wtorek, 16 lipca 2013

Rozdział 5 - Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach

Czwartek, ósma rano. Biuro komisarzy.
- Niemożliwe! Po prostu nie wierzę! - mówił donośnym głosem Maciek
- A tobie co? Znowu pokłóciłeś się z żoną? - mruknął poirytowany Cichy
- To nie twoja sprawa.
- Nie moja, ale wiesz co? Gdybym miał taką kobietę u swojego boku, nigdy nie pozwoliłbym, żeby czuła się źle z mojego powodu.
- Odezwał się doskonały mąż. Chyba zapominasz, jak pięknie dbałeś o żonę. W końcu poszła do łóżka z innym, a ciebie zostawiła.
- Hipokryta jebany. Najpierw daje mi do zrozumienia, żebym nie mieszał się w jego sprawy, a teraz wpierdala się w moje...
- Chłopaki, przestańcie! - pomiędzy policjantami stanęła Joanna
- No więc stary wymyślił sobie – mówił Maciek, podchodząc do okna – że skoro nasz zespół liczy sobie aż pięć osób, to możemy wziąć drugą sprawę.
- Co to za sprawa? - wtrącił się Kacper
- Zabójstwo na Klonowej. Szczegóły na miejscu zdarzenia.
- Dobra – Cichy wyprostował się dumnie, przygotowując do krótkiej „przemowy” - Ja z Ernestem dokończę sprawę seryjnego...
- A ja wezmę Kacpera i pojadę do trupa – dokończył za niego
- Kacpra.
- A co ze mną? - w tym momencie wszystkie cztery pary oczu skierowały się na stojącą pod ścianą blondynkę.
- Jedziesz z nami na Klonową.

Kilka minut później – miejsce zbrodni. Maciek, Kacper i Joasia wysiedli z samochodu. Skierowali się w stronę domu, przed którym znaleziono ciało.
- Ja pogadam z naszym patologiem, a wy przepytajcie techników – zarządził Maciek. Przystali na to i oddalili się od komisarza.
- Witam doktorze. Co my tu mamy? – podał mu swoją dłoń
- Pęknięcie podstawy czaszki. Wygląda na to, że upadł i uderzył głową o ten stopień.
- Sam upadł czy ktoś mu pomógł?
- Raczej nie obyło się bez udziału osób trzecich. Nie sądzę, żeby sam mógł tak upaść, nawet gdyby się poślizgnął. Brak śladów walki.
- Kiedy zginął?
- Jakieś 8 – 10 godzin temu. Na teraz to tyle.
- Więcej po sekcji – dokończył za niego

Tymczasem u Kacpra i Aśki.
- Ofiara to Kazimierz Więdnicki, lat 47. To jego dom, w środku nic nie zginęło, więc możemy wykluczyć napad rabunkowy. Ciało znalazła gosposia, jak co dzień przyszła do pracy do państwa Więdnickich – podsumowywał rozmowę z technikami Kacper
- Sami mieszkają w takim dużym domu?
- Wygląda na to, że tak. Trzeba będzie porozmawiać też z żoną, ale póki co jest na środkach uspokajających. A jak u ciebie?
- Sąsiedzi twierdzą, że to bardzo mili, uprzejmi i życzliwi ludzie. Dobrze żyli z innymi, raczej nie mieli wrogów.
- Raczej. Chyba że sąsiedzi nie wiedzą o nich wszystkiego.
- Na pewno nie. Stwarzali pozory szczęśliwej, spokojnej rodziny. A wewnątrz... sam wiesz jak jest. Wszystko wygląda inaczej.
- No tak...
- Więdnicki był prezesem firmy produkującej słodycze. Zarabiał dużo, dlatego żona nie musiała pracować.
- Przesłuchałem ich gosposię – do rozmowy dołączył Maciek
- I co?
- Nasz zamordowany walczył o majątek z teściami. A właściwie to oni z nim walczyli. Odsprzedali mu część udziałów w firmie, dzięki czemu miał już większość. Zaczął wprowadzać swoje porządki, zmiany, które wyszły na lepsze. Ale im się to nie podobało i chcieli odzyskać tę część udziałów. Nie było to możliwe, bo wszystko odbyło się legalnie.
- Więc to mogli być oni?
- Tu masz ich adres – podał mu kartkę, którą otrzymał od gosposi.
- A ty dokąd? - zwrócił się do Joasi – Pojedziesz ze mną do tej firmy od słodyczy. Kto wie, może załapiemy się na jakieś dobre batony?
- Czym? Autonogą? - zakpiła dziewczyna
- Pożyczyłem radiowóz od mundurowych.

- Jak twoim zdaniem powinnam nauczyć się pokory? - zapytała w samochodzie
- Słucham? A skąd takie pytanie?
- No bo pan komisarz ciągle ma jakieś zastrzeżenia do mnie. Ostatnio stwierdził pan, że jestem zarozumiała.
- Zmieniłaś taktykę – stwierdził – Teraz będziesz próbowała mi się podlizać?
- Absurd. Po prostu chcę poprawić nasze stosunki zawodowe.
- Tak? Bądź cierpliwa i pohamuj trochę ambicję.
- Dlaczego? To źle, że mam w sobie tyle siły i chęci?
- Wszystko w nadmiarze szkodzi. Był u nas taki jeden, dokładnie taki sam jak ty. Też chciał się pokazać, ciągle piąć się w górę. Chciał być najlepszy. Wiesz jak skończył?
- Wydaje mi się, że na pewno nie osiągnął celu.
- Słusznie. Wylali go.
- Ale za co? Przestał wykonywać obowiązki czy co?
- Ambicja go zeżarła. Nie chciał czekać, zaczął szukać haków na nas. Ernest o mało nie wyleciał, bo on nie zawsze kieruje się kodeksem karnym.
- To znaczy? Łamie prawo?
- Teoretycznie tak, ale... sama powiedz – czy chłopak, który zabił kolesia za brutalny gwałt na swojej dziewczynie albo kobieta, która zabiła męża, bo znęcał się nad nią i dziećmi, mają iść do więzienia? Dlaczego mają płacić także ich bliscy? Ta dziewczyna, która potrzebuje teraz wsparcia, czy dzieci, rozdzielone i tułające się po ośrodkach wychowawczych... To właśnie strach, że któregoś dnia zapłacą za grzechy jest dla nich karą. Dopóki będą mieli coś do stracenia, będą się bać. A nie, że odsiedzi w cieple i z dachem nad głową kilka lat i już prawnie wina odkupiona.
Dziewczyna zamilkła. Komisarz dodał chwilę później:
- A z tamtym gościem... no cóż, popełnił błąd. Mafia zaproponowała mu współpracę, a on oczywiście się zgodził, bo dzięki temu poczuł się ważniejszy. Już po pierwszej akcji odkryli, że jest kretem.

Godzina 10:15, komenda. Trójka policjantów prowadzących sprawę zamordowania biznesmena Kazimierza Więdnickiego wymieniała się w biurze zdobytymi informacjami.
- Wśród pospolitych pracowników, znaczy się, tych najniżej w hierarchii, był dobrym szefem. Wyrozumiały, spokojny, inteligentny, punktualny, szczery. Mówili o nim w samych superlatywach – zaczęła Joasia
- Wyżej postawieni, znaczy się sekretarki, zastępcy, kierownicy twierdzą, że czasem nachodzili go w biurze teściowie. Kończyło się na kilku krzykach, hałasach i groźbach wezwaniem ochrony, jednak za każdym razem wychodzili sami. Aha, przychodził jeszcze do niego jakiś mężczyzna, ale nie chciał z nim rozmawiać.
- Co to za mężczyzna? Znamy jego tożsamość?
- Jeszcze nie, ale wzięliśmy zapis monitoringu, prawda pani sierżant?
- Tak, oczywiście. Dzięki temu będziemy mieli jego zdjęcie. Popytamy rodzinę, może go znają. Jak teściowie?
- W ogóle się nie przejęli, ale to nie oni.
- Skąd to wiesz?
- Widziałem ich reakcję. Nie mieli pojęcia, że ich zięć nie żyje, dopóki im tego nie powiedziałem. Widzę kiedy ktoś gra, a kiedy nie.
- Tak? Przekonajmy się.
Maciek podszedł do Joanny i pocałował ją w policzek.
- Grałem czy to było naturalne?
- Grałeś – zaczął się śmiać
- Kurna, to aż tak było widać?
- No nie, zrobiłeś to prawie perfekcyjnie, ale jedna rzecz cię zdradziła.
- Co?
- Twoja niechęć do naszej blondwłosej koleżanki. Sam z siebie, tak po prostu nie pocałowałbyś jej w policzek.
- Ale jak byś nie wiedział...
- To i tak bym odgadł. Ślamazarnie do tego podchodziłeś, musnąłeś jej policzek wargami i gwałtownie się odsunąłeś. To musi być bardziej płynne, żeby wyglądało realistycznie.
- To zaprezentuj mądralo. Aśka, nadstaw mu drugi policzek.
- O nie, nie ma mowy. I tak powinnam strzelić panu w twarz za tamtą akcję. Poza tym, nie jesteśmy na ty.
- To dobra, przechodzimy na ty, strzelisz mi w twarz, ale jak dasz mu się pocałować.
- Ej no. Dlaczego tak panu na tym zależy?
- Bo chcę w końcu zobaczyć naszego podrywacza w akcji – puścił do niego oczko, na co tamten pokręcił głową
- No dawaj, wiem że o tym marzysz
- O pocałunku? Pogięło?
- O tym, by strzelić mi w twarz.
Wyprostował się dumnie, a wtedy Joasia zamachnęła się i uderzyła go z otwartej dłoni w policzek.
- O żesz ty w dupę! Ma kobieta siłę – przyznał, trzymając się za poczerwieniałe miejsce – To teraz moje show
- Phi, nauczyciel całowania się znalazł – prychnął, kiedy Kacper cmoknął dziewczynę w drugi policzek – Wcale nie zrobiłeś tego lepiej.
- No bo tak w policzek to dziwnie! W usta powinno się całować.
- Co to to nie. Biorę się za raporty.
- Ech, to poczucie humoru Kacpera.
- Ale przynajmniej potrafiłem zagonić ją do raportów, nie to co ty.
- A kto pierwszy ją pocałował?
Pech chciał, że w tym momencie w drzwiach pojawiła się żona Maćka. Czerwiński zdał sobie sprawę, że powiedział kilka słów za dużo, które dla ukochanej zabrzmiały jednoznacznie. Odwróciła się na pięcie i pobiegła w głąb korytarza.
- Ja pierdole – zaklął komisarz i wybiegł za kobietą.

3 komentarze :