- A tobie co? - zapytał Kacper, gdy Czerwiński wrócił do biura
- Poprawiła mi. Jeden policzek od Aśki, drugi od żony. Czuję się znokautowany.
- Ha! - zawołała tryumfalnie Joasia – I to przez kogo? Kobiety!
- Nie dobijaj mnie.
- Ty się ciesz, że garnkiem czy patelnią nie dostałeś – zaśmiał się Kacper.
W odpowiedzi Czerwiński uciszył go karcącym spojrzeniem.
- Jak nasza sprawa? Znamy już tożsamość mężczyzny, który nachodził naszą ofiarę?
- Pracujemy nad tym.
- Pracujemy?! Kurna, mieliście tyle czasu i ciągle pracujemy?!
- A ty gdzie byłeś w tym czasie? - wypomniała mu Joanna
- Dobra, to pracujcie dalej. Ja pojadę... albo lepiej nie. Wolę wysłać Kacpera, bo jeszcze trzeci raz dostanę... No nie śmiej się tak, tylko łap kluczyki!
- Dobra, ale dokąd?
- Żona ofiary rano nie była w stanie z nami rozmawiać. Lekarz stwierdził, żeby spróbować po południu, więc... do roboty. Aśka, trzeba jeszcze sprawdzić syna ofiary. Nie mam pojęcia, jakim cudem go przeoczyliśmy. Zajmiesz się tym?
- Dobra. A ty lepiej przyłóż sobie lód do policzków.
- Dzięki – odparł ironicznie
- Mówiłam poważnie.
Kolejne kilkanaście minut Czerwiński spędził w biurze, przeglądając monitoring z biura Kazimierza Więdnickiego. Zauważył, że na każdym ze spotkań z nieznajomym mężczyzną, zamordowany dawał mu kopertę, której zawartością mogły być pieniądze. Komisarz rozpisał sobie wszystkie wizyty na kartce i zauważył pewną prawidłowość w datach. Powtarzały się one co cztery dni robocze – Więdnicki pięciokrotnie spotkał się z niemile widzianym gościem we wtorek, szesnastego, potem poniedziałek, dwudziestego drugiego, następnie w piątek, dwudziestego szóstego. Kolejna wizyta miała przypaść na czwartek, drugiego, lecz ze względu na długi weekend i wolne dni w fabryce, pojawił się dopiero szóstego, w poniedziałek i dziesiątego, w piątek.
- Jeśli nie wie o śmierci prezesa, przyjdzie także po raz kolejny... w czwartek, szesnastego.
Spojrzał na kalendarz wiszący na ścianie. Jutro właśnie wypadał ten dzień. Uśmiechnął się pod nosem, zacierając ręce.
Piątek, 13:50. Firma Kazimierza Więdnickiego. Zaalarmowany przez mundurowych Maciek podjeżdża samochodem i zatrzymuje się u bramy. Od razu spostrzegł samochód podejrzanego. Powoli skierował się w tamtą stronę, a gdy zobaczył, że podenerwowany mężczyzna wychodzi z budynku, przyspieszył kroku.
- Panie, masz pan ognia? - zagadnął go Czerwiński
- Spadaj, nie mam czasu.
- Ale to tylko chwila, pan da zapalniczkę, skorzystam i już mnie nie ma...
- Ech, no dobra
Kiedy mężczyzna sięgnął do kieszeni, Maciek złapał go za drugą rękę, pociągnął, a następnie pchnął na maskę samochodu.
- Policja. Jesteś zatrzymany pod zarzutem zabójstwa Kazimierza Więdnickiego.
- Że co?
Dwie godziny później, komenda. Trwa przesłuchanie zatrzymanego. W pokoju przebywa Maciek, natomiast z pomieszczenia obok przebieg rozmowy obserwowali Kacper i Joanna.
- Nie zabiłem go! Dlaczego miałbym to robić?
- No tak, szkoda byłoby sobie odcinać taki zastrzyk gotówki. Ale mogło być tak, że za piątym razem facet się zbuntował, powiedział że to ostatni raz, więc w przypływie wściekłości...
- To nie ja!
- Zamknij się! Pojechałeś za nim, wkurwiony jak sto pięćdziesiąt, poniosło cię i go zabiłeś!
- Nie! Powiem całą prawdę! Tylko nie wrabiajcie mnie w morderstwo.
- Gadaj, póki jeszcze mam ochotę cię słuchać.
- Straciłem pracę. Jestem w trudnej sytuacji – moja żona jest w ciąży, musiała iść na urlop, a spłacamy kredyt za mieszkanie. Matka powiedziała mi, żebym poprosił o pomoc ojca. Powiedziała mi, kim naprawdę jest.
- Mam rozumieć, że jesteś synem Więdnickiego?
- Nieślubnym. Taka wakacyjna przygoda. Potem już nigdy się nie spotkali. Pojechałem do niego, rozmawiałem z nim, ale nie chciał mi pomóc. Nie miałem innego wyjścia. Zagroziłem, że jeśli nie da mi pieniędzy, wszyscy się dowiedzą. Wtedy jego pozycja w rodzinnej firmie nie byłaby już taka mocna. Więc mi płacił. Przyjeżdżałem co jakiś czas. Starał się mnie unikać, choć dobrze wiedział, że to niczego nie załatwi.
- Rysiek, zostań z nim – przywołał mundurowego, a następnie sam wyszedł do kolegów.
- Co o nim wiemy?
- Rafał Podgórski, lat 24, niekarany, bezrobotny, mieszka w Brzegu. Żonaty z Anną od 10 stycznia 2009.
Maciek uchylił drzwi i zawołał:
- Rysiu, spisz zeznania i wypuść go.
- Oszalałeś? To nasz jedyny podejrzany – Aśka nie kryła oburzenia
- To nie on. Myślicie, że naprawdę przyjechałby po pieniądze, gdyby wiedział o śmierci Więdnickiego? Co u żony?
- W małżeństwie wszystko układało się dobrze. Dogadywali się, byli małżeństwem już od przeszło dwudziestu lat. Poza wojną z teściami miał dobre relacje z rodziną.
- Chyba nie do końca – stwierdziła blondynka – Nasz zamordowany często lubił zawiesić oko na ładnych kobietach. Ba, żeby tylko na tym się kończyło. Miał liczne romanse, o których nie wiedziała żona. Tak przynajmniej twierdzi jego syn.
- Zachowywał się jakoś podejrzanie?
- Zdziwił mnie ten jego spokój. Ale to podobno po pigułach na uspokojenie, które musiał wziąć jak zadzwoniła gosposia i powiedziała mu o śmierci ojca.
- Czyli to mogła być jedna z porzuconych kochanek. No to zajebiście – skwitował i wyszedł na korytarz. Wtedy zaczepił go nieślubny syn denata, Rafał Podgórski.
- Panie komisarzu...
- Tak?
- Nie wiem czy to ważne, ale przypomniałem sobie coś, o czym chyba jednak powinienem powiedzieć.
- Słucham.
- Kiedy byłem po pieniądze szóstego, przyuważył nas jego syn. Nie wyglądał na zadowolonego.
- Domyślał się czegoś?
- Nie wiem. Być może widział kopertę. Pan Więdnicki, można powiedzieć, przepędził mnie i zaczekał na syna. Kiedy byłem na schodach, słyszałem jego podniesiony głos. Kłócili się.
- Dzięki. Mógłby pan chwilę poczekać? Na dole, tuż obok, jest kawiarnia.
Naradę trojga policjantów przerwało pojawienie się w biurze Cichego i Ernesta. Aleks nie przebierał w słowach i głośno przeklinał pijaczków, którzy wyłudzili od niego pieniądze na wino w zamian za informacje, które ostatecznie i tak nic nowego nie wniosły do sprawy. Szewc próbował uspokoić starszego kolegę, jednak bezskutecznie.
- Jebane śmiecie! Trzy stówy poszły w pizdu!
- Poskarż się staremu, może odda ci ze swoich?
- Kacper, to chyba nie jest dobry moment do żartów – zwróciła mu uwagę Joasia
- A niech kurwa zdychają! Tak! Sam bym jeszcze pomógł mordercy i powybijał tych chujów! - kontynuował rozwścieczony inspektor.
- Bingo! - zawołał nagle Maciek, zwracając na siebie uwagę wszystkich obecnych – Właśnie znaleźliście motyw zbrodni – zemsta.
- Pytanie tylko za co...
- Raczej nie chodzi o byle gówno. Miłego przeglądania akt – rzucił, podnosząc się z fotela – Kacper, Aśka za mną. Trzeba przygotować prowokację.
Piątek wieczór. Ekipa przygotowuje Rafała Podgórskiego do konfrontacji z przyrodnim bratem.
- A co jeśli zobaczy kamerę?
- Jeśli będzie pan zachowywał się naturalnie i nie zwracał szczególnej uwagi na nią, to nie powinno nic takiego się wydarzyć. Proszę pokierować rozmowę tak, żeby jednoznacznie przyznał, że to on zamordował pana Więdnickiego.
- To znaczy jak?
- Na początku spokojnie proszę to zasugerować, poruszyć temat pieniędzy oraz ich kłótni. Jeśli to nie przyniesie skutku, proszę powiedzieć to wprost.
- Mam zarzucić mu morderstwo?
- Dokładnie tak – do rozmowy Kacpra z Rafałem wtrącił się Czerwiński – Kiedy będziemy mieli przyznanie się do winy, wejdziemy do środka i zatrzymamy go.
Chwilę później, prowokacja. Rafał Podgórski zapukał do drzwi mieszkania syna ofiary. Drzwi otworzyły się, a stał w nich właśnie on. Nie wyglądał na zadowolonego z wizyty mężczyzny.
- Czego?
- Mam pewną sprawę. Mogę wejść czy będziemy rozmawiać przez próg?
- O nie. To, że mój ojciec dawał ci pieniądze nie znaczy, że ja też będę to robił. Nie jestem taki głupi jak on.
- Mam pewne informacje na temat jego śmierci...
- To znaczy?
- Mogą mieć także znaczenie co do wartości spadku. Możemy w środku?
Dwudziestolatek odsunął się w drzwiach, aby wpuścić gościa do mieszkania.
- Nieźle mieszkasz jak na swój wiek – mruknął, rozglądając się pospiesznie
- Chyba nie o tym mieliśmy rozmawiać.
- Oczywiście. Połowę majątku dziedziczyłbyś ty, a połowę twoja matka, gdyby nie fakt, że... pan Więdnicki miał jeszcze jednego, nieślubnego syna.
- Co? Ale... kim pan w ogóle jest?! - sprawiał wrażenie wyraźnie zdenerwowanego
- To ja jestem tym synem. Ojciec pomagał mi w spłacie kredytu i to dlatego dawał mi pieniądze.
- Jak śmiesz... po tylu latach...
- Komuś się to nie podobało, dlatego postanowił poważnie z nim porozmawiać, ale pokłócili się i... ja wiem kto to zrobił – dodał ciszej, obserwując blednącą twarz przyrodniego brata
- Kto?
- Zazdrość cię zeżarła, prawda?
Młodzieniec poczerwieniał i zaczął mówić przez zaciśnięte zęby:
- To wszystko mnie się należało. Obiecał mi, a teraz dał się omotać i chciał przepierdzielić majątek na ciebie. Zawsze był głupi i naiwny. Ale ja się nie dam. Ja się nie dam!
Rzucił się z pięściami na Rafała. Policjanci uznali, że mają już wystarczający dowód i już chwilę później wtargnęli do mieszkania. Kilku z nich natychmiast odciągnęło agresywnego chłopaka i skuli go kajdankami, czemu uważnie przyglądał się Kacper. Maciek natomiast zajął się przyrodnim bratem zatrzymanego.
- W porządku? - spytał Czerwiński, pomagając mu wstać
- Tak... Ja tylko chciałem spłacić kredyt, zapewnić byt żonie i dzieciom. Niczego więcej do szczęścia mi nie było trzeba.
dobry scen, ale poprzedni jednak był lepszy.
OdpowiedzUsuńScen ekstra, ale kto to jest Szewc? Czyżby Ernest?
OdpowiedzUsuńNawet dobry,czekam na dalszy ciąg.
OdpowiedzUsuńBardzo dobry scen
OdpowiedzUsuń