolnie westchnął, wyciągając rękę w stronę naczynia z ulubionym napojem. Niespodziewanie podniósł wzrok, jakby chciał zaskoczyć Joasię. Tak jak przypuszczał, uważnie mu się przyglądała. I wcale nie wystraszyła się jego lodowatego spojrzenia. Wcale nie była zdziwiona, jakby się tego spodziewała i zdołała przygotować.
- Coś nie tak? Ubrudziłem się czy co?
- Dlaczego mnie tak bardzo nie lubisz? - spytała spokojnym, delikatnym głosem. W odpowiedzi komisarz uśmiechnął się z politowaniem.
- Mylisz się. Po prostu... jestem wymagający. Bardzo wymagający.
- Tak bardzo, że nie dajesz mi żadnych wyzwań. Bo, powiedzmy sobie szczerze, co to za wyzwanie? Wypełniać raporty? Wielka mi rzecz. Wystarczy raz podpatrzeć, jak to się robi i...
- Zastanów się, co mówisz – przerwał jej nagle. Przez chwilę zmierzyli się wzrokiem. Joasia pojęła, co miał na myśli. Jeśli dla niej to takie proste, to powinna zwiększyć tempo. Nie wyjechać teren, lecz jeszcze więcej pracować za biurkiem, przy papierach. Szybka zmiana taktyki – tym sposobem nie osiągnie oczekiwanego rezultatu.
- Oczywiście, to potrafi być męczące
- No – taka odpowiedź go satysfakcjonowała – Nie jesteś taka głupia...
- Jak sądziłeś? Miło, że mogłam cię zaskoczyć i zapewniam, że zrobię to jeszcze nie raz – rzuciła poirytowana
- Nie jesteś taka głupia jak sądziłem – przyznał, zignorowawszy jej wtrącenie – Co nie zmienia faktu, że wciąż jesteś zadufana w sobie, zarozumiała, egocentryczna... Po prostu karierowiczka. Od razu chcesz pokazać, jak bardzo jesteś wspaniała, genialna, wielka. O nie, nie tędy droga. Na pewno nie na tej komendzie, nie w tym biurze, nie ze mną.
- Ach tak, więc o to chodzi – uśmiechnęła się pod nosem – Czyżbyś bał się o swoją posadę? Nie zamierzam nikogo wygryzać.
- Czas pokaże.
- No właśnie, czas. Nie dałeś mi go. Nie zdążyłeś mnie nawet choć trochę poznać, ale już wyrobiłeś sobie opinię. I wiesz co? Nie mam zamiaru się starać, aby zmienić twoje nastawienie do mnie. To ty masz problem z moją obecnością tutaj, nie ja.
- Nie z takimi sobie radziłem. Większych cwaniaków potrafiłem do pionu ustawić, to i z tobą dam sobie radę.
W odpowiedzi Asia parsknęła śmiechem, odwróciła się na pięcie i wróciła do swojego biurka. Starała się zachować obojętnie wobec tych słów, przynajmniej pozornie. Czy to, że chce wykonywać pełen zakres swoich obowiązków, czyli także prowadzenie śledztw, zbieranie dowodów, przesłuchiwanie podejrzanych, jest czymś niepoprawnym? Najwidoczniej, dla Czerwińskiego tak. Ukradkiem posłała mu wrogie spojrzenie. Z chęcią zobaczyłaby, jak mężczyzna smaży się w piekle albo chociaż zleciał ze schodów i poobijał się porządnie. Nie lubiła go. Jak widać, z wzajemnością.

