poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 6 - Zazdrośnik

- A tobie co? - zapytał Kacper, gdy Czerwiński wrócił do biura
- Poprawiła mi. Jeden policzek od Aśki, drugi od żony. Czuję się znokautowany.
- Ha! - zawołała tryumfalnie Joasia – I to przez kogo? Kobiety!
- Nie dobijaj mnie.
- Ty się ciesz, że garnkiem czy patelnią nie dostałeś – zaśmiał się Kacper.
W odpowiedzi Czerwiński uciszył go karcącym spojrzeniem.
- Jak nasza sprawa? Znamy już tożsamość mężczyzny, który nachodził naszą ofiarę?
- Pracujemy nad tym.
- Pracujemy?! Kurna, mieliście tyle czasu i ciągle pracujemy?!
- A ty gdzie byłeś w tym czasie? - wypomniała mu Joanna
- Dobra, to pracujcie dalej. Ja pojadę... albo lepiej nie. Wolę wysłać Kacpera, bo jeszcze trzeci raz dostanę... No nie śmiej się tak, tylko łap kluczyki!
- Dobra, ale dokąd?
- Żona ofiary rano nie była w stanie z nami rozmawiać. Lekarz stwierdził, żeby spróbować po południu, więc... do roboty. Aśka, trzeba jeszcze sprawdzić syna ofiary. Nie mam pojęcia, jakim cudem go przeoczyliśmy. Zajmiesz się tym?
- Dobra. A ty lepiej przyłóż sobie lód do policzków.
- Dzięki – odparł ironicznie
- Mówiłam poważnie.

Kolejne kilkanaście minut Czerwiński spędził w biurze, przeglądając monitoring z biura Kazimierza Więdnickiego. Zauważył, że na każdym ze spotkań z nieznajomym mężczyzną, zamordowany dawał mu kopertę, której zawartością mogły być pieniądze. Komisarz rozpisał sobie wszystkie wizyty na kartce i zauważył pewną prawidłowość w datach. Powtarzały się one co cztery dni robocze – Więdnicki pięciokrotnie spotkał się z niemile widzianym gościem we wtorek, szesnastego, potem poniedziałek, dwudziestego drugiego, następnie w piątek, dwudziestego szóstego. Kolejna wizyta miała przypaść na czwartek, drugiego, lecz ze względu na długi weekend i wolne dni w fabryce, pojawił się dopiero szóstego, w poniedziałek i dziesiątego, w piątek.
- Jeśli nie wie o śmierci prezesa, przyjdzie także po raz kolejny... w czwartek, szesnastego.
Spojrzał na kalendarz wiszący na ścianie. Jutro właśnie wypadał ten dzień. Uśmiechnął się pod nosem, zacierając ręce.

Piątek, 13:50. Firma Kazimierza Więdnickiego. Zaalarmowany przez mundurowych Maciek podjeżdża samochodem i zatrzymuje się u bramy. Od razu spostrzegł samochód podejrzanego. Powoli skierował się w tamtą stronę, a gdy zobaczył, że podenerwowany mężczyzna wychodzi z budynku, przyspieszył kroku.
- Panie, masz pan ognia? - zagadnął go Czerwiński
- Spadaj, nie mam czasu.
- Ale to tylko chwila, pan da zapalniczkę, skorzystam i już mnie nie ma...
- Ech, no dobra
Kiedy mężczyzna sięgnął do kieszeni, Maciek złapał go za drugą rękę, pociągnął, a następnie pchnął na maskę samochodu.
- Policja. Jesteś zatrzymany pod zarzutem zabójstwa Kazimierza Więdnickiego.
- Że co?

Dwie godziny później, komenda. Trwa przesłuchanie zatrzymanego. W pokoju przebywa Maciek, natomiast z pomieszczenia obok przebieg rozmowy obserwowali Kacper i Joanna.
- Nie zabiłem go! Dlaczego miałbym to robić?
- No tak, szkoda byłoby sobie odcinać taki zastrzyk gotówki. Ale mogło być tak, że za piątym razem facet się zbuntował, powiedział że to ostatni raz, więc w przypływie wściekłości...
- To nie ja!
- Zamknij się! Pojechałeś za nim, wkurwiony jak sto pięćdziesiąt, poniosło cię i go zabiłeś!
- Nie! Powiem całą prawdę! Tylko nie wrabiajcie mnie w morderstwo.
- Gadaj, póki jeszcze mam ochotę cię słuchać.
- Straciłem pracę. Jestem w trudnej sytuacji – moja żona jest w ciąży, musiała iść na urlop, a spłacamy kredyt za mieszkanie. Matka powiedziała mi, żebym poprosił o pomoc ojca. Powiedziała mi, kim naprawdę jest.
- Mam rozumieć, że jesteś synem Więdnickiego?
- Nieślubnym. Taka wakacyjna przygoda. Potem już nigdy się nie spotkali. Pojechałem do niego, rozmawiałem z nim, ale nie chciał mi pomóc. Nie miałem innego wyjścia. Zagroziłem, że jeśli nie da mi pieniędzy, wszyscy się dowiedzą. Wtedy jego pozycja w rodzinnej firmie nie byłaby już taka mocna. Więc mi płacił. Przyjeżdżałem co jakiś czas. Starał się mnie unikać, choć dobrze wiedział, że to niczego nie załatwi.
- Rysiek, zostań z nim – przywołał mundurowego, a następnie sam wyszedł do kolegów.
- Co o nim wiemy?
- Rafał Podgórski, lat 24, niekarany, bezrobotny, mieszka w Brzegu. Żonaty z Anną od 10 stycznia 2009.
Maciek uchylił drzwi i zawołał:
- Rysiu, spisz zeznania i wypuść go.
- Oszalałeś? To nasz jedyny podejrzany – Aśka nie kryła oburzenia
- To nie on. Myślicie, że naprawdę przyjechałby po pieniądze, gdyby wiedział o śmierci Więdnickiego? Co u żony?
- W małżeństwie wszystko układało się dobrze. Dogadywali się, byli małżeństwem już od przeszło dwudziestu lat. Poza wojną z teściami miał dobre relacje z rodziną.
- Chyba nie do końca – stwierdziła blondynka – Nasz zamordowany często lubił zawiesić oko na ładnych kobietach. Ba, żeby tylko na tym się kończyło. Miał liczne romanse, o których nie wiedziała żona. Tak przynajmniej twierdzi jego syn.
- Zachowywał się jakoś podejrzanie?
- Zdziwił mnie ten jego spokój. Ale to podobno po pigułach na uspokojenie, które musiał wziąć jak zadzwoniła gosposia i powiedziała mu o śmierci ojca.
- Czyli to mogła być jedna z porzuconych kochanek. No to zajebiście – skwitował i wyszedł na korytarz. Wtedy zaczepił go nieślubny syn denata, Rafał Podgórski.
- Panie komisarzu...
- Tak?
- Nie wiem czy to ważne, ale przypomniałem sobie coś, o czym chyba jednak powinienem powiedzieć.
- Słucham.
- Kiedy byłem po pieniądze szóstego, przyuważył nas jego syn. Nie wyglądał na zadowolonego.
- Domyślał się czegoś?
- Nie wiem. Być może widział kopertę. Pan Więdnicki, można powiedzieć, przepędził mnie i zaczekał na syna. Kiedy byłem na schodach, słyszałem jego podniesiony głos. Kłócili się.
- Dzięki. Mógłby pan chwilę poczekać? Na dole, tuż obok, jest kawiarnia.

Naradę trojga policjantów przerwało pojawienie się w biurze Cichego i Ernesta. Aleks nie przebierał w słowach i głośno przeklinał pijaczków, którzy wyłudzili od niego pieniądze na wino w zamian za informacje, które ostatecznie i tak nic nowego nie wniosły do sprawy. Szewc próbował uspokoić starszego kolegę, jednak bezskutecznie.
- Jebane śmiecie! Trzy stówy poszły w pizdu!
- Poskarż się staremu, może odda ci ze swoich?
- Kacper, to chyba nie jest dobry moment do żartów – zwróciła mu uwagę Joasia
- A niech kurwa zdychają! Tak! Sam bym jeszcze pomógł mordercy i powybijał tych chujów! - kontynuował rozwścieczony inspektor.
- Bingo! - zawołał nagle Maciek, zwracając na siebie uwagę wszystkich obecnych – Właśnie znaleźliście motyw zbrodni – zemsta.
- Pytanie tylko za co...
- Raczej nie chodzi o byle gówno. Miłego przeglądania akt – rzucił, podnosząc się z fotela – Kacper, Aśka za mną. Trzeba przygotować prowokację.

Piątek wieczór. Ekipa przygotowuje Rafała Podgórskiego do konfrontacji z przyrodnim bratem.
- A co jeśli zobaczy kamerę?
- Jeśli będzie pan zachowywał się naturalnie i nie zwracał szczególnej uwagi na nią, to nie powinno nic takiego się wydarzyć. Proszę pokierować rozmowę tak, żeby jednoznacznie przyznał, że to on zamordował pana Więdnickiego.
- To znaczy jak?
- Na początku spokojnie proszę to zasugerować, poruszyć temat pieniędzy oraz ich kłótni. Jeśli to nie przyniesie skutku, proszę powiedzieć to wprost.
- Mam zarzucić mu morderstwo?
- Dokładnie tak – do rozmowy Kacpra z Rafałem wtrącił się Czerwiński – Kiedy będziemy mieli przyznanie się do winy, wejdziemy do środka i zatrzymamy go.

Chwilę później, prowokacja. Rafał Podgórski zapukał do drzwi mieszkania syna ofiary. Drzwi otworzyły się, a stał w nich właśnie on. Nie wyglądał na zadowolonego z wizyty mężczyzny.
- Czego?
- Mam pewną sprawę. Mogę wejść czy będziemy rozmawiać przez próg?
- O nie. To, że mój ojciec dawał ci pieniądze nie znaczy, że ja też będę to robił. Nie jestem taki głupi jak on.
- Mam pewne informacje na temat jego śmierci...
- To znaczy?
- Mogą mieć także znaczenie co do wartości spadku. Możemy w środku?
Dwudziestolatek odsunął się w drzwiach, aby wpuścić gościa do mieszkania.
- Nieźle mieszkasz jak na swój wiek – mruknął, rozglądając się pospiesznie
- Chyba nie o tym mieliśmy rozmawiać.
- Oczywiście. Połowę majątku dziedziczyłbyś ty, a połowę twoja matka, gdyby nie fakt, że... pan Więdnicki miał jeszcze jednego, nieślubnego syna.
- Co? Ale... kim pan w ogóle jest?! - sprawiał wrażenie wyraźnie zdenerwowanego
- To ja jestem tym synem. Ojciec pomagał mi w spłacie kredytu i to dlatego dawał mi pieniądze.
- Jak śmiesz... po tylu latach...
- Komuś się to nie podobało, dlatego postanowił poważnie z nim porozmawiać, ale pokłócili się i... ja wiem kto to zrobił – dodał ciszej, obserwując blednącą twarz przyrodniego brata
- Kto?
- Zazdrość cię zeżarła, prawda?
Młodzieniec poczerwieniał i zaczął mówić przez zaciśnięte zęby:
- To wszystko mnie się należało. Obiecał mi, a teraz dał się omotać i chciał przepierdzielić majątek na ciebie. Zawsze był głupi i naiwny. Ale ja się nie dam. Ja się nie dam!
Rzucił się z pięściami na Rafała. Policjanci uznali, że mają już wystarczający dowód i już chwilę później wtargnęli do mieszkania. Kilku z nich natychmiast odciągnęło agresywnego chłopaka i skuli go kajdankami, czemu uważnie przyglądał się Kacper. Maciek natomiast zajął się przyrodnim bratem zatrzymanego.
- W porządku? - spytał Czerwiński, pomagając mu wstać
- Tak... Ja tylko chciałem spłacić kredyt, zapewnić byt żonie i dzieciom. Niczego więcej do szczęścia mi nie było trzeba.

4 komentarze :

  1. Bezimienny99722 lipca 2013 22:27

    dobry scen, ale poprzedni jednak był lepszy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Scen ekstra, ale kto to jest Szewc? Czyżby Ernest?

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet dobry,czekam na dalszy ciąg.

    OdpowiedzUsuń