środa, 31 lipca 2013

8. Psychofanki cz. 2

- Wkręcacie mnie? - zaśmiał się cichy, kiedy Ernest przedstawił mu całą sprawę, a milczący Maciek spoglądał na niego z ukosa. Nie był zadowolony, że komisarz właśnie jego poprosił o pomoc.
- Niby dlaczego?
- Wy chyba sami w to nie wierzycie. Trzynastolatki miały podpalić chłopaka tylko dlatego, że podarł jakiś durny plakat?
- Powtórz to faneczkom. Wpierdol gwarantowany.
- Nie, to nie możliwe. To absurd.
- Widzisz Ernest? Mówiłem, żeby poprosić Aśkę albo Kacpera...
- Kacpra
- ...to ty się uparłeś. Teraz sami będziemy zapierdzielać, żeby rozwiązać tę sprawę.
- Bez dowodów tego i tak nie skończycie – Aleks upierał się przy swoim
- Żeby je znaleźć, musimy wytypować podejrzanego. Wszystko wskazuje na te dziewczyny.
- Czy ty słyszysz sam siebie?
- Tak. Ale po obejrzeniu tego filmiku już nic mnie w tej szkole nie zdziwi. Jedziemy?

Czwartek, kilka minut po ósmej. Komisarze Szewc i Czerwiński rozmawiają z uczniami klasy, do której należy poparzony chłopak. W tym czasie Cichy rozglądał się po szkole i zagadywał pracowników.
- Słuchajcie, wasz kolega doznał poważnych obrażeń. Możecie nam pomóc odpowiedzieć na pytanie, kto mu to zrobił, ale musicie mówić całą prawdę.
- Ernest, to nie jest przedszkole – wycedził przez zęby Maciek – Czy ktoś widział, co działo się w piątek, na przerwie?
Rękę podniósł jeden z chłopców. Komisarze oddali mu głos.
- No, Adam podarł plakat, a dziewczyny się wkur... yyy, wściekły!
- Bo to debil! Jak on może takie rzeczy robić z naszymi mężami?!
- No właśnie!
- I dobrze mu tak!
- Wcale mi go nie żal!
- Spokój! - wychowawczyni przywołała uczniów do porządku. Czerwiński podziękował jej skinieniem głowy.
- No właśnie, dlaczego taka ostra reakcja? Tylko, błagam, niech mówi jedna osoba.
- Andżeliki nie ma, więc ja będę mówić, dobrze? - pozostałe dziewczyny przytaknęły
- Andżelika to co? Święta krowa, jakiś wasz szef?
- Proszę tak o niej nie mówić! - wychowawczyni po raz kolejny interweniowała. Maciek, nie potrafiąc się powstrzymać od komentarzy, dał pole do popisu Ernestowi.
- Dlaczego ona jest taka ważna?
- Bo to szefowa naszego klasowego fanklubu One Rotation.
- Ok, w porządku. Więc skąd nienawiść do Adama Rubińskiego?
- Bo on nienawidzi i obraża naszych mężów. To znaczy, chłopaków z One Rotation – wyjaśniła, kiedy zobaczyła zdziwioną minę policjanta
- A czy w środę, po lekcjach, doszło między wami do jakiegoś zatargu?
- Nie, ostatnią akcją Adama był plakat. Wie pan, on nie nabijał się codziennie, tylko jak mu się nudziło. Była między nami taka wojna, ale nie na tyle, by robić komuś krzywdę.
- Na pewno?
- Słowo rotationerek!
- Gówno warte – szepnął do kolegi Maciek. Nie umknęło to jednak czujnej nauczycielce.
- Co pan mówił?
- Evviva l'arte. Czy możemy dostać adres to tej Andżeliki? Z nią także chcielibyśmy porozmawiać.
Kobieta wyszukała dane w dzienniku i przekazała policjantom. Zgodnie z planem, Ernest został, by indywidualnie, w cztery oczy porozmawiać z każdą z dziewczyn atakujących Adama na wideo nagranym smartfonem. Maciek z Aleksem pojechali natomiast do domu nastolatki, którą koleżanki uznawały za szefową klasowego fanklubu boysbandu.

- Słuchaj, chyba najwyższa pora coś wyjaśnić.
- To znaczy? - Cichy nie zwracał zbytnio uwagi na Czerwińskiego
- O co ci do jasnej cholery chodzi? Dlaczego zacząłeś się tak zachowywać wobec mojej osoby?
- Znaczy jak?
- Chamsko.
- Szczerze? Wkurwiasz mnie. Wiecznie masz jakieś problemy. Trzeba było myśleć o żonie, kiedy naprawdę tego potrzebowała.
- W porządku, popełniłem błąd. I jakby nie było, przed laty byłeś dokładnie w takiej samej sytuacji.
- I zachowywałem się dokładnie tak samo jak ty teraz. To była głupota. Próbowałem ją zatrzymać na siłę, nie dawałem jej spokoju... A ona była już z innym. Byłaby szczęśliwa, gdyby nie to, że wciąż ją nękałem, błagałem o drugą szansę. Było już za późno, ale ja się uparłem i zmarnowałem jej kolejny rok, zniszczyłem szansę na szczęśliwy związek.
- I nie chcesz, żebym ja to samo zrobił swojej żonie? Kurwa, nie mogłeś wprost powiedzieć?! Musiałeś robić te swoje gierki?
- Obawiałem się właśnie takiej reakcji...
- Ja pierdole, jaki ty głupi jesteś... Nasze relacje wyglądałyby o wiele lepiej, gdybyś po prostu powiedział, co o tym myślisz.
- No cóż... znowu spieprzyłem. A co będzie z twoim małżeństwem?
- Przemyślę to.

Około godziny dziewiątej komisarze zjawili się w domu Andżeliki Połaneckiej. Drzwi otworzyła jej matka.
- Źle się dzisiaj czuła, dlatego pozwoliłam zostać jej w domu.
- Czy możemy z nią porozmawiać?
- No dobrze, ale nie za długo. No chyba że śpi, to proszę jej nie budzić.
Komisarze udali się po schodach na górę. Pierwsze drzwi po lewej miały zaprowadzić ich do pokoju nastolatki, jednak już na korytarzu usłyszeli dziwne odgłosy, pochodzące z tamtego pomieszczenia.
- O tak Zayb, kocham cię mój mężusiu!
- Zajeb? - Maciek z politowaniem spojrzał na drzwi – Chyba jednak pogadam z jej matką
- Tylko nie sugeruj zakładu psychiatrycznego – ostrzegł go Aleks, znając skłonność Czerwińskiego do takich zachowań. On sam nacisnął klamkę i z impetem wpadł do pokoju. Zobaczył ją, opierającą się pupą o ścianę dokładnie w tym miejscu, gdzie znajdował się plakat jednego z członków zespołu One Rotation. Miała na sobie tylko białą koszulkę oraz figi damskie.
- Co pan tu robi?! Kto panu pozwolił tu wejść?! Właśnie przerwał pan moje intymne chwile z mężem!
- Spokojnie, to tylko plakat
- Słyszałeś Zayb? Ten pan cię obraża! Proszę stąd wyjść!
- Ale...
- Wynocha!
Nie bardzo wiedząc co robić, ujrzawszy narastającą złość dziewczyny, postanowił się wycofać. Uznał, że lepiej będzie, jeśli rozmowa odbędzie się w towarzystwie matki. Właśnie Maciek kończył rozmawiać z nią na temat nastolatki.
- Często ma takie napady agresji?
- Głównie kiedy coś złego dotyczy One Rotation. Wie pan, to jej ulubiony zespół, jej idole...
- Chyba aż za bardzo – do rozmowy wtrącił się Cichy – Czy zdaje pani sobie sprawę, co córka robi właśnie teraz, w tej chwili?
- Nie bardzo.
- Otóż rozebrana do połowy przylega tyłkiem do plakatu, pojękuje i wykrzykuje słowa „Och Zajeb, ty mój mężusiu”
- Ach, to. Wtedy lepiej jej nie przeszkadzać. Raz gdy weszłam do pokoju i powiedziałam, żeby przestała się wygłupiać, omal mnie nie pobiła. Nie chciała się uspokoić, dopóki nie przeprosiłam plakatu.
Policjanci wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- Powinna pani poprosić o pomoc specjalistę. Znaczy się, psychologa – Cichy sam nie wierzył, że to mówi.
- To chyba nie będzie takie proste. Ona uważa, że chcę zniszczyć jej męża, rozwalić jej związek i stoję na drodze jej szczęścia.
- Pojebana – mruknął pod nosem Czerwiński
- Licz się pan ze słowami! Mimo wszystko, to moja córka.
- To proszę jej pomóc, zamiast bezczynnie patrzeć jak popada w obłęd. Wysadzić w powietrze te łan erekszyn i byłby spokój...
- Czy Andżelika byłaby w stanie zaatakować kogoś? No jakby ktoś wyzywał One Rotation czy podarł plakat.
- Nie wiem. Czasem naprawdę nie potrafi się kontrolować.
Rozmowę przerwał dzwoniący telefon Maćka.
- Przepraszam na moment. Ernest? Co jest?
- Faneczki w natarciu. I „c” ma teraz matmę, nauczycielka wyszła na chwilę po dziennik, a kiedy wróciła, na środku klasy leżał skatowany chłopak. Jakoś niespecjalnie się kryły, ba, nawet są z siebie dumne.
- A za co oberwał?
- Narysował na tablicy szubienicę, na której „wisiał” kontur loga One Rotation.
- Skaranie boskie z tymi faneczkami... Istna Sodoma i Gomora.
- Ale do podpalenia Adama się nie przyznają. Twierdzą, że miały inną zemstę przygotowaną dla niego.
- Konkretnie?
- Chciały mu do koszulki przykleić zdjęcie chłopaków z One Rotation, żeby musiał chodzić z nimi przez cały dzień, dopóki nie wróci do domu i nie zmieni ubrań. Twierdzą, że jego kumple, też antyfani, mieliby niezły ubaw.
- Coś w tym jest. Ale w takim razie kto wylał benzynę na Adama i go podpalił?
- Wciąż szukamy odpowiedzi.

Chwilę później, dom państwa Połaneckich.
- No, jesteś w końcu kochanie. Panowie są z policji, chcieliby zadać kilka pytań.
- Ale w jakiej sprawie? Mój mąż nic nie zrobił! Jest niewinny!
- Dziecko, jaki mąż? Ty masz trzynaście lat, zastanów się, co ty mówisz! - upomniał ją Maciek, zapominając, że taka rozmowa nie będzie miała sensu
- Pan kłamie! Pan chce go zniszczyć, ale my się nie damy!
- Spokojnie, nic takiego nie przyszło nam do głowy – zapewnił spokojnym tonem Cichy – Chodzi o Adama. Wczoraj został podpalony po wyjściu ze szkoły.
- No wiecie, za bardzo się napalił chłopak na One Rotation, aż się podpalił.
- Sam?
- No, może to taka kara boska za ten plakat.
Maciek ukradkiem napisał smsa do Ernesta, aby sprawdzili szkolną szafkę dziewczyny.
- Dlaczego on to zrobił?
- Bo wszyscy im zazdroszczą. Popularności, urody, pieniędzy, żon... I oni ratują życie. One Rotation to nie muzyka, to styl życia! A wszyscy, którzy chcą ich zniszczyć, powinni się zabić, bo tylko zatruwają ten świat.
- A gdyby tak ktoś ich wyręczył?
- Na przykład kto? My tylko bronimy naszych kochanych...
- Pedałków – pomyślał Maciek – Dobrze, dobrze. Adam zrobił im krzywdę. Jaka kara powinna go spotkać?
- Surowa – odpowiedziała umiejętnie nastolatka
- A po co ci zapałki w szkole? - zapytał, odczytawszy smsa
- Skąd pan wie?
- Sprawdziliśmy twoją szafkę. A więc?
Dziewczynka zamilkła. Maciek postanowił ją prowokować, dopóki trzynastolatka nie wytrzyma psychicznie i powie coś, co chciałaby ukryć przed policją.
- Co ja tu sobie gębę strzępię po próżnicy... Adam słusznie zrobił i chwała mu za to. Do odważnych świat należy!
- To ja może panu podrę plakat zespołu King albo Zed Leddepin czy innego gówna, którego pan słucha.
- Słuchaj, dziewczyno. Oni tworzyli własną muzykę, piosenki powstawały spontanicznie, chwilowy napływ myśli, jedna sytuacja, błysk inteligencji. A One Rotation? Przerabiają te genialne teksty sprzed lat, bezczeszczą piosenki tylko po to, by dostać kasę.
- Nieprawda! Oni to robią z przyjaźni!
- Przyjaźni? Chyba w to nie wierzysz. Spędzają czas razem, bo im za to płacą. W rzeczywistości to wszystko mają gdzieś. I te plakaty, antyfanów i faneczki oraz ich wojny... Dla nich liczy się tylko kasa.
- Kłamie pan!
- Takich ludzi jak Adam powinno być więcej. Wszyscy powinni drzeć plakaty i niszczyć tę tanią komerchę.
- To byłoby większe ognisko! Bo niech no tylko ktoś tknie naszych mężów, to my go spalimy jak Adama, wrzucimy pod pociąg albo powiesimy!
- Aha! Więc to jednak ty i twoje koleżanki?
- Należało się chujowi! Szkoda, że nie został z niego tylko popiół! Byłaby zajebista ofiara dla mężów!
- Do pieca z nią – zarządził Cichy – Znaczy się, do pierdla.
- Przecież ona jest za młoda.
- Racja. To na komendę, a potem zadzwonimy do ośrodka.

czwartek, 25 lipca 2013

7. Psychofanki cz. 1

Niedziela, wieczór. Cichy, Ernest i Kacper przygotowują się do akcji.
- Nie mamy żadnych dowodów. Jedyne wyjście to złapać go na gorącym uczynku i powstrzymać przed kolejnym morderstwem. Aśka obserwuje jego dom, jak wyjdzie to da nam znać i będzie go śledzić – poinformował głównodowodzący
- Jedno pytanko – wtrącił Mol – skąd pewność, że to właśnie on?
- Świadek widział ten samochód na miejscu ostatniej zbrodni. Nie mamy pewności, dlatego obserwujemy, czy to czasem nie on.
- A co jeśli jest niewinny?
- Kacper, kurwa, czy ty pierwszy dzień jesteś w policji?
- Spokojnie, co ty taki nerwowy?
W tym momencie w biurze pojawił się Maciek Czerwiński.
- A ty nam nie pomożesz?
- Muszę poświęcić trochę czasu rodzinie. Doskonale sobie poradzicie beze mnie.
- Ha, teraz sobie przypomniał, że ma żonę. Dupy i tak ci nie da.
- Spierdalaj. Z takimi zaczepkami to do piaskownicy – odwrócił się na pięcie, szykując się do wyjścia z biura. Aleks nie dał jednak za wygraną.
- Ale faktem jest, że woli pieprzyć się z innym facetem, a nie z tobą
- Co ci odjebało? Nigdy taki nie byłeś, a teraz nie odpuścisz żadnej okazji, żeby wbić mi szpilę. Znamy się tyle lat i co? Taki z ciebie przyjaciel?
- Miałeś wspaniałą kobietę, zjebałeś to, więc czego jeszcze oczekujesz?
- Na pewno nie takich tekstów od najlepszego przyjaciela. Byłego już przyjaciela.
- Cichy, on ma rację – rzekł Ernest, gdy ich kolega wyszedł – Zmieniłeś się.
- A idźcie wy wszyscy w cholerę!
- Co z akcją?
W odpowiedzi machnął lekceważąco ręką.

Następny dzień, ranek. Komendant zwołał spotkanie grupy inspektora Ciszniewskiego na godzinę dziewiątą w biurze. Wszyscy stawili się punktualnie, nie chcąc podpaść szefowi.
- Na początek gratuluję udanej akcji. Świetnie sobie poradziliście. Kto by pomyślał, że taki szanowany prawnik może być seryjnym mordercą... Cóż, śmierć dziecka każdemu może pomieszać zmysły. Dobra, dość tego dobrego – przechodzę do sedna i zapewniam, że miło nie będzie: Ostatnimi czasy dochodzą mnie niepokojące głosy. Podinspektor Ciszniewski, nadkomisarz Czerwiński, wystąp!
Obaj zgodnie i posłusznie wykonali polecenie.
- Co się z wami do jasnej cholery dzieje? Tyle lat owocnej współpracy, tylu przestępców zatrzymanych, tyle zagadek rozwiązanych... Swego czasu byliście postrachem bandziorów w mieście. Informatorzy donosili mi, że niektórzy nawet, dokonując zbrodni, modlili się, żeby śledztwo nie przypadło właśnie wam. A teraz co do diabła? Nawet spojrzeć na siebie nie potraficie!
- Panie komendancie... - zaczął Cichy, lecz szybko został zgaszony przez szefa
- Zamilcz! Jeśli sytuacja się nie poprawi, zdegraduję was obu, a zespołem będzie kierować... yyy... aspirant Gurguła. Tego chyba nawet w najgorszych snach się nie spodziewaliście!
Wszyscy mieli zdziwione miny z wyjątkiem Joanny, która wyglądała na oburzoną. „Kolejny męski szowinista” - pomyślała o przełożonym.
- Aha, jeszcze jedno. Żebyście trochę ochłonęli, przez następny tydzień będziecie pracować jako dwa mniejsze zespoły.
- Jeśli można, to ja do siebie wezmę Kacpera – wtrącił kilka słów Czerwiński
- Kacpra.
- W porządku. Więc nadkomisarz Mol będzie pracował z podinspektorem Ciszniewskim, a nadkomisarz Czerwiński z komisarzem Szewcem. Wszyscy zadowoleni, dziękuję, do widzenia.
Jednak nikt nie wyglądał na zachwyconego. W szczególności jedyna kobieta w biurze, która czuła, że celowo została pominięta.
- Myślę, że Joanna dołączy do...
- Sama dokona wyboru – stwierdził Maciek
- Dobrze. A więc, Joanno, z kim chcesz pracować przez najbliższy tydzień?
Wbrew pozorom, wybór wcale nie był taki prosty. Zarówno Maciek, jak i Cichy, wciąż nie traktowali jej jak pełnoprawnego członka ekipy. W przypadku starszego stopniem irytowało ją, kiedy oficjalnie zwracał się do niej mówiąc nieswoim głosem „Joanna”. Jakby nie potrafił zrozumieć, że mogą mówić najprościej – Aśka. Jednak w jego ekipie był Kacper, z którym miała najlepsze relacje w biurze. Z drugiej strony, Maciek szybciej oswajał się z nową sytuacją i coraz swobodniej czuła się w jego towarzystwie. Zaczynał wydawać się być w porządku, jak zapewniał nadkomisarz Mol. Nie wiedziała jednak, czy wystarczająco komfortowo będzie czuć się w tej grupie.
- To ja może... kawy zrobię?
- A wybór?
- Jaki wybór? - uśmiechnęła się, udając niewiniątko
- Aśka... - Kacper pogroził jej palcem
- No dobra. Maciek, nie obraź się, ale posiedzę z Cichym i Kacprem
- Tylko nie oskarż jej o zdradę – zaśmiał się podinspektor
- Kurwa, uspokoisz się w końcu czy nie?! - zacisnął już rękę w pięść, więc Ernest natychmiast przytrzymał go, aby się nie rzucił na Aleksa. Ten tylko zaśmiał się i wyszedł z biura.

Środa, popołudnie. Ernest przez chwilę rozmawia przez telefon, po czym zwraca się do Czerwińskiego:
- Mamy sprawę. Chłopak podpalony przed szkołą, tuż po lekcjach. Gimnazjum nr 4 im. Józefa Piłsudskiego na Legnickiej.
- No to jazda.
Kilka minut później, szkoła.
- Idź sprawdzić zapis monitoringu, ja pogadam z dyrektorem.
- Okej...
- Komisarz Czerwiński, wydział śledczy – pokazał odznakę, wchodząc do sekretariatu
- Zbigniew Chodzki, dyrektor. Zapraszam do gabinetu. Podać coś? Kawy, herbaty?
- I ciasteczko? Nie przyjechałem tu na pogaduszki. Kilka minut temu na ulicy, kilka metrów stąd, podpalono ucznia tej szkoły. Zabrało go pogotowie.
- Nauczyciele nie biorą odpowiedzialności za uczniów, gdy ci skończą lekcje. To pewnie jakiś szczeniacki wybryk.
- Mam uwierzyć, że chłopak sam się położył na środku chodnika, polał benzyną i podpalił?
- No wie pan co oni dzisiaj mają w głowach...
- Wcale nie mają głów. Dobrze, czy mogę prosić o dane tego ucznia?
- Z tego co udało mi się dowiedzieć, to Adam Rubiński z I „c”. Ma opinię takiego trochę łobuza.
- Co znaczy „trochę łobuza”?
- Do najspokojniejszych nie należy, ale raczej wie, gdzie leżą granice.
- Przed chwilą pan sugerował, że to mógł być szczeniacki kawał. Więc?
- No może nie on sam to zrobił, ale jego koledzy chcieli sobie zrobić jaja, nie pomyśleli, no i... nieszczęście gotowe.
- Miał jakichś wrogów?
- Musiałby pan popytać wychowawcę, a najlepiej kolegów z jego klasy. Ale oni są już po lekcjach, więc dzisiaj ich pan nie złapie.
- Od której jutro mają lekcje? Od ósmej?
- Chwila, niech spojrzę na plan... tak, mają polski na pierwszym piętrze, z panią Chlebarz. Jakby nie było, to właśnie ich wychowawczyni.
- W takim razie nic tu po mnie. Jeśli nie ma pan nic przeciwko, popytamy jeszcze innych pracowników szkoły. Do zobaczenia jutro.

Tego samego dnia, wieczorem. Komenda.
- Rodzice chłopaka są załamani. Jak twierdzą, był na tyle rozsądny, że samemu się do czegoś takiego by się nie posunął – zaczął Ernest
- No tak. Kto normalny podpaliłby samego siebie w środku dnia na środku ulicy? Że też ten cholerny monitoring nic nie złapał. Poważnie nie ma żadnych świadków?
- Inni uczniowie byli już pewien kawałek stąd, bo Adam został chwilę po lekcjach. Dopiero kiedy usłyszeli jakieś krzyki, odwrócili się i zobaczyli płonącego chłopaka, turlającego się po ziemi. Próbował zgasić ogień.
- Tyle dobrze, że ktoś mu kiedyś powiedział, jak trzeba się zachować...
- Mimo to, ma dotkliwie poparzone plecy. Z reszty oparzeń się jakoś wyliże, ale tutaj chyba potrzebny będzie przeszczep skóry...
- Myślisz, że ktoś z jego kolegów mógł to zrobić „tak dla beki”?
- Nie wiem, ale jestem pewien, że zainteresuje cię pewien filmik na jego telefonie.
- Tak? Dawaj!
Komisarz podszedł do biurka Czerwińskiego i podał mu urządzenie. Maciek z uwagą przyglądał się nakręconej scenie, nie powstrzymując się od komentarzy.
- Czy ja dobrze widzę, czy gość trzyma plakat Łan Erekszyn? - celowo przerobił nazwę zespołu
- One Rotation – poprawił go Ernest
- Podarł? Brawo, też bym tak zrobił! Ale co to ma do naszej sprawy? Pedały z plakatu ożyły i podpaliły chłopaka? - zakpił komisarz
- Oni może nie, ale zobacz reakcję tych dziewczyn.
Kilka nastolatek z klasy Adama rzuciło się na niego. Wyraźnie były zdenerwowane zachowaniem chłopaka. Nie przebierając w słowach, popychały go na ścianę.
- Ja pierdolę, co za dzieciarnia! Ty słyszałeś jakich one słów używają?
- Kurwa, pizda, szmata, chuj... - zaczął wyliczać
- Czyli słyszałeś. I to 13 lat mają... Faneczki chyba, bo inaczej nie byłyby takie zbulwersowane. Nie no, gdyby moja córka była jedną z erekszoners...
- Na twoje szczęście nie jest. Tym dziewczynom trzeba się uważniej przyjrzeć, co?
- Racja. Jak pojedziemy jutro do szkoły, to weźmiemy je na indywidualne pogadanki. Po kolei, jedna po drugiej. W grupie to takie zwarte i gotowe, a w pojedynkę może się złamią... Kiedy nagrano ten filmik?
- W piątek. Wiesz, obawiam się, że we dwóch nie damy rady.
- Chcesz poprosić Aleksa o pomoc?
- Kiedyś tworzyliście team...
- Lepiej Kacpera albo Aśkę – zakończył dyskusję stanowczym tonem.

poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 6 - Zazdrośnik

- A tobie co? - zapytał Kacper, gdy Czerwiński wrócił do biura
- Poprawiła mi. Jeden policzek od Aśki, drugi od żony. Czuję się znokautowany.
- Ha! - zawołała tryumfalnie Joasia – I to przez kogo? Kobiety!
- Nie dobijaj mnie.
- Ty się ciesz, że garnkiem czy patelnią nie dostałeś – zaśmiał się Kacper.
W odpowiedzi Czerwiński uciszył go karcącym spojrzeniem.
- Jak nasza sprawa? Znamy już tożsamość mężczyzny, który nachodził naszą ofiarę?
- Pracujemy nad tym.
- Pracujemy?! Kurna, mieliście tyle czasu i ciągle pracujemy?!
- A ty gdzie byłeś w tym czasie? - wypomniała mu Joanna
- Dobra, to pracujcie dalej. Ja pojadę... albo lepiej nie. Wolę wysłać Kacpera, bo jeszcze trzeci raz dostanę... No nie śmiej się tak, tylko łap kluczyki!
- Dobra, ale dokąd?
- Żona ofiary rano nie była w stanie z nami rozmawiać. Lekarz stwierdził, żeby spróbować po południu, więc... do roboty. Aśka, trzeba jeszcze sprawdzić syna ofiary. Nie mam pojęcia, jakim cudem go przeoczyliśmy. Zajmiesz się tym?
- Dobra. A ty lepiej przyłóż sobie lód do policzków.
- Dzięki – odparł ironicznie
- Mówiłam poważnie.

Kolejne kilkanaście minut Czerwiński spędził w biurze, przeglądając monitoring z biura Kazimierza Więdnickiego. Zauważył, że na każdym ze spotkań z nieznajomym mężczyzną, zamordowany dawał mu kopertę, której zawartością mogły być pieniądze. Komisarz rozpisał sobie wszystkie wizyty na kartce i zauważył pewną prawidłowość w datach. Powtarzały się one co cztery dni robocze – Więdnicki pięciokrotnie spotkał się z niemile widzianym gościem we wtorek, szesnastego, potem poniedziałek, dwudziestego drugiego, następnie w piątek, dwudziestego szóstego. Kolejna wizyta miała przypaść na czwartek, drugiego, lecz ze względu na długi weekend i wolne dni w fabryce, pojawił się dopiero szóstego, w poniedziałek i dziesiątego, w piątek.
- Jeśli nie wie o śmierci prezesa, przyjdzie także po raz kolejny... w czwartek, szesnastego.
Spojrzał na kalendarz wiszący na ścianie. Jutro właśnie wypadał ten dzień. Uśmiechnął się pod nosem, zacierając ręce.

Piątek, 13:50. Firma Kazimierza Więdnickiego. Zaalarmowany przez mundurowych Maciek podjeżdża samochodem i zatrzymuje się u bramy. Od razu spostrzegł samochód podejrzanego. Powoli skierował się w tamtą stronę, a gdy zobaczył, że podenerwowany mężczyzna wychodzi z budynku, przyspieszył kroku.
- Panie, masz pan ognia? - zagadnął go Czerwiński
- Spadaj, nie mam czasu.
- Ale to tylko chwila, pan da zapalniczkę, skorzystam i już mnie nie ma...
- Ech, no dobra
Kiedy mężczyzna sięgnął do kieszeni, Maciek złapał go za drugą rękę, pociągnął, a następnie pchnął na maskę samochodu.
- Policja. Jesteś zatrzymany pod zarzutem zabójstwa Kazimierza Więdnickiego.
- Że co?

Dwie godziny później, komenda. Trwa przesłuchanie zatrzymanego. W pokoju przebywa Maciek, natomiast z pomieszczenia obok przebieg rozmowy obserwowali Kacper i Joanna.
- Nie zabiłem go! Dlaczego miałbym to robić?
- No tak, szkoda byłoby sobie odcinać taki zastrzyk gotówki. Ale mogło być tak, że za piątym razem facet się zbuntował, powiedział że to ostatni raz, więc w przypływie wściekłości...
- To nie ja!
- Zamknij się! Pojechałeś za nim, wkurwiony jak sto pięćdziesiąt, poniosło cię i go zabiłeś!
- Nie! Powiem całą prawdę! Tylko nie wrabiajcie mnie w morderstwo.
- Gadaj, póki jeszcze mam ochotę cię słuchać.
- Straciłem pracę. Jestem w trudnej sytuacji – moja żona jest w ciąży, musiała iść na urlop, a spłacamy kredyt za mieszkanie. Matka powiedziała mi, żebym poprosił o pomoc ojca. Powiedziała mi, kim naprawdę jest.
- Mam rozumieć, że jesteś synem Więdnickiego?
- Nieślubnym. Taka wakacyjna przygoda. Potem już nigdy się nie spotkali. Pojechałem do niego, rozmawiałem z nim, ale nie chciał mi pomóc. Nie miałem innego wyjścia. Zagroziłem, że jeśli nie da mi pieniędzy, wszyscy się dowiedzą. Wtedy jego pozycja w rodzinnej firmie nie byłaby już taka mocna. Więc mi płacił. Przyjeżdżałem co jakiś czas. Starał się mnie unikać, choć dobrze wiedział, że to niczego nie załatwi.
- Rysiek, zostań z nim – przywołał mundurowego, a następnie sam wyszedł do kolegów.
- Co o nim wiemy?
- Rafał Podgórski, lat 24, niekarany, bezrobotny, mieszka w Brzegu. Żonaty z Anną od 10 stycznia 2009.
Maciek uchylił drzwi i zawołał:
- Rysiu, spisz zeznania i wypuść go.
- Oszalałeś? To nasz jedyny podejrzany – Aśka nie kryła oburzenia
- To nie on. Myślicie, że naprawdę przyjechałby po pieniądze, gdyby wiedział o śmierci Więdnickiego? Co u żony?
- W małżeństwie wszystko układało się dobrze. Dogadywali się, byli małżeństwem już od przeszło dwudziestu lat. Poza wojną z teściami miał dobre relacje z rodziną.
- Chyba nie do końca – stwierdziła blondynka – Nasz zamordowany często lubił zawiesić oko na ładnych kobietach. Ba, żeby tylko na tym się kończyło. Miał liczne romanse, o których nie wiedziała żona. Tak przynajmniej twierdzi jego syn.
- Zachowywał się jakoś podejrzanie?
- Zdziwił mnie ten jego spokój. Ale to podobno po pigułach na uspokojenie, które musiał wziąć jak zadzwoniła gosposia i powiedziała mu o śmierci ojca.
- Czyli to mogła być jedna z porzuconych kochanek. No to zajebiście – skwitował i wyszedł na korytarz. Wtedy zaczepił go nieślubny syn denata, Rafał Podgórski.
- Panie komisarzu...
- Tak?
- Nie wiem czy to ważne, ale przypomniałem sobie coś, o czym chyba jednak powinienem powiedzieć.
- Słucham.
- Kiedy byłem po pieniądze szóstego, przyuważył nas jego syn. Nie wyglądał na zadowolonego.
- Domyślał się czegoś?
- Nie wiem. Być może widział kopertę. Pan Więdnicki, można powiedzieć, przepędził mnie i zaczekał na syna. Kiedy byłem na schodach, słyszałem jego podniesiony głos. Kłócili się.
- Dzięki. Mógłby pan chwilę poczekać? Na dole, tuż obok, jest kawiarnia.

Naradę trojga policjantów przerwało pojawienie się w biurze Cichego i Ernesta. Aleks nie przebierał w słowach i głośno przeklinał pijaczków, którzy wyłudzili od niego pieniądze na wino w zamian za informacje, które ostatecznie i tak nic nowego nie wniosły do sprawy. Szewc próbował uspokoić starszego kolegę, jednak bezskutecznie.
- Jebane śmiecie! Trzy stówy poszły w pizdu!
- Poskarż się staremu, może odda ci ze swoich?
- Kacper, to chyba nie jest dobry moment do żartów – zwróciła mu uwagę Joasia
- A niech kurwa zdychają! Tak! Sam bym jeszcze pomógł mordercy i powybijał tych chujów! - kontynuował rozwścieczony inspektor.
- Bingo! - zawołał nagle Maciek, zwracając na siebie uwagę wszystkich obecnych – Właśnie znaleźliście motyw zbrodni – zemsta.
- Pytanie tylko za co...
- Raczej nie chodzi o byle gówno. Miłego przeglądania akt – rzucił, podnosząc się z fotela – Kacper, Aśka za mną. Trzeba przygotować prowokację.

Piątek wieczór. Ekipa przygotowuje Rafała Podgórskiego do konfrontacji z przyrodnim bratem.
- A co jeśli zobaczy kamerę?
- Jeśli będzie pan zachowywał się naturalnie i nie zwracał szczególnej uwagi na nią, to nie powinno nic takiego się wydarzyć. Proszę pokierować rozmowę tak, żeby jednoznacznie przyznał, że to on zamordował pana Więdnickiego.
- To znaczy jak?
- Na początku spokojnie proszę to zasugerować, poruszyć temat pieniędzy oraz ich kłótni. Jeśli to nie przyniesie skutku, proszę powiedzieć to wprost.
- Mam zarzucić mu morderstwo?
- Dokładnie tak – do rozmowy Kacpra z Rafałem wtrącił się Czerwiński – Kiedy będziemy mieli przyznanie się do winy, wejdziemy do środka i zatrzymamy go.

Chwilę później, prowokacja. Rafał Podgórski zapukał do drzwi mieszkania syna ofiary. Drzwi otworzyły się, a stał w nich właśnie on. Nie wyglądał na zadowolonego z wizyty mężczyzny.
- Czego?
- Mam pewną sprawę. Mogę wejść czy będziemy rozmawiać przez próg?
- O nie. To, że mój ojciec dawał ci pieniądze nie znaczy, że ja też będę to robił. Nie jestem taki głupi jak on.
- Mam pewne informacje na temat jego śmierci...
- To znaczy?
- Mogą mieć także znaczenie co do wartości spadku. Możemy w środku?
Dwudziestolatek odsunął się w drzwiach, aby wpuścić gościa do mieszkania.
- Nieźle mieszkasz jak na swój wiek – mruknął, rozglądając się pospiesznie
- Chyba nie o tym mieliśmy rozmawiać.
- Oczywiście. Połowę majątku dziedziczyłbyś ty, a połowę twoja matka, gdyby nie fakt, że... pan Więdnicki miał jeszcze jednego, nieślubnego syna.
- Co? Ale... kim pan w ogóle jest?! - sprawiał wrażenie wyraźnie zdenerwowanego
- To ja jestem tym synem. Ojciec pomagał mi w spłacie kredytu i to dlatego dawał mi pieniądze.
- Jak śmiesz... po tylu latach...
- Komuś się to nie podobało, dlatego postanowił poważnie z nim porozmawiać, ale pokłócili się i... ja wiem kto to zrobił – dodał ciszej, obserwując blednącą twarz przyrodniego brata
- Kto?
- Zazdrość cię zeżarła, prawda?
Młodzieniec poczerwieniał i zaczął mówić przez zaciśnięte zęby:
- To wszystko mnie się należało. Obiecał mi, a teraz dał się omotać i chciał przepierdzielić majątek na ciebie. Zawsze był głupi i naiwny. Ale ja się nie dam. Ja się nie dam!
Rzucił się z pięściami na Rafała. Policjanci uznali, że mają już wystarczający dowód i już chwilę później wtargnęli do mieszkania. Kilku z nich natychmiast odciągnęło agresywnego chłopaka i skuli go kajdankami, czemu uważnie przyglądał się Kacper. Maciek natomiast zajął się przyrodnim bratem zatrzymanego.
- W porządku? - spytał Czerwiński, pomagając mu wstać
- Tak... Ja tylko chciałem spłacić kredyt, zapewnić byt żonie i dzieciom. Niczego więcej do szczęścia mi nie było trzeba.

wtorek, 16 lipca 2013

Rozdział 5 - Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach

Czwartek, ósma rano. Biuro komisarzy.
- Niemożliwe! Po prostu nie wierzę! - mówił donośnym głosem Maciek
- A tobie co? Znowu pokłóciłeś się z żoną? - mruknął poirytowany Cichy
- To nie twoja sprawa.
- Nie moja, ale wiesz co? Gdybym miał taką kobietę u swojego boku, nigdy nie pozwoliłbym, żeby czuła się źle z mojego powodu.
- Odezwał się doskonały mąż. Chyba zapominasz, jak pięknie dbałeś o żonę. W końcu poszła do łóżka z innym, a ciebie zostawiła.
- Hipokryta jebany. Najpierw daje mi do zrozumienia, żebym nie mieszał się w jego sprawy, a teraz wpierdala się w moje...
- Chłopaki, przestańcie! - pomiędzy policjantami stanęła Joanna
- No więc stary wymyślił sobie – mówił Maciek, podchodząc do okna – że skoro nasz zespół liczy sobie aż pięć osób, to możemy wziąć drugą sprawę.
- Co to za sprawa? - wtrącił się Kacper
- Zabójstwo na Klonowej. Szczegóły na miejscu zdarzenia.
- Dobra – Cichy wyprostował się dumnie, przygotowując do krótkiej „przemowy” - Ja z Ernestem dokończę sprawę seryjnego...
- A ja wezmę Kacpera i pojadę do trupa – dokończył za niego
- Kacpra.
- A co ze mną? - w tym momencie wszystkie cztery pary oczu skierowały się na stojącą pod ścianą blondynkę.
- Jedziesz z nami na Klonową.

Kilka minut później – miejsce zbrodni. Maciek, Kacper i Joasia wysiedli z samochodu. Skierowali się w stronę domu, przed którym znaleziono ciało.
- Ja pogadam z naszym patologiem, a wy przepytajcie techników – zarządził Maciek. Przystali na to i oddalili się od komisarza.
- Witam doktorze. Co my tu mamy? – podał mu swoją dłoń
- Pęknięcie podstawy czaszki. Wygląda na to, że upadł i uderzył głową o ten stopień.
- Sam upadł czy ktoś mu pomógł?
- Raczej nie obyło się bez udziału osób trzecich. Nie sądzę, żeby sam mógł tak upaść, nawet gdyby się poślizgnął. Brak śladów walki.
- Kiedy zginął?
- Jakieś 8 – 10 godzin temu. Na teraz to tyle.
- Więcej po sekcji – dokończył za niego

Tymczasem u Kacpra i Aśki.
- Ofiara to Kazimierz Więdnicki, lat 47. To jego dom, w środku nic nie zginęło, więc możemy wykluczyć napad rabunkowy. Ciało znalazła gosposia, jak co dzień przyszła do pracy do państwa Więdnickich – podsumowywał rozmowę z technikami Kacper
- Sami mieszkają w takim dużym domu?
- Wygląda na to, że tak. Trzeba będzie porozmawiać też z żoną, ale póki co jest na środkach uspokajających. A jak u ciebie?
- Sąsiedzi twierdzą, że to bardzo mili, uprzejmi i życzliwi ludzie. Dobrze żyli z innymi, raczej nie mieli wrogów.
- Raczej. Chyba że sąsiedzi nie wiedzą o nich wszystkiego.
- Na pewno nie. Stwarzali pozory szczęśliwej, spokojnej rodziny. A wewnątrz... sam wiesz jak jest. Wszystko wygląda inaczej.
- No tak...
- Więdnicki był prezesem firmy produkującej słodycze. Zarabiał dużo, dlatego żona nie musiała pracować.
- Przesłuchałem ich gosposię – do rozmowy dołączył Maciek
- I co?
- Nasz zamordowany walczył o majątek z teściami. A właściwie to oni z nim walczyli. Odsprzedali mu część udziałów w firmie, dzięki czemu miał już większość. Zaczął wprowadzać swoje porządki, zmiany, które wyszły na lepsze. Ale im się to nie podobało i chcieli odzyskać tę część udziałów. Nie było to możliwe, bo wszystko odbyło się legalnie.
- Więc to mogli być oni?
- Tu masz ich adres – podał mu kartkę, którą otrzymał od gosposi.
- A ty dokąd? - zwrócił się do Joasi – Pojedziesz ze mną do tej firmy od słodyczy. Kto wie, może załapiemy się na jakieś dobre batony?
- Czym? Autonogą? - zakpiła dziewczyna
- Pożyczyłem radiowóz od mundurowych.

- Jak twoim zdaniem powinnam nauczyć się pokory? - zapytała w samochodzie
- Słucham? A skąd takie pytanie?
- No bo pan komisarz ciągle ma jakieś zastrzeżenia do mnie. Ostatnio stwierdził pan, że jestem zarozumiała.
- Zmieniłaś taktykę – stwierdził – Teraz będziesz próbowała mi się podlizać?
- Absurd. Po prostu chcę poprawić nasze stosunki zawodowe.
- Tak? Bądź cierpliwa i pohamuj trochę ambicję.
- Dlaczego? To źle, że mam w sobie tyle siły i chęci?
- Wszystko w nadmiarze szkodzi. Był u nas taki jeden, dokładnie taki sam jak ty. Też chciał się pokazać, ciągle piąć się w górę. Chciał być najlepszy. Wiesz jak skończył?
- Wydaje mi się, że na pewno nie osiągnął celu.
- Słusznie. Wylali go.
- Ale za co? Przestał wykonywać obowiązki czy co?
- Ambicja go zeżarła. Nie chciał czekać, zaczął szukać haków na nas. Ernest o mało nie wyleciał, bo on nie zawsze kieruje się kodeksem karnym.
- To znaczy? Łamie prawo?
- Teoretycznie tak, ale... sama powiedz – czy chłopak, który zabił kolesia za brutalny gwałt na swojej dziewczynie albo kobieta, która zabiła męża, bo znęcał się nad nią i dziećmi, mają iść do więzienia? Dlaczego mają płacić także ich bliscy? Ta dziewczyna, która potrzebuje teraz wsparcia, czy dzieci, rozdzielone i tułające się po ośrodkach wychowawczych... To właśnie strach, że któregoś dnia zapłacą za grzechy jest dla nich karą. Dopóki będą mieli coś do stracenia, będą się bać. A nie, że odsiedzi w cieple i z dachem nad głową kilka lat i już prawnie wina odkupiona.
Dziewczyna zamilkła. Komisarz dodał chwilę później:
- A z tamtym gościem... no cóż, popełnił błąd. Mafia zaproponowała mu współpracę, a on oczywiście się zgodził, bo dzięki temu poczuł się ważniejszy. Już po pierwszej akcji odkryli, że jest kretem.

Godzina 10:15, komenda. Trójka policjantów prowadzących sprawę zamordowania biznesmena Kazimierza Więdnickiego wymieniała się w biurze zdobytymi informacjami.
- Wśród pospolitych pracowników, znaczy się, tych najniżej w hierarchii, był dobrym szefem. Wyrozumiały, spokojny, inteligentny, punktualny, szczery. Mówili o nim w samych superlatywach – zaczęła Joasia
- Wyżej postawieni, znaczy się sekretarki, zastępcy, kierownicy twierdzą, że czasem nachodzili go w biurze teściowie. Kończyło się na kilku krzykach, hałasach i groźbach wezwaniem ochrony, jednak za każdym razem wychodzili sami. Aha, przychodził jeszcze do niego jakiś mężczyzna, ale nie chciał z nim rozmawiać.
- Co to za mężczyzna? Znamy jego tożsamość?
- Jeszcze nie, ale wzięliśmy zapis monitoringu, prawda pani sierżant?
- Tak, oczywiście. Dzięki temu będziemy mieli jego zdjęcie. Popytamy rodzinę, może go znają. Jak teściowie?
- W ogóle się nie przejęli, ale to nie oni.
- Skąd to wiesz?
- Widziałem ich reakcję. Nie mieli pojęcia, że ich zięć nie żyje, dopóki im tego nie powiedziałem. Widzę kiedy ktoś gra, a kiedy nie.
- Tak? Przekonajmy się.
Maciek podszedł do Joanny i pocałował ją w policzek.
- Grałem czy to było naturalne?
- Grałeś – zaczął się śmiać
- Kurna, to aż tak było widać?
- No nie, zrobiłeś to prawie perfekcyjnie, ale jedna rzecz cię zdradziła.
- Co?
- Twoja niechęć do naszej blondwłosej koleżanki. Sam z siebie, tak po prostu nie pocałowałbyś jej w policzek.
- Ale jak byś nie wiedział...
- To i tak bym odgadł. Ślamazarnie do tego podchodziłeś, musnąłeś jej policzek wargami i gwałtownie się odsunąłeś. To musi być bardziej płynne, żeby wyglądało realistycznie.
- To zaprezentuj mądralo. Aśka, nadstaw mu drugi policzek.
- O nie, nie ma mowy. I tak powinnam strzelić panu w twarz za tamtą akcję. Poza tym, nie jesteśmy na ty.
- To dobra, przechodzimy na ty, strzelisz mi w twarz, ale jak dasz mu się pocałować.
- Ej no. Dlaczego tak panu na tym zależy?
- Bo chcę w końcu zobaczyć naszego podrywacza w akcji – puścił do niego oczko, na co tamten pokręcił głową
- No dawaj, wiem że o tym marzysz
- O pocałunku? Pogięło?
- O tym, by strzelić mi w twarz.
Wyprostował się dumnie, a wtedy Joasia zamachnęła się i uderzyła go z otwartej dłoni w policzek.
- O żesz ty w dupę! Ma kobieta siłę – przyznał, trzymając się za poczerwieniałe miejsce – To teraz moje show
- Phi, nauczyciel całowania się znalazł – prychnął, kiedy Kacper cmoknął dziewczynę w drugi policzek – Wcale nie zrobiłeś tego lepiej.
- No bo tak w policzek to dziwnie! W usta powinno się całować.
- Co to to nie. Biorę się za raporty.
- Ech, to poczucie humoru Kacpera.
- Ale przynajmniej potrafiłem zagonić ją do raportów, nie to co ty.
- A kto pierwszy ją pocałował?
Pech chciał, że w tym momencie w drzwiach pojawiła się żona Maćka. Czerwiński zdał sobie sprawę, że powiedział kilka słów za dużo, które dla ukochanej zabrzmiały jednoznacznie. Odwróciła się na pięcie i pobiegła w głąb korytarza.
- Ja pierdole – zaklął komisarz i wybiegł za kobietą.