Następnego ranka do biura dotarła wiadomość o kolejnym zabójstwie. Z uwagi na wczesną porę, znajdowali się tam tylko Aleksander i Joasia. Ponieważ samemu mógłby stracić zbyt wiele czasu na miejscu zbrodni, chcąc bądź nie, musiał zabrać ze sobą młodszą koleżankę. W samochodzie panowała grobowa cisza. Kobieta nawet pokusiła się o małą dygresję, stwierdzając w myślach, że obecna sytuacja mogłaby tłumaczyć pochodzenie pseudonimu podinspektora. Podobnie jak ona, Aleks nie miał ochoty na rozmowę, dlatego wolał zachować milczenie. Niezadowolony ze swojej decyzji, starał się mimo wszystko znaleźć jakiś pozytyw. „Przynajmniej ktoś odwali za mnie brudną robotę” - uśmiechnął się pod nosem, lecz chwilę później na jego twarzy pojawiło się zmieszanie - „O ile ten ktoś będzie potrafił to zrobić.”
Od razu po opuszczeniu samochodu nakazał jej rozejrzeć się dookoła i popytać gapiów, a sam udał się do techników.
- Witam panowie – podał rękę jednemu z nich, który stał najbliżej
- Cześć. To samo co wcześniej. Postrzał w serce, precyzyjnie wycelowany – tyle wiemy od patologa. Więcej...
- Tak, tak, po sekcji – rzekł znudzony – A u was jak?
- Ślady krwi, butelka po winie i tym razem... ślady opon oraz zniszczona kamera – w tym momencie jeden z nich wskazał na róg budynku, gdzie u góry znajdowało się uszkodzone, w wyniku oddania strzału, urządzenie.
- Czyli wiemy, że sprawca porusza się samochodem, tak?
- Możemy co najwyżej ustalić markę opon...
- To nic nie da – westchnął zrezygnowany – Samochodów używających jedną markę opon w tym mieście jest tysiące.

- Pani go znała? - Joasia zaczepiła starszą panią, która właśnie coś szeptała o zamordowanym do swojej koleżanki, będącej mniej więcej w tym samym wieku. Nie wiele zdołała usłyszeć, lecz na tyle, by mieć pewność, czego, a właściwie to kogo, dotyczyła rozmowa.
- A pani to kto? - odburknęła staruszka, zdenerwowana, że ktoś miał czelność przerwać jej rozmowę
- Przepraszam. Starszy aspirant Joanna Gurguła, policja kryminalna.
- A tak, mieszka dwa piętra pode mną. Szkoda, że tylko dwa.
- A co? Był złym sąsiadem? Awanturował się? - zaczęła dopytywać Joasia
- Ja pani powiem co. Żeby to nie policja, to ja bym się nie przyznała, że ja go znała. Wszyscy mieli go już dość. Pijak cholerny i złodziej, ale najgorsze, że z tego jego mieszkania to taki smród...
- Czyli twierdzi pani, że zamordowany miał wrogów?
- A żeby to tylko nas! Cała administracja kamienicy, koledzy od kieliszka, a nawet własna rodzina! Wczoraj to chyba syn u niego był. Ja się przyczaiła, bo wie pani, ja lubię wiedzieć, co się w kamienicy dzieje – w odpowiedzi policjantka uśmiechnęła się pod nosem – Kazał mu się wyprowadzić, bo mieszkanie jest na niego. Same problemy z nim miał.
- Myśli pani, że byłby zdolny... - ściszyła głos, nie chcąc, aby plotki się rozniosły. Chociaż prawdę mówiąc, daremne były jej starania. Rozmawiała przecież z osobą, która lubi mówić koleżankom, szczególnie o życiu innych osób, a te koleżanki swoim koleżankom, one z kolei przekazują dalej... i jak tu utrzymać tajemnicę?
- Każdemu cierpliwość się kiedyś kończy.
- Ma pani jakieś namiary na syna ofiary?
- Topolowa 15. Kiedyś ten pijak się chwalił, że to taki wielki, przepiękny dom z ogrodem, rozpowiadał adres, żeby każdy poszedł zobaczyć... a potem włamanie było. Pewnie on, żeby na chlanie mieć.
- Dobrze, dziękuję. Kolega spisze pani zeznania, dobrze? - kobieta pokiwała głową. Asia przywołała mundurowego, po czym w szybkim tempie się ulotniła, poszukując kolejnych świadków i tropów